Bujne owłosienie racz im dać...

Z całego serca współczuję głównemu filarowi naszego niezawisłego państwa Vytautasowi Landsbergisowi. To po toż on wywalczył dla Litwy niepodległość, by po 23 latach pierwszy lepszy sąd pozbawiał go tak budującego widowiska, jakim są przemarsze główną stołeczną aleją skinheadów-patriotów?

Podziwiam też zdolność przewidywania profesora. Już 16 lutego – w pierwsze święto litewskiej niepodległosci – czuł, że coś takiego nastąpi. Skarżył się wówczas narodowi: „Istnieją niezadowoleni z faktu, że na Litwie odradza się obywatelska i patriotyczna świadomość, że ludzie się jednoczą, że są zdecydowani nie ustępować z obranej drogi wolności, (...) że młodzież gromadzi się na patriotyczne pochody (...)”. A zaniepokojonych faktem, iż ton tym patriotycznym Fackelcugom nadają skinheadzi, uspokajał, że nie należy tego demonizować. To tylko „grupka osób, którym nie rosną włosy” – wytłumaczył narodowi. Zasugerował też, że te łyse glace mogą jeszcze w obfite kudły porosnąć, byleby dziś nie gasić ich patriotycznego zapału. Czytaj: bawi się faszyzująca młódź zapałkami, ale jak ładnie się bawi. Nie przeszkadzajmy jej tylko, a kiedyś dorośnie!

Nie pomogło. Włodarze stolicy wreszcie zauważyli, że to, co w profesorze Landsbergisie budzi poczucie dumy, rezydujących w Wilnie ambasadorów obcych państw, a także zagranicznych turystów przyprawia o zgrozę. Niedawno do grona zaszokowanych taką akurat formą demonstrowania „obywatelskiej i patriotycznej świadomości” dołączył Efraim Zuroff, zwany „ostatnim łowcą nazistów”. Dyrektor biura Centrum Szymona Wiesenthala był zaszokowany hasłami, pod jakimi pupile prof. Landsbergisa szykowali kowieńską manifestację niepodległości. Autochtonami nielitewskiego pochodzenia, którzy w dniach przemarszów nieprzesadnie owłosionych patriotów przezornie nie opuszczają domów, jeszcze nikt się u nas nie martwi, ale da Bóg dojrzejemy kiedyś i do tego.

Zauważcie też, że na razie samorząd stolicy nie odmówił „patriotycznemu kwieciu” ze Związku Młodzieży Narodowej i Litewskiego Centrum Narodowego na mur beton. Spróbował tylko mołojców Ričardasa Čekutisa i Juliusa Panki odsunąć precz z oczu zagranicznych ambasadorów i turystów – na ulicę Upes. Czyli puścić rzekę ich „patriotyzmu” wzdłuż nurtu rzeki Wilii. A nuż spłynie niezauważona? Na początek dobre i to. Chociaż ten afront tylko podgrzał bojowego ducha młodych „pankistów” i „czekutistów” (mylenie z czekistami dozwolone). Najpierw polecieli ze skargą do sądu, gdy zaś ten decyzję władz stolicy utrzymał w mocy, wołają o ratunek dla litewskiej demokracji. Najgroźniej zaś brzmi zapowiedź Panki, że chłopaki, „którym nie rosną włosy”, wyjdą 11 marca na główną aleję stolicy nawet wbrew zakazowi. „Ze sztandarami i w dobrym nastroju, by przemaszerować, nie będzie tylko organizacji, która by to koordynowała” – ostrzega. Kryj się więc w tym dniu, kto może! A na miejscu Vytautasa Landsbergisa poszłabym sobie popatrzeć. Może to ostatni raz, a przecież on pragnąłby takich manifestacji nie tylko 16 lutego i 11 marca, ale również przed każdymi wyborami. Aż strach pomyśleć. Na wszelki wypadek apeluję więc do Opatrzności: „Jak najrychlej racz im dać bujne owłosienie!” Profesorowi też.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz