„Byśmy, kurna, zwyciężyli, ale, kurna, padał deszcz...”

W niedzielę miała być wielka akcja. Akcja protestacyjna przeciwko udziałowi AWPL w koalicji rządzącej i jej programowym postulatom. Organizatorzy akcji bardzo się starali, wypinali na wszelkie możliwe sposoby, aby pod Sejm skrzyknąć jak najwięcej oburzonych swawolą Polaków i ich niekonstytucyjnymi zachciankami. – Będzie nas 4 tysiące, buńczucznie zapowiadał naczelny oburzony, filozof i sygnatariusz, narodowy konwertyta i uliczny radykał w jednej osobie Romualdas Ozolas.

Słowem miało być hucznie, groźnie, gniewnie, ludno. A tu deszczyk wiosenny prysnął, wiaterek dmuchnął. I jest problem. Większość bowiem uczestników podobnych akcji protestować przychodzi w moherowych beretach, które – jak wiadomo – nie są wodoodporne. Więc przy takiej pogodzie mogą nasiąknąć wilgocią, a i wiaterek przewiać może i wykruszyć „patriotę” z szeregu. Nie jest zatem łatwo. Chciałem powiedzieć „skistokai ponai” wyszło. Policja szykowała się na tłumy, a tu raptem 500 osób przyszło.

Berety mieli czarne (przynajmniej ci z pierwszej linii), z materiału wybornego, więc nie zlękli się kaprysów pogody, tylko z animuszem do protestów się wzięli. A że jeden za pięciu huczeć musiał, więc ziąb nie doskwierał. Co nadgorliwsi to nawet się zgrzali. Bo i gardłowali przednio i plakatami straszyli – „Polonizacji Wileńszczyzny – nie”, „Obroń ziemię praojców...”, „Żądaj zwrotu Suwalszczyzny” itp. Mowy oratorów też były kwieciste, dosadne, zadziorne. Wywijali słowem jak młocarz cepem. A temat wciąż jeden jak mantra się przewijał. AWPL od władzy odsunąć, a najlepiej to w ogóle zdelegalizować i jeśli Ruscy pozwolą, to na Sybir zesłać.

Nie, nie, nie. Po trzykroć nie. „Patriotai” wcale nie są przeciwko demokracji. Są nawet za, tylko że „od czasu do czasu”, jakby powiedział Kargul. Kiedy ta przyświeca ich celom. Demokracja, co naturalne, nie może jedynie dotyczyć AWPL, której radykałowie odmawiają prawa do reprezentowania interesów jej wyborców. Bo, żeby litewscy Polacy mieli jeszcze jakieś tam aspiracje, to tego już za wiele. Zresztą z traktowaniem tych aspiracji przez narodowców też jest problem. Raz twierdzą, że lenkai zamykają się w getcie i nie chcą się integrować. Gdy jednak ci z getta wyszli, wybory wygrali i zintegrowali się na najwyższym możliwym szczeblu, to mantra została o 180 stopni odwrócona. „Usunąć, odizolować, zdelegalizować, zamknąć”, słyszymy nagle żądania.

A histeria będzie tylko narastać. Rząd zamierza bowiem już na początku maja zgłosić Sejmowi projekt Ustawy o pisowni nazwisk zezwalający na oryginalną transkrypcję godności osobistej obywateli o nielitewskim rodowodzie. W oczach radykałów jest to niesłychana wręcz zdrada, zaprzaństwo, cios śmiertelny w fundament najstarszego języka indoeuropejskiego. Ściągnie on na Litwę straszliwe klęski – dezintegrację kraju, jego rozbiory i okupację, no i jeszcze siedem innych plag egipskich.

Ach, ten wiosenny deszczyk zdradliwy. Tak nieoczekiwanie pokrzyżował plany ulicznych „patriotów”. Teraz mogą sobie tylko zaśpiewać: „...byśmy, kurna, zwyciężyli, ale, kurna, padał deszcz...”.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz