„Muzyk jest rzemieślnikiem, ja jestem grajkiem”

Wywiad z Czesławem Mozilem
(po koncercie w Wilnie)

W listopadzie zeszłego roku ukazała się Twoja płyta „Czesław Śpiewa Miłosza”. Interpretujesz na niej wiersze poety takie jak „Postój zimowy”, „Walc”, „Do polityka”… Dlaczego zdecydowałeś się akurat na Miłosza?

Był to przypadek. Zeszły rok był rokiem Miłosza. W Krakowie mam zameldowanie niedaleko mieszkania, w którym żył Czesław Miłosz, więc jest mi on szczególnie bliski. Dostałem propozycję od Nadbałtyckiego Centrum Kultury. Zdawałem sobie sprawę, że mało kto sięgnie po jego poezję. Zdecydowali się na to Aga Zaryan, Stanisław Sojka… Miłosz bardzo pasuje do tego teatralnego popu, który my robimy. Powiem szczerze, że gdybym miał poczucie, że nie rozumiem go, to nie brałbym się za niego. Sądzę, że zrobiłem ze swoimi przyjaciółmi coś bardzo fajnego. Jestem dumny z płyty „Czesław Śpiewa Miłosza”. Chociaż moja mama jest polonistką, nie czytałem za dużo Miłosza. Mam nadzieję, że w przyszłości to, co zrobiliśmy, pomoże nauczycielkom. Kiedy będą już walczyć z tym Miłoszem, stanę się narzędziem do komunikacji z uczniem.

Opowiedz o teledysku do utworu „do Laury”.

Jest on nominowany do prestiżowego Festiwalu PlusCamerimage. Jesteśmy z tego powodu bardzo dumni. To jest najbardziej prestiżowa nagroda w kategorii teledysku wśród operatorów na świecie, więc bardzo się cieszę. Mój przyjaciel Mads Nygaard Hemmingsen, który go reżyserował, nie jest brany w ogóle pod uwagę na konkursach typu „Fryderyki”, co dla mnie jest absurdalne. Jest to piękny teledysk, w którym występuje i śpiewa Aneta Todorczuk-Perchuć.

Co było inspiracją do stworzenia tego teledysku. To dość luźna interpretacja, czy osobna historia zaledwie dołączona do utworu?

Jak najbardziej jest to luźna interpretacja. To historia formy jakiegoś niepokoju, metamorfozy, czegoś co się zmienia. Jest to wizja reżysera. Daje Madsowi i moim przyjaciółkom całkowicie wolną rękę. To polsko-duńska ekipa, która stworzyła też wideoklip do „Postoju zimowego”, szóstego już wyprodukowanego w podobnym składzie. Ten klip będzie miał swoją prapremierę podczas koncertu zespołu Czesław Śpiewa w warszawskiej Stodole 14 listopada, natomiast premiera klipu odbędzie się na Europejskich Targach Muzycznych, w dniach 24-25 listopada, w Warszawie. W „Postoju zimowym” zagrają aktorki Anna Cieślak i Marta Malikowska.

Twoje płyty to nie tylko muzyka, ale też okładka. Jak jest tym razem?

10 lat temu spotkałem w Kostrzynie Mariusza Kaczmarka. Grałem tam wtedy koncert z Tesco Value. Przyszedł do mnie lokalny malarz i dał mi obraz zespołu Teslo Value. Niedawno, kiedy jechałem przez Kostrzyn do Danii, zjechałem z głównej drogi i odwiedziłem Mariusza. On stał się teraz ważną postacią w Kostrzynie. Prowadzi warsztaty dla młodych ludzi, ma ciekawą pracownię. Zapytałem go czy nie namalowałby czegoś do „Miłosza”. Stworzył 10 obrazów do piosenek. Na okładkę trafiło jego nieco starsze dzieło.

To jest fajne, kiedy można spotkać kogoś i zrobić z nim coś, a poznało się go 8 lat temu. Ludzie pytają go jak to się stało, że tak lansuje się z Czesławem. Pytają Mariusza „Jak ty się w tego Czesława wkręciłeś?” Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że niektórzy ludzie szukają ściemy. Jakiegoś kłamstwa, albo błędu w tym całym chaosie. A tak nie musi być. Znamy się od dawna i bardzo cieszę się, że mógł stać się częścią tej płyty.

Na poprzednich płytach współpracowałeś z innymi muzykami. Czy teraz też tak się stało?

Współpracowałem z Anetą Todorczuk- Perchuć. Tylko ona występuje na płycie Miłoszowej.

W swoim życiu zajmowałeś się wieloma rzeczami. Jesteś muzykiem? Kim jest dla Ciebie muzyk?

Muzyk jest rzemieślnikiem, ja jestem grajkiem. Moja rola sprowadza się do tego, żeby wejść, zagrać coś i sprawić, że publiczność przeżyje jakieś emocje i na pewno nie pozostanie obojętna. Ludzie lubią szufladkować. Dla niektórych jestem znany z Pudelka. Ci, którzy chcą mnie znać jako muzyka, poznają mnie jako muzyka. Ci, którzy chcą widzieć we mnie celebrytę, z głupiego portalu, będą mnie tak widzieć.Otworzyłem też niedawno ze swoją przyjaciółką firmę z ubrankami dla dzieci. To nie ja projektuję, bo nie potrafię tego robić. Miałem pomysł na biznes. Chciałem zrobić ubranka, które będą uniseksowe, które są trochę inne, lepszej jakości.

Znasz historię Wileńszczyzny?

Powiem szczerze, że jestem straszny nieuk. Zacząłem trochę szperać i zauważyłem, że w zależności od tego, czy dowiaduje się czegoś od Polaka, czy od Litwina, ta historia będzie albo taka, albo taka. Polacy mówią tu z akcentem. Bardzo mi się to podoba, bo ludzie tutaj, według mnie, brzmią troszeczkę tak jakby byli na haju. I to jest bardzo fajne. Gdyby tak mieli też w życiu to może byłoby im trochę łatwiej.

Czy uważasz się za osobę sławną? Masz problemy z tym, że ludzie zaczepiają cię na ulicy? Nie boisz się chyba wyjść do sklepu…?

Unikam McDonalda jak jest dużo dzieci i ludzi w ogóle. Nie boję się, chociaż zależy gdzie pójdę. Kiedy wybiorę się do klubu rock and rollowego, gdzie są sami hipsterzy, to każdy będzie mnie znał. Jak pójdę na dyskotekę, gdzie są dresiary, to będzie może i nawet ładniej i fajniej, bo mnie mniej poznają. Chociaż może po tym programie telewizyjnym trochę się to zmieniło. Nie wiem, nie myślę za bardzo o tym. Czasami zapominam o tym, że jestem rozpoznawalny.

Dlaczego grasz na akordeonie? Skąd wziął się akurat ten instrument?

Gram na pianinie i akordeonie. Jakoś to zostało. W szkole muzycznej grałem na pianinie i przypadkowo zobaczyłem akordeon. Pomyślałem, że może trzeba by spróbować. Poprosiłem mamę żeby zapisała mnie na zajęcia. Zrobiła to. Zapłaciła za lekcje. Co tydzień płaciła za akordeon i pianino. Ja nie ćwiczyłem, matka dalej płaciła. Dobrze, że miała tę cierpliwość, bo ja raczej nie byłbym tak wyrozumiały jak moi rodzice.

W Wilnie grałeś z zespołem. Wolisz występować z przyjaciółmi czy jako Solo Act?

To są całkowicie dwie inne rzeczy. Nie ma to jednak jak koncert, który gram na scenie z moimi przyjaciółmi, czyli muzykami zespołu Czesław Śpiewa. M. in. z moją eksdziewczyną, basistką, z którą byliśmy razem 11 lat temu. Z kolei z Karen mieszkałem w tym samym akademiku w Kopenhadze. Znam ich bardzo dobrze. To dla mnie wielka frajda, że mogą przyjechać, że ta moja Polska i Dania, te moje dwa domy i światy udało się połączyć. Mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej. Moi przyjaciele przyjeżdżają do Polski, gramy muzykę. Potem oni wracają do domu, a ja zostaję w Warszawie. Teraz 1 listopada jadę na próbę do Danii. Bardzo się cieszę. To jest cudowne, że ten świat jest taki, taki nasz mały świat.

Dlaczego nie lubisz krakowskich „artystów”?

To nie do końca tak. Znam wielu krakowskich artystów i bardzo ich szanuję. Nie lubię za to bufonady, nie lubię zakompleksionych ludzi. Nie lubię jak się gada, gada, gada, a się nic nie robi. Dużo rzeczy nie pojmuję. Za rzadko chodzę na jakieś takie bankiety. A jak już idę, to muszę się napić, żeby ogarnąć taką imprezę. Nie rozumiem ludzi, którzy są przekonani, że oni wiedzą gdzie leży wyższa kultura, a gdzie niższa. Nie można odebrać tobie prawa do tego, że lubisz taką czy taką kapelę. Nawet jeśli to jest jakiś Boysband! Co z tego? Ty masz prawo płakać do ich piosenek. Są ludzie, którzy powiedzą, że ty jesteś głupia, bo ty słuchasz takiej muzyki. Będę z tym walczył. To jest niestety cecha nas Polaków. Nie pytają się co potrafisz, tylko jaki masz dyplom. Niestety, rzeczywistość tak nie działa. Nie liczy się twój tytuł, ale to co potrafisz.

Rozmawiała Dorota Pieczewska
Fot. Katarzyna Pałetko
(Tekst autoryzowany)

<<<Wstecz