Wspomnienia niczym powroty do stron rodzinnych

Jan Gudelis – wizytówka mrągowskiej kresówki

Pejzaże Ziemi Święciańskiej, zachowane w domu mrągowskim, dla pana Jana są nie tylko bliskimi sercu widokami. Są to prace ojca, Henryka Gudelisa, zawodowego artysty plastyka, przywiezione z Wileńszczyzny w walizce repatrianta.

Obrazy, pokryte patyną czasu, dla Jana Gudelisa są bardzo drogie. Sentymentalne uczucia szczególnie ożywają w dniach, gdy w Mrągowie – uroczym mazurskim mieście – odbywa się Festiwal Kultury Kresowej.

Jakie drogi przywiodły tę rodzinę na ziemię początkowo obcą, która z biegiem lat stała się dla jej dzieci i wnuków ziemią rodzinną?

Przewodnik i pomocnik

W Mrągowie mieszkają ludzie, których z pełnym uzasadnieniem możemy nazwać „wizytówkami kresówki”. Ich zaangażowanie w Festiwal Kultury Kresowej jest podyktowane nie tylko wymogami organizacyjnymi święta. Ważne jest przede wszystkim poczucie wewnętrznej potrzeby bycia razem z tymi, którzy tu przywożą powiew ziemi ojców, z miejsc drogich sercu na Ziemi Wileńskiej, Lwowskiej, czy Grodzieńskiej.

Jan Gudelis tego lata witał artystów, mistrzów sztuki ludowej, plastyków z Kresów już po raz osiemnasty. Zna niemal każdego. Jego też wszyscy znają i szanują, a przede wszystkim plastycy. Bo pan Jan, podobnie jak jego ojciec, też jest malarzem. „Wielopokoleniowy” mistrz pędzla i palety jest autorytetem dla gości. Może godzinami rozmawiać z Tadeuszem Romanowskim, Władysławem Ławrynowiczem, Stanisławem Kaplewskim, czy innymi plastykami z Wilna. Jest przewodnikiem grupy plastyków i mistrzów sztuki ludowej, przy których stoiskach może spędzać wiele czasu, delektując się widokami z Kresów. Stara się być obecny na każdej imprezie kresowej, być tam, gdzie są obecni ziomkowie jego rodziców.

Z Wileńszczyzny i Wołynia

Dzieje przodków Jana Gudelisa są związane z obszarem ziem dawnej Rzeczypospolitej. Najbardziej z Ziemią Święciańską, gdzie Polacy w owych czasach stanowili większość ludności, którą okrutnie wytrzebiła wojna. Ojciec Henryk, syn Krzysztofa i Urszuli Gudelis z Wilejtów, urodził się w 1912 roku w Nowych Święcianach. Po ukończeniu szkoły podstawowej i Seminarium Nauczycielskiego w Święcianach, w 1932 roku objął posadę nauczycielską w powiecie oszmiańskim, gdzie pracował do 1 września 1939 roku. Studiował też zaocznie malarstwo w Liceum Krzemienieckim. Po wybuchu II wojny światowej nadal pracował jako nauczyciel.

Swoją małżonkę pan Henryk przywiózł aż z Wołynia. Dnia 16 grudnia 1944 roku w kościele parafialnym w Nowych Święcianach zawarł związek małżeński z Janiną Zimmermann, urodzoną w 1926 roku we Włodzimierzu Wołyńskim, córką Józefa i Anastazji Zimmermann z domu Kożmin. Po ślubie zamieszkali w Nowych Święcianach przy ulicy Wileńskiej 21. Nie dane im było tutaj się zadomowić na dłużej – młodzi postanowili wyruszyć do Polski.

Ciocia – akowiec, dziadek – powstaniec

Jan Gudelis nie pamięta szczegółów, dotyczących domu, w którym rodzice planowali budować wspólne życie. Zbyt mało czasu spędzili razem na Ziemi Wileńskiej. Wyjechali do Polski w ramach repatriacji w lipcu 1945 roku. Z domu rodzinnego w Nowych Święcianach zostały przywiezione jedynie obrazy ojca, które powstały w latach 1935-38.

Niewiele się też w owych powojennych czasach mówiło o sprawach, którymi żyło starsze pokolenie Polaków Wileńszczyzny. Dopiero po latach stało się wiadome, że ciocia Anna Wasilewska była dzielnym żołnierzem Armii Krajowej Okręgu Wileńskiego. Nawet wtedy, gdy cała rodzina przyjechała do Polski, wokół tego tematu była cisza. Ale nastał czas, gdy ciocię uhonorowano według zasług. Za życia został jej przyznany stopień podporucznika AK, z czego była bardzo dumna. Przed kilkoma laty, niestety, zmarła. Natomiast dziadek pana Jana, Józef Zimmermann, spoczywa na warszawskich Powązkach. We wrześniu 1939 roku dziadek został powołany do Wojska Polskiego. Przeszedł szlak oficera polskiego (jako podporucznik), brał udział w obronie Warszawy. Zginął bohatersko w Powstaniu Warszawskim.

Tu ich przystań życiowa

Decyzję o tym, że z całą rodziną wyjadą do Polski młode małżeństwo podjęło od razu po ślubie. W pamięci ożywały bestialstwa zmieniającej się okupacji; rodziny z okolic Święcian opłakiwały niewinne ofiary, zamordowane przez „szaulisów” na czele z katem Matulevičiusem, którzy nie szczędzili nawet księży. Z ich rąk zginęli dwaj szanowni kapłani – Bolesław Bazewicz i Jan Naumowicz. W jedną noc zamordowano ponad 300 niewinnych Polaków.

Z trudem Gudelisowie – starsi i młodsi – wymawiali: „Jedziemy do Polski”, bo w Święcianach, też była Polska...

Zatrzymali się w Golubiu. W Mrągowie, w parafii św. Wojciecha, posługę kapłańską pełnił kolega ojca, ksiądz przybyły z Wileńszczyzny. To on namówił Henryka Gudelisa i jego młodą żonę na przyjazd do Mrągowa.

Miasteczko mazurskie, otoczone pięknymi jeziorami zauroczyło przybyszów. A i wilniuków tu zatrzymało się wielu.

Zamieszkali przy ulicy Wolności 24. Tam też 16 sierpnia 1946 roku urodził się Janek. Później przyszły na świat dwie córeczki, siostry pana Jana.

Malarz z żyłką sceniczną

Henryk Gudelis od pierwszych dni rzucił się w wir pracy społecznej i zawodowej. Zapał do pracy i umiłowanie sztuki umiał zaszczepić w młodzieży. A ponieważ kochał teatr, miał żyłkę sceniczną, zorganizował zespół teatralny. Sam pasjonował się szczególnie twórczością Jerzego Szaniawskiego, sztuki którego starał się pokazać mrągowianom. Znajdował czas na muzykowanie w gronie przyjaciół i w orkiestrze. Pracował też w Liceum Ogólnokształcącym i Zasadniczej Szkole Zawodowej, ucząc rysunków, muzyki oraz języka polskiego.

Starczało mu też czasu dla własnej twórczości. Tworzył obrazy, stosując różne techniki. Prace przywiezione z Wileńszczyzny otaczał szczególnym pietyzmem. Najwięcej czasu poświęcał prowadzeniu zajęć w Państwowym Ognisku Plastycznym, którego był założycielem i kierownikiem. Wkrótce Ognisko stało się placówką, mającą duże osiągnięcia. Organizowane w nim były liczne wystawy. W ciągu kilku lat istnienia Ognisko wychowało wielu ludzi, którym sztuka nie jest i nie będzie obca. Wielu z nich ukończyło akademie sztuk pięknych.

– W tym czasie, a był to rok 1958, miałem też swój pierwszy debiut artystyczny. Zdobyłem wyróżnienie na wystawie uczniów Ogniska Plastycznego w Olsztynie. Gazety pisały, że jak na 11-letniego chłopaka mam bujną wyobraźnię kolorystyczną – z uśmiechem wspomina pan Jan. I dodaje, że te pierwsze szlify artystyczne zawdzięcza ojcu.

W 1961 roku, mając zaledwie 49 lat, ojciec umiera. Był to rok, kiedy Janek ukończył szkołę podstawową. Matka została sama z trojgiem nieletnich dzieci.

W sercu i na płótnie

Po ukończeniu szkoły podstawowej Jan Gudelis postanowił kontynuować tradycje rodzinne. Zdał egzamin do Państwowego Liceum Pedagogicznego w Mrągowie. Po skończeniu liceum podjął pracę jako nauczyciel wychowania początkowego, a następnie nauczania a plastycznego w mrągowskich szkołach. I dalej się dokształcał. W 1979 roku zdobywał wiedzę z zakresu sztuk plastycznych w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Uczelnię ukończył w 1986 roku, zdobywając tytuł magistra wychowania plastycznego.

Nadal tworzy i aktywnie uczestniczy w wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jest autorem wielu exlibrisów, które najczęściej wykonuje dla swoich znajomych i przyjaciół. Od 2004 roku jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Olsztyńskiego.

Każdego lata czeka na spotkanie z kresowiakami. Najbardziej z Wileńszczyzny, aby odświeżyć wspomnienia, które zaszczepił mu ojciec w sercu i na płótnie.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciach: Jan Gudelis; dziadkowie: Anastazja i Józef Zimmermannowie (Włodzimierz Wołyński, 1925 r.)
Fot.
z archiwum rodzinnego Gudelisów

<<<Wstecz