Niszczenie polskości – to nie przypadek!

Stare powiedzenie mówi, że przypadkiem ta sama sprawa może zdarzyć się tylko raz. Jeśli coś zdarza się dwa lub trzy razy, to już nie jest przypadek, a celowe działanie. Ja dodam więcej: w polityce i dyplomacji przypadków nie ma w ogóle.

Piszę o tym w odniesieniu do działań i wypowiedzi kolejnych rządów i ministrów litewskich dotyczących rozwiązywania problemów, z którymi boryka się polska mniejszość. Przypomina to trochę niepoważną zabawę, w której używa się kija i marchewki. Najpierw władze Litwy obiecują załatwienie konkretnej sprawy, następnie mówią, że trwają już prace legislacyjne, potem zapowiadają głosowanie i... konsternacja. Wychodzi przed kamery kolejny polityk i twierdzi, że jest jeszcze za wcześnie lub za późno, że trzeba poczekać, skonsultować. W praktyce oznacza to odłożenie sprawy do tak zwanej zamrażarki politycznej. Pisz na Berdyczów, mawiano dawniej, gdy chciano kogoś zbyć. Wygląda na to, że taką postawę w sprawach polskich przyjmują nacjonalistycznie nastawieni politycy litewscy – pisz na Berdyczów – czyli pisz donikąd. A przykładów na to jest wiele. Choćby ostatni, dotyczący pisowni polskich nazwisk.

Prawne uregulowanie pisowni polskich nazwisk miało być przedstawione do końca kwietnia. Mamy już maj, a litewski rząd ustami swojego ministra sprawiedliwości obiecuje przedstawienie konkretnej propozycji „w najbliższym czasie”, ale nie podaje żadnych szczegółów. Gra trwa nadal. Problem urósł do takiej rangi, jakby chodziło nie o prostą zasadę zapisu nazwiska w formie oryginalnej, ale o wynalezienie papieru, na którym można by zapisać „problematyczne polskie nazwiska”. Utrzymywanie na siłę obowiązujących przepisów w tej sprawie jest utrzymywaniem na Litwie dyskryminacji na tle narodowościowym. I nie pomogą tu żadne pokrętne tłumaczenia kolejnych premierów, łamanie praw podstawowych człowieka jest faktem. Po prawie do życia, prawo do własnego nazwiska jest jednym z najważniejszych praw, gdyż określa wyjątkową tożsamość każdej osoby. Prawo do nazwiska stanowi jedno z praw osobistych i zaliczane jest do podstawowych, a nawet przyrodzonych praw podmiotowych człowieka. Imiona i nazwiska, jako dobra osobiste człowieka, powinny podlegać ochronie prawnej, zarówno cywilnoprawnej, jak i administracyjnej. Ochrona ta jest uzasadniona m.in. tym, że z imieniem i nazwiskiem związany jest szczególny ładunek emocjonalny. W tym kontekście ważne jest również i to, że nazwisko należy potraktować nie tylko jako dobro indywidualne, lecz również jako dobro rodziny. Przodkowie Polaków z Litwy przewracają się w grobach widząc, jak ich rodowe nazwiska są okaleczane i przekręcane, a w następstwie tego lituanizowane. Upór władz Litwy jest irracjonalny. Pisownia polskich nazwisk nie jest problemem językowym, lecz politycznym, a zatem i jego rozwiązanie leży w rękach polityków, a nie językoznawców. Potrzebna jest tylko dobra wola, której ewidentnie po stronie litewskiej brakuje. A przecież sprawa nazwisk to nie jedyna karta sporna na Litwie.

Jest jeszcze sprawa zakazu używania dwujęzycznych tablic informacyjnych w gminach, w których Polacy stanowią zdecydowaną większość mieszkańców. Dzieje się tak pomimo tego, że jest to łamanie standardów europejskich oraz konwencji międzynarodowych, które Litwa ratyfikowała. A już nakładanie wysokich kar finansowych oraz urzędowe i sądowe nękanie dyrektorów administracji rejonów wileńskiego i solecznickiego jest otwartym atakiem na polską mniejszość. Chodzi tu o kary za nieusuwanie dwujęzycznych tablic z nazwami ulic wiszących na prywatnych domach mieszkańców. Rzecz nie do pomyślenia w Europie i kompletnie absurdalna. Kroki sądowo-administracyjne wszczęto z wielką siłą wobec dyrektor Lucyny Kotłowskiej. To rodzaj zastraszania polskiej społeczności. Jest to także próba finansowego niszczenia osób pełniących funkcje samorządowe oraz rażące naruszanie praw polskiej mniejszości narodowej na Litwie. Podobne kroki administracyjne wszczęto wobec Bolesława Daszkiewicza, dyrektora administracji rejonu solecznickiego, na którego również wielokrotnie nakładano grzywny za tabliczki z polskimi nazwami ulic. Ta wyjątkowa jak na Unię Europejską sytuacja narusza standardy europejskie w dziedzinie ochrony praw mniejszości narodowych zawartych m.in. w Konwencji Ramowej Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych, Europejskiej Karcie Języków Regionalnych lub Mniejszościowych oraz w traktacie polsko-litewskim. To jaskrawy przykład dyskryminacji na tle narodo-wościowym. Przypomnę, że mniejszość litewska w Polsce cieszy się szerokimi przywilejami, z używaniem dwujęzycznych nazw miejscowości włącznie. Pokazuje to właściwe podejście Polski do spraw mniejszości narodowych. Po stronie litewskiej takiej wzajemności brakuje.

Obrazu całej sytuacji dopełnia oficjalna strona internetowa litewskiego Sejmu dostępna w wersji litewskiej, angielskiej, niemieckiej, francuskiej, rosyjskiej i… chińskiej, ale nie polskiej. Jak widać dla władz Litwy największa mniejszość narodowa w tym kraju, czyli prawie 7-procentowa polska mniejszość, nie zasługuje na swoją wersję językową. Za to język chiński, jak najbardziej, jest na Litwie mile widziany. I to nie są przypadki, bo w polityce przypadków nie ma. Są to celowe antypolskie działania kolejnych rządów litewskich, działania kompromitujące dla kraju będącego członkiem Unii Europejskiej. Jest już najwyższy czas, aby Polska zrewidowała swoją postawę wobec Litwy i zareagowała zdecydowanie na urzędowy szowinizm litewski, którego ostrze wymierzone jest w polską mniejszość narodową.

dr Bogusław Rogalski,
politolog, doradca ds. międzynarodowych
EKR w Parlamencie Europejskim

<<<Wstecz