1 czerwca – Międzynarodowy Dzień Dziecka

Dzieciństwa jak najlepszego i najdłuższego!

„Wcale nie uważamy, że mamy dużo dzieci – z uśmiechem twierdzą Bożena i Czesław Romaszewscy, rodzice siedmiorga rodzeństwa. – Każde dał nam Bóg, a naszym obowiązkiem było przyjąć je z miłością”. Czy się opłaca mieć rodzinę wielodzietną, czym kierują się małżonkowie, gdy decydują się na gromadkę potomstwa?

Te pytania prawdopodobnie pozostaną bez jednoznacznych odpowiedzi, bo ile jest rodzin, tyle będzie tłumaczeń. Dzień Dziecka jest okazją, by pochylić się na tymi maluczkimi.

„Troska o najmłodszych jest codziennym obowiązkiem, nie od święta, a ta powszednia opieka spada na barki rodziny, w której człowiek uczy się odpowiedzialności, miłości, szacunku, uczy się życia. Pragniemy, by dzieci z rodzin wielodzietnych, mieszkających na terenie naszego rejonu, poczuły, że jest to ich święto” – powiedziała Maria Rekść, mer rejonu wileńskiego. Ubolewała, że nie sposób odwiedzić wszystkich rodzin wielodzietnych i wszystkich maluchów obdarować słodyczami.

Nieprzychylna polityka państwa, małe zasiłki dla rodzin wielodzietnych, niezadowalająca sytuacja zawodowa rodziców – nie sprzyjają rodzinom. W rejonie jest 628 rodzin wielodzietnych, w których wychowuje się ponad 2 tys. dzieci. Trójka rodzeństwa dla wielu – to znajomy widok, jednak – czworo, pięcioro, a nawet dziewięcioro, czy dwanaścioro dzieci w jednej familii – to w dzisiejszych czasach bohaterstwo.

Nauczyliśmy się pracy

Maria i Aleksandr Rybakowowie ze wsi Tawrija, gminy mickuńskiej, dochowali się dziesięciorga potomstwa. Mieszkają w schludnym domku, o który starają się dbać, w zależności od możliwości finansowych remontować. Dwie najstarsze córki – Jelena i Andżeła – założyły własne rodziny. „Rodzice nas nauczyli pracy – opowiada najstarsza córka Jelena, która pod tymczasową nieobecność rodziców stara się zastąpić rodzeństwu mamę. – Latem chodziliśmy na jagody, grzyby, a ze sprzedaży mieliśmy jako taki grosz. Starsi chłopcy pomagali sąsiadom w polu i na działce, gdyż od dzieciństwa byli obeznani z ogrodnictwem”.

Jelena – jako najstarsza – pomagała mamie w wychowaniu rodzeństwa. „Czasem złościłyśmy się z siostrą, że nie możemy pójść na dyskotekę, jednak nigdy nie mieliśmy pretensji i żalu do rodziców, że jest nas aż tak dużo. Cieszymy się, że mamy siebie, zaś nasze dzieci bardzo lubią odwiedzać nie tylko dziadków, ale też wielu wujków i ciocie” – opowiada Jelena, przyznając ze smutkiem, że sytuacja finansowa rodziny zmusza do rezygnacji z wielu rzeczy, a rodzice starają się zapewnić dzieciom wykształcenie i dobre wychowanie.

Przykład dla rodzeństwa

Państwo Renata i Jewgienij Sinkiewiczowie z gminy szaternickiej są dla swoich latorośli wzorem pracowitości. „Odkąd urodziła się Agnieszka – obecnie uczennica klasy pierwszej – nie wróciłam do pracy, musiałam zostać w domu, by wszystkim się zająć” – tłumaczyła mama. Nie zgadza się, że rezygnacja z pracy zawodowej i kariery jest ujmą dla gospodyni. Rodzice przyznają, że nie było łatwo, szczególnie gdy ojciec stracił pracę i od dwóch lat jest na zasiłku. „Nie załamaliśmy się i nie składamy rąk: mamy ziemię po rodzicach, gospodarkę, nieopodal las pełen grzybów i jagód, więc radzimy sobie całkiem nieźle” – opowiada tata, którego zaradność i gospodarność jest przykładem dla trójki rodzeństwa.

Sinkiewiczowie przyznają, że to w rodzinie – za przykładem rodziców – dziecko nauczy się wzajemnego szacunku i odpowiedzialności. „Gdy dziecko po szkole wraca do pustego domu, gdzie rodzice są zajęci własnymi sprawami, to trudno potem wymagać od niego zainteresowania czymś innym, niż tylko sobą” – mówi ojciec. Dodaje, że wychowanie dzieci wymaga samozaparcia i poświęcenia, jednak przynosi wielką radość i satysfakcję.

Dar od Boga

„Czy trudno wychować siedmioro dzieci? Nawet nie wiem, nie zastanawiamy się nad tym, po prostu w codziennej modlitwie zawierzamy dzieci i siebie Panu Bogu i cieszymy się z tego, co mamy” – opowiada Czesław Romaszewski, mieszkaniec gminy niemieskiej. Bożena i Czesław przyznają, że nie zastanawiali się nad tym, ile będą mieć dzieci. Na to była jedna odpowiedź – ile Bóg da.

„Teraz, gdy starsze podrosły, jakoś nie czuję, że mam dużo dzieci. Czasem myślę, że mam tylko najmłodszego – 4-letniego Augustyna” – z uśmiechem opowiada Bożena, podkreślając, że głową rodziny jest ojciec.

Na pytanie, czy nie martwią się skąd wziąć pieniądze, gdy dzieci rozpoczną studia, Czesław odpowiada, że będą się tym przejmować, gdy przyjdzie na to czas. „Na razie staramy się każdy dzień zawierzyć Bogu i nie trapić się tym, co przyniesie jutro” – tłumaczy ojciec, który przyznaje, że w rodzinie, jak to w rodzinie, różnie bywa: i kłótnie, i nieporozumienia, i brak czasu, ale też – radość i wiele wzajemnej miłości. – „Mój teść zawsze powtarzał, że małżonkowie powinni ze sobą rozmawiać i wyjaśniać wszelkie nieporozumienia od razu. Twierdził, że lepiej, gdy małżonkowie między sobą posprzeczają się, niż gdyby mieli złość trzymać w sobie i milczeć”.

A dzieci cieszą się, że mają siebie nawzajem i nie brakuje im pomysłów na spędzanie czasu. Rodzeństwo, uzdolnione muzycznie, pod kierownictwem najstarszej Kasi, tworzy swój rodzinny zespół. Podczas festiwali „Cecyliada”, czy też „Ciebie, Boże wysławiamy” grają i śpiewają wszyscy: najstarsi na gitarze, bębenkach i skrzypcach, najmłodsi wystukują rytm grzechotkami.

Są też sytuacje problematyczne

Trzy powyższe przykłady rodzin wielodzietnych obrazują jaśniejszą stronę medalu. Niestety, nie wszystkie rodziny darzą się wzajemną miłością, zaś dzieci są często traktowane przedmiotowo – jako okazja do pozyskania kolejnego zasiłku. Wiele rodzin aspołecznych nie potrafi i nie chce zapewnić należytej opieki swoim latoroślom, których wychowaniem zajmują się różne instytucje.

„Wiele dzieci wychowuje się w niepełnych rodzinach i nie zaznało miłości obojga rodziców. Nauczenie dziecka odpowiedzialności, potrzeby pracy, ofiarności należy do obowiązków normalnej rodziny. Wszystkie inne placówki i organizacje pełnią rolę drugoplanową. Smutne, ale w społeczeństwie wciąż istnieje zapotrzebowanie na ośrodki i instytucje, które zastępują dzieciom rodzinę” – ze smutkiem konstatuje Maria Rekść, życząc z okazji Dnia Dziecka, by każde dziecko czuło się potrzebne, kochane i miało normalne, beztroskie dzieciństwo. Przypomina, że śp. ks. prałat Józef Obrembski stale powtarzał, że należy zwracać szczególną uwagę na odpowiedzialne wychowanie.

Silva Lukoševičiene, kierowniczka Wydziału Ochrony Praw Dziecka samorządu rejonu wileńskiego, przyznaje, że problem dzieci zaniedbanych, porzuconych przez rodzinę, choć nie jest zjawiskiem masowym, pozostaje nierozwiązany. „Centrum Kryzysowe w Kowalczukach jest zaplanowane na 25 osób, dzisiaj w nim przebywa 15, więc możemy tylko cieszyć się, że nie wszystkie miejsca są zajęte” – mówi Lukoševičiene, twierdząc, że na wciąż polepszającą się sytuację wpływa również praca profilaktyczna prowadzona przez pracowników socjalnych z rodzinami problematycznymi. Kierowniczka przyznaje, że Dzień Dziecka – to wyśmienita okazja, by zwrócić uwagę na sytuację dziecka w rodzinie i zastanowić się, czy robimy wszystko, by dzieci czuły się naprawdę szczęśliwe.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: Ałła i Iwan Lipniewiczowie z Suderwy wcale nie narzekają na trudności wielodzietnej rodziny - dla nich Dzień Dziecka, to okazja do siedmiokrotnego świętowania.
Fot.
autorka

<<<Wstecz