Mądrość nie zawsze przychodzi z wiekiem...

...czasami wiek przychodzi sam. To celne spostrzeżenie pasuje mi jak ulał do ostatnich wypowiedzi prof. Vytautasa Landsbergisa na temat litewskich Polaków.

Z okazji niedawno minionych Świąt Bożego Narodzenia, gdy to tradycyjnie „wszyscy wszystkim ślą życzenia”, duchowy przywódca konserwatystów aż dwa razy winszował nam od postsowieckich kreatur. Niesłusznie urodzonych, bo „częściowo na Białorusi” i jeszcze niesłuszniej wychowanych, bo w „radzieckich szkołach”.

Gdy na początku miesiąca w dzienniku „Lietuvos žinios” przeczytałam jego rozważania o tym, iż przedstawiciele polskiej mniejszości na Litwie sami „deklarują się, że są Sowietami albo potomkami sowieckich polskich rodziców”, pomyślałam: eeee, stara śpiewka! Ile to już bowiem razy z ust „jego niedoszłej prezydencji” słyszeliśmy, że tacy z nas Polacy jak z tobołków polnych kapusta. Albo że Litwa – pozwalając by na Wileńszczyźnie z wyborów na wybory zwyciężała AWPL – odstąpiła „ten kraj władzy sowieckiej”. Takie komplementy „tetušis” serwuje nam prawie od ćwierćwiecza. A ponieważ na nasze kontrargumenty reaguje wyniosłą głuchotą, to i my udajemy, że tych zniewag nie słyszymy. Gorzej, gdy profesor raczy nimi pół Polski, jak to się stało w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Plus Minus” (dodatek do „Rzeczpospolitej”).

„Polacy na Litwie to specyficzna grupa. Kończyli radzieckie szkoły, mają specyficzną mentalność” – demaskuje nas Vytautas Landsbergis i sugeruje polskiemu czytelnikowi, że nie uchodzi utożsamiać się z taką hałastrą. A już tym bardziej swoje stosunki z Litwą uzależniać od tego, jak się tam traktuje Polaków. Na koniec zaś pyta panią redaktor jak dobrotliwy ojciec nabzdyczonego pętaka: „I co? Będziemy się gniewać z powodu jakiś literek w paszportach? Naprawdę warto?”.

Zastanawiam się, dlaczego nikt z polskich dziennikarzy, których ten „głos Litwy” raczy rewelacjami na temat naszego rzekomego skażenia sowietyzmem, nie spyta się go grzecznie: „Panie profesorze, a jak to się stało, że pana te straszne radzieckie szkoły ominęły? A skoro ominęły, to gdzie pan – rocznik 1932 – dochodził do swoich naukowych tytułów, wyróżnień, profitów i zaszczytów? I gdzie kształtowała się pańska mentalność?”. To wystarczyłyby, by obnażyć fakt, że Vytautas Landsbergis do swojego pięknego wieku dotarł gubiąc po drodze wymienioną w tytule towarzyszkę. No bo czy mądry człowiek, który przez większą część świadomego dorosłego życia bez skrupułów korzystał z takich dobrodziejstw sowieckiego systemu jak wykształcenie oraz społeczne i naukowe awanse oskarżałby o taki oportunizm innych? Czy w ogóle poruszałby ten drażliwy temat? Zwłaszcza po to, by społeczność, która najtężej od sowieckiego systemu oberwała (i jest tego świadoma), przedstawiać jako tego systemu czciciela i beneficjenta.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz