Jubileusz poety Henryka Mażula

W stronę światła

Żyjemy na granicy światła i mroku. Sami też jesteśmy zbudowani ze światła i cieni, ale przez całe życie szukamy jasności.

Było niegdyś dziecko, które lubiło wieczorami wychodzić na ganek. Siadało na progu i patrzało jak zachodzi słońce. A kiedy już zapadał wieczór i mrok obłapiał świat swymi mackami, dziecko uciekało do kolan Matki, bo – jak napisał Konstanty Gałczyński – czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne. Musiało minąć jeszcze kilkanaście lat, aż chłopak przeczytał wiersz Kamila Baczyńskiego zaczynający się od słów Niebo złote ci otworzę, a w nich wersy niepokoju boleśnie zadrasnęły mu duszę: jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne.

Tym chłopakiem był Henryk Mażul. Większość osób zna to nazwisko z łamów prasy polskojęzycznej ukazującej się w Wilnie, z wierszy. W 1975 roku młody wówczas poeta już nosił w brulionie napisany wiersz, który zaczynał się tak:

A jednak czasem coś tracimy,
W ciszy wieczornej, w pustce zmroku,
W złocie jesieni, bieli zimy,
W bezładzie myśli, w słów potoku.

Trzeba było, aby minęło jeszcze szesnaście lat, aż ukazał się debiutancki tomik autora zatytułowany Doszukać się orła. W tym samym 1991 r. światło dzienne ujrzała druga książeczka wierszy Mażula Iliady. Potem był zbiorek poezji zatytułowany 22 wiersze wydany w Białymstoku, potem kolejna książka o przekornej, pełnej niepokoju, ale i mądrej rezygnacji o nazwie Niedowidzę, niedosłyszę, niepokoję się.

W międzyczasie Heniek Mażul zredagowal niejedną książkę, setki artykułów napisał do prasy. Ale nadal doszukuje się orła. Te słowa mierzące siły na zamiary można interpretować różnie. Jedno ze znaczeń mogłoby brzmieć tak: Idź, człowieku, do przodu. Choć jest ciężko, wznieś wzrok od czubków własnych butów do góry. Może w błękicie ujrzysz królewskiego ptaka, albo zachwycony pięknem natury napiszesz wiersz. Tak, jak to uczynił Heniek Mażul. Powstał z tego minipoemat Wilia nie jak Lete, malujący Wileńszczyznę w porze zimowej, bo i sam autor urodził się 1 stycznia. Oto fagment wiersza:

Wilia skuta lodami. Belmont w bieli tonie.
Trzeszczą Budy od mrozu. W szadzi Soleczniki.

To portret ojczyzny, namalowany talentem wrażliwego twórcy, jakim jest Henryk Mażul.

Józef Szostakowski

<<<Wstecz