„Jesteśmy Wilnu przypisani…”

Wywiad z kierownikiem Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Wilnie Stanisławem Cygnarowskim

Panie Konsulu, witamy Pana znów w Wilnie. Po czterech latach powrócił Pan na placówkę dyplomatyczną. Środowisko polskie z ogromną sympatią wspomina Pana działalność w poprzedniej kadencji. Z jakimi myślami, uczuciami i zamiarami Pan tutaj powrócił?

Dziękuję za ciepłe słowa i za sformułowanie, że wróciłem tutaj. Ktoś nawet powiedział, że wróciłem po ponad czterech latach urlopu. Rzeczywiście, należało mi się trochę „urlopu” – odpoczynku od Wilna, bo powiem szczerze, że po ponad sześciu latach pracy tutaj zacząłem odczuwać pewne nasycenie problematyką. Przede wszystkim dlatego, że jest to problematyka trudna, gdzie niełatwo o natychmiastowy sukces, gdzie wiele spraw, które chciałoby się koniecznie załatwić – jest nie do załatwienia. Wspomniany „urlop” spędziłem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Departamencie Współpracy z Polonią (jako naczelnik wydziału Polonii, a potem wicedyrektor tego departamentu), potem – niespełna rok – jako konsul generalny w Malmö w Szwecji. Kiedy zapadła decyzja o zamknięciu placówki z powodów oszczędnościowych, zaproponowano mi powrót do Wilna, co przyjąłem z dużym zadowoleniem. Sprawami Litwy zajmowałem się pracując w Warszawie, ale i w Malmö nieustannie podglądałem w Internecie, co tu słychać. Wątek litewski jest mi po prostu pisany.

Poznał Pan szwedzką Polonię. Jak tam żyją nasi rodacy, czy ich problemy są tak samo trudne do rozwiązania, jak nasze?

Tam sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej i to z wielu powodów. Po pierwsze, jest to bardzo zamożne społeczeństwo. Polacy, z którymi miałem do czynienia, to są ludzie zasiedziali od kilkudziesięciu lat. Jest też duża grupa ludzi migrujących z Polski w poszukiwaniu pracy, którzy są w trudnej sytuacji, często niezdecydowani, czy zostaną na dłużej, czy też nie. Natomiast ta starsza Polonia żyje w realiach szwedzkich. W tych realiach mieści się m.in. świadomość życia w państwie demokratycznym, przyjaznym wszystkim obywatelom, mieszczą się również pozytywne działania na rzecz mniejszości narodowej czy etnicznej. Jest to kraj otwarty na emigrację, bez względu na kraj pochodzenia. Tym łatwiej jest znaleźć pracę obywatelom z kraju unijnego, jak to jest w przypadku Polski. Zresztą mniejszości narodowe i grupy etniczne są w Szwecji finansowo wspierane przez państwo, otrzymują pomoc ze strony władz lokalnych i przedsiębiorców. Polonia w Szwecji jest dużo mniejsza niż na Litwie.

Gdyby Pan porównał problemy pracy konsula generalnego na Litwie w czasie poprzedniego pobytu i teraz, jakie zmiany, zdaniem Pana, zaszły w kontekście problemów środowiska polskiego?

Trudno mi porównywać to, co było i co się dzieje obecnie. Te trzy miesiące po moim powrocie do Wilna poświęciłem na zorientowanie się, jak sytuacja wygląda teraz i jakie zmiany zaszły. Bo minęły cztery lata, które na Litwie nie były łatwe ze względu na kryzys ekonomiczny. Wiele znaczących wydarzeń zaszło w życiu politycznym, a mam na myśli wspaniały sukces Akcji Wyborczej Polaków na Litwie w wyborach parlamentarnych. I to jest to, co różni tamten okres z dzisiejszym, który mam nadzieję, zmierza w lepszym kierunku. Trudności oczywiście są, problemy są nadal nierozwiązane. Jednak najważniejsze, co stwierdził minister Radosław Sikorski, dzięki udziałowi Polaków we władzach centralnych można mieć nadzieję, że niektóre z tych problemów będą rozwiązane w ramach systemu politycznego Litwy.

Chciałoby się w to wierzyć, ale mamy problem z egzaminem maturalnym z języka litewskiego dla szkół mniejszości narodowych, a spór o niego toczył się w sądzie, który przyjął nieprzychylną dla nas decyzję. Co Pan o tym sądzi?

Problem zrodziła zmiana Ustawy o oświacie. Bez względu na to, która ekipa rządząca podjęła taką decyzję, to się stało i to przy użyciu mechanizmów parlamentarnych. Cofnięcie tej Ustawy jest bardzo trudne, a czy uda się tego dokonać Akcji Wyborczej pokaże czas. Natomiast orzeczenie Sądu Administracyjnego w sprawie ulg z egzaminu maturalnego dla szkół nielitewskich uważam za bardzo przykre, bowiem piętnując dyskryminację w jednym miejscu, sankcjonuje ją w innym. Skutki tego trudno przewidzieć.

W parlamencie Litwy jest garstka posłów, którzy nie ukrywają swej niechęci do Polaków. Są też Litwini, jak np. prof. Tomas Venclova, który tak pięknie wypowiedział się o Polakach, o Wilnie jako mieście historycznie wielonarodowościowym. Jak Pan uważa, do kogo należy przyszłość Litwy – do takich jak Venclova, czy radykałów?

Ludzi myślących podobnie jak Venclova, powinno być więcej. To jest to, co nawiązuje do przeszłości, wielonarodowości, wielokulturowości Wilna, Litwy, co pozwala na współżycie z szacunkiem, zrozumieniem, partnerstwem. Zwłaszcza to jest potrzebne w kraju, gdzie wielokulturowość można spotkać na każdej ulicy.

Wracając do zmian, jakie zaszły podczas Pana „urlopu”. Niedawno powstało Zrzeszenie Mediów Polskich na Litwie. Jakie to ma praktyczne znaczenie dla funkcjonowania polskich środków masowego przekazu, które bez wsparcia Polski nie mogłyby przetrwać?

Rozmawiałem przed miesiącem z grupą założycieli Zrzeszenia. Wtedy jeszcze nie mieli dokładnej wizji pracy nowej organizacji, nie mieli punktu widzenia na współpracę i relację z władzami Litwy i Polski. Być może dalsze spotkania wyklarowały tę wizję. Zapewne chodzi o finansowanie, co jest pierwszorzędną sprawą dla mediów polskich. Natomiast, jeśli chodzi o inne sprawy, jak współpraca w formie wymiany informacji, to uważam, że nie będzie to takie proste, mając na względzie, że z natury rzeczy media są wobec siebie konkurencyjne. Dobrze życzę polskim mediom na Litwie, natomiast czy Zrzeszenie jest potrzebne, czemu będzie służyło i czy poprawi sytuację, to się jeszcze okaże.

Wziął Pan udział w pięknym pochodzie majowym Polaków z okazji Dnia Polonii i rocznicy Konstytucji 3 Maja. Była to manifestacja naszej jedności. Jak Pan uważa, czy w życiu codziennym, z jego trudnościami, problemami nasze polskie środowisko jest tak samo zjednoczone?

Jestem pewien, że o jedności świadczy nie tylko spektakularny przemarsz w strojach ludowych przez Wilno. Znacznie ważniejsze jest to, od czego zaczęliśmy – zmian w środowisku polskim. A przecież zaszły poważne. Do wielu osób muszę się nauczyć zwracać inaczej, np. Panie Marszałku, Panie Ministrze czy Pani Minister. I to jest istotne i bardzo satysfakcjonujące. Nie zdarzyło się to dlatego, że ktoś tak postanowił, ale dlatego, że tylu obywateli Litwy narodowości polskiej (i nie tylko) zagłosowało na polską partię i stąd ten wynik. To z kolei też się nie bierze znikąd. To też, jak każdy element życia publicznego, należy w jakiś sposób, ciężką, długotrwałą pracą przygotować. W tym jest sedno jedności. I to jest dobre.

Po czteroletniej nieobecności wrócił Pan do nas jako dziadek. Tak więc zmiany nastąpiły również w Pana statusie rodzinnym. Czy Pana wnuczki kiedykolwiek poznają Wilno?

Jestem dumny, że zostałem dziadkiem dwóch wspaniałych wnuczek. W ostatnim roku mego poprzedniego pobytu właśnie w Wilnie (u św. Teresy i w Pałacu Paców) odbył się ślub mojego syna. Dwuletnia dziś Stefania, jak żartuję, jest dziedzicznie po dziadku obciążona, bo urodziła się 2 maja, czyli w Dzień Polonii, a moja praca od kilkudziesięciu lat jest związana z Polonią. A drugi maluch – Adela – ma zaledwie 4 miesiące i dopiero zaczyna poznawać mamę, dziadka jeszcze nie bardzo. Mam nadzieję, że obie wnuczki z rodzicami niedługo do nas przyjadą. A jeśli chodzi o Wilno…W czasie niedawnego powrotu z Warszawy, gdzieś dwie godziny przed Wilnem, moja żona powiedziała, że teraz uświadamia sobie, iż wraca do domu. Jesteśmy więc całą rodziną Wilnu przypisani.

Rozmawiała Krystyna Adamowicz
Fot. Marian Paluszkiewicz

<<<Wstecz