Akcja Dobroczynna „Światło nad Betlejem”

Wyciągnijmy dłoń pomocy

Na dobre zadomowiona akcja dobroczynna „Wieczór kolędniczy z zespołem „Sella Spei” – nieoficjalnie nazywana Wileńską Orkiestrą Świątecznej Pomocy – w tym roku zaofiaruje pomoc dla podopiecznych Dziennego Centrum dla Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Solecznikach.

Wieczór kolędniczy, organizowany w tydzień po powitaniu Nowego Roku, przez młodzież zespołu „Stella Spei” z parafii bł. Jerzego Matulewicza, każdego roku gromadzi ludzi dobrej woli. Tegoroczna styczniowa akcja odbędzie się już po raz siódmy pod hasłem „Światło nad Betlejem”, zaś jej bohaterami są osoby od urodzenia dotknięte chorobą i borykające się z samotnością.

Jan Paweł II, promując kult Bożego Miłosierdzia i zachęcając wiernych do okazywania miłosierdzia względem bliźnich, podkreślał wagę otwartości na biedę innych. Jednak do spełnienia uczynku miłosiernego, jest potrzebna także druga strona – osoba pokrzywdzona przez los, chora, potrzebująca wsparcia. Przy spotkaniach z ludźmi chorymi – w sposób szczególny uczestniczącymi w cierpieniu Chrystusa – bł. Jan Paweł II dziękował im za obecność, za ich cierpienie, bowiem bez ich współpracy, bez ich przyjęcia naszej pomocy nie mielibyśmy okazji na uczynki miłosierdzia.

Szczególne oddanie

Dzienne Centrum dla Osób z Upośledzeniem Umysłowym jest placówką samorządową. Obecnie przebywa tutaj 24 podopiecznych, wśród nich – 12 z głęboką niepełnosprawnością umysłową. Podopieczni są dowożeni z Solecznik, Turgiel, Jaszun, Ejszyszek, Podborza i innych miejscowości. Ośrodek jest dostosowany również do przyjęcia dzieci w wieku od 6 lat. Podopieczni mają zajęcia z logopedą, psychologiem, rehabilitantami, pedagogami specjalnymi z Gimnazjum im. J. Śniadeckiego, którzy prowadzą lekcje dla dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. Oprócz tego odbywają się tu zajęcia plastyczne, muzyczne, kucharskie, wychowawcy organizują wycieczki, okazyjne przedstawienia, koncerty. Jednak podstawowy ciężar opieki nad bywalcami Centrum spada na barki pracowników socjalnych oraz ich pomocników, a głównym ich zadaniem jest przystosowanie podopiecznych do w miarę samodzielnego życia.

Dyrektorka Anna Kisłowska przyznaje, że praca w Centrum nie należy do łatwych. „Żeby wykonać dobrze dowolną pracę, mówimy, że należy robić to z upodobania, powołania – tłumaczy. – Tym bardziej u nas, gdy codziennie przez osiem godzin przebywamy z ludźmi chorymi, niedołężnymi, a niektórzy z nich nigdy nie zrobią samodzielnie kroku i nie wypowiedzą ani słowa”.

Potrzeba ośrodka

Pomysł założenia Centrum zrodził się w końcu lat 90. ubiegłego stulecia. Anna Kisłowska działała w Stowarzyszeniu „Nadzieja” łączącym rodziny osób z upośledzeniem umysłowym. Dotknięta przez los chorobą syna, potrafiła zrozumieć tych, którzy borykają się z podobnym cierpieniem. „Mój 28-letni syn, nigdy nie powie do mnie „mama”, a to dla matki jest chyba najstraszniejsze” – zwierzała się, dodając, że w przyjęciu krzyża jakże pomocna była wiara i wsparcie duchowe ze strony Kościoła.

Pani Anna widziała potrzebę założenia takiego ośrodka, przede wszystkim w celu pomocy rodzinom. Przyznaje, że początki były trudne. Jednak pomocną dłoń wyciągnął samorząd, przeznaczając budynek i zapewniając prawie całkowite utrzymanie. Za przebywanie w ośrodku podopieczni dopłacają.

Chłód społeczeństwa

Każda osoba – to oddzielna historia i tragedia rodziny. Zdaniem pani Ani, należy uświadomić wszystkim, że rodziny dotknięte tragedią choroby, najczęściej są zdane na siebie. Często się zdarza, że dzieci są wychowywane przez jednego z rodziców. Matki rezygnują z pracy, by zająć się chorym dzieckiem. Dla wielu rodzin zasiłek otrzymywany na chorą osobę jest jedynym źródłem dochodu.

„Zawsze powtarzam moim pracownikom, by z wyrozumiałością podchodzili do opiekunów i rodziców osób chorych. Przecież oni przez 24 godziny na dobę są skazani na bycie z chorobą, na radzenie sobie w trudnych sytuacjach, dlatego też im trzeba zawsze wybaczyć niezadowolenie, czasem nieuzasadnione wymagania. Jesteśmy rodzicami bardzo wymagającymi, bowiem, nawet, gdy zostawiamy dziecko pod czyjąś opieką, nie potrafimy nie myśleć o nim i się o niego nie bać” – opowiadała pani Anna, ubolewając, że społeczeństwo z dezaprobatą przyjmuje osoby upośledzone. Dlatego też każda wyciągnięta dłoń pomocy odbudowuje w rodzinach poczucie, że są kochane, potrzebne, że komuś na nich zależy.

Oto pięć historii

Niektórzy z uczęszczających do Centrum podopiecznych znajdują się w szczególnie trudnej sytuacji – choroba i starość dotykają ich rodziców, są wówczas zdani na pomoc rodzeństwa, które często też potrzebuje opieki dorosłych. Ich mieszkania są w złym stanie, bowiem brakuje środków na remont. Dlatego też kolejna akcja dobroczynna jest skierowana na pomoc rodzinom pięciu podopiecznych ośrodka. Jest to pięć różnych historii, ale jakże do siebie podobnych.

Ewgenij Bierdnikow (14 lat, chory na autyzm) mieszka z mamą i młodszym bratem. Mama, która dotąd samotnie wychowywała dwóch synów, została dotknięta nowotworem. Mieszkają w bardzo złych warunkach. Zasiłek inwalidzki w całości jest przeznaczany na prowiant. Nie stać ich na zakup ani leków, ani ubrań na zimę dla chłopców.

Poprawy warunków sanitarnych w mieszkaniu spodziewa się też rodzina Dariusza Gabrylewskiego (15 lat), którym opiekuje się tylko mama. Wodę muszą latem donosić, a zimą dowozić na sankach (prawie kilometr) z centrum wsi Kamionka. Zimą, z powodu nieszczelnych okien i drzwi, w mieszkaniu jest bardzo zimno.

Dariusz Pietraszun (porażenie mózgowe, 16 lat) mieszka z mamą i bratem, który jest studentem. Ojciec nie żyje. Mama nie może pracować ze względu na chorobę syna. Często brakuje im środków na utrzymanie.

Półsierotą jest także Ingrida Baranowskaja (porażenie mózgowe, 20 lat), której mama wychowuje samotnie 3 córki. Rodzina jest niezamożna, ledwo wiąże koniec z końcem. Ingrida potrzebuje specjalistycznego łóżka i odpowiednio dostosowanych pomieszczeń. Jednak najbardziej niezbędna jest wymiana przeciekającego dachu oraz instalacji elektrycznej.

Krystyna Adamowicz (porażenie mózgowe i wodogłowie, 26 lat) mieszka z siostrą, która stara się jej pomóc. Rodzice nie żyją. Dom, w którym mieszkają siostry, potrzebuje niezwłocznego remontu.

„AD BONUM”

Wspomniane osoby żyją w bardzo złych warunkach, brak wody bieżącej, łazienki utrudnia opiekę nad osobami, które wymagają szczególnej opieki. Do tego dochodzą choroby opiekunów.

Ilona i Adam Jurewiczowie, inicjatorzy akcji, twierdzą, że po pierwszych koncertach dobroczynnych, ich przedsięwzięcie zaczęło się rozwijać niejako samoistnie. „Kiedy postanowiliśmy zaprzestać akcji, to dzwonili do nas ludzie z pytaniem, komu tym razem oferujecie wsparcie, gdyż chcieliby przekazać jakąś pomoc? Postanowiliśmy nie rezygnować z przedsięwzięcia” – tłumaczyli Jurewiczowie.

W celu lepszego zorganizowania pomocy została powołana Instytucja Publiczna „AD BONUM” (łac. „Ku dobru”), na której konto można będzie bezpośrednio przelewać finanse. Nad rozdysponowaniem środków będzie czuwać również Anna Kisłowska, która najlepiej zna potrzeby swoich podopiecznych.

Podczas koncertu będzie skarbonka, do której każdy chętny będzie mógł wrzucić swój „wdowi grosz”. Natomiast, jak co roku „Stella Spei” zaprasza widzów do wspólnego kolędowania, gościnnie wystąpi również zespół z Solecznik „Il Canto” oraz zespół „Arfa” ze Szkoły Podstawowej w Kiwiszkach.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: zajęcia w Centrum są dostosowane do potrzeb podopiecznych, którzy mają okazję rozwijać m.in. zdolności artystyczne.
Fot.
autorka

<<<Wstecz