Parafialny Cmentarz św. Piotra i Pawła

Przegrany wyścig z czasem

„Kiedy przekraczam próg cmentarnej bramy, ze mnie spadają wszelkie przeżycia, stresy, jeżeli takowe mam. Opanowuje mnie spokój. Cmentarz jest dla mnie jak dom rodzinny, gdzie mogę przebywać godzinami. Nie darmo jest powiedziane, że ojczyzna to ziemia i groby” – powiada wilnianka Jadwiga Pietkiewicz.

Wspominając swego męża Aleksandra, pani Jadwiga opowiada, iż nie raz zapytywał ją, co właściwie tak długo robi na cmentarzu?.. Dzisiaj z pewnością jest zadowolony, z tamtej strony obserwując żonę sadzącą kwiaty na jego grobie, odmawiającą pacierz, zapalająca znicze… Cmentarz parafialny św. Piotra i Pawła, jest dla niej rodzinną nekropolią, która na wieczny spoczynek przygarnęła córki Barbarę i Jadwigę, męża, dziadów i pradziadów, matkę Helenę. Gdzie na kamieniu widnieje wyryte imię ojca Wacława Zyka, który nigdy nie wrócił z rosyjskiej niewoli.

Powolne unicestwianie

Znajdujący się tuż za kościołem św. Piotra i Pawła cmentarz parafialny, gdzie zostało pochowanych wielu wybitnych mieszkańców Wilna: wybitny drukarz i księgarz Józef Zawadzki, wielu profesorów Uniwersytetu Stefana Batorego i księży, jest jednym z trzech zabytkowych cmentarzy wileńskich, zachowanym do naszych dni. Acz z bólem należy stwierdzić, iż bezlitosny czas coraz bardziej równa z ziemią niezadbane, porzucone groby, a majestatyczne kaplice grobowe zamożnych rodów Zawiszów, Ogińskich, Meysztowiczów powoli zamienia w ruinę. W stanie awaryjnym groby Pogorzelskich, do ziemi chyli się drewniany krzyż na grobie ks. Kajetana Dybowskiego. – Gdyby nie ród Ogińskich, Čiurlionis nie byłby tak znany. To właśnie rodzina Ogińskich go wykształciła. A teraz oto, co widzimy... – pokazuje na rozsypujące się podmurówki rodzinnych grobowców Ogińskich Jadwiga Pietkiewicz. Niegdyś uwieńczona krzyżem i sygnaturą kaplica grobowa Zawiszów, w której przed laty odprawiano Msze św., po pożarze, już nie odzyskała dachu i została zamknięta na kłódkę. Według pani Jadwigi, rodzina Zawiszów po opuszczeniu rodzinnego Wilna znalazła się we Francji. Kilka lat temu przedstawiciel tego rodu przyjeżdżał na Litwę. Niestety, jak oznajmia, tylko rozłożył bezradnie ręce, bo co mógłby tu zrobić w pojedynkę.

Ślady troski ludzkiej można tutaj napotkać jedynie przy kwaterze rodziny Zawadzkich.

Schronisko dla włóczęgów

– W początkach lat 70-tych został narzucony drastyczny plan na zbiórkę złomu. Wtedy poszły „w ruch” najpiękniejsze ogrodzenia cmentarne. Gdy wydzierali metalowe ogrodzenia, naruszyli kamienne cokoły. Pozbawione ogrodzeń mogiły wkrótce przestają być własnością leżących w nich zmarłych – ubolewa pani Jadwiga. Dzisiaj odwiedzając groby bliskich na cmentarzu parafialnym spotyka ona coraz mniej znajomych rodowitych wilnian. Położona w centrum miasta historyczna nekropolia, z której wzgórz roztacza się piękna panorama na miasto, mimo, iż oficjalnie jest zamknięta dla nowych pochówków, ulega cichemu wyniszczeniu.

Jak wynika ze słów Jadwigi Pietkiewicz, która przez 30 lat pełniła rolę administratora na Cmentarzu Bernardyńskim, największe spustoszenie na cmentarzu parafialnym św. Piotra i Pawła dokonano w latach 1963-1971.

– Gdy Cmentarz na Rossie i Bernardyński były zamknięte, tutaj chowani byli Litwini, bezbożnie usuwając polskie pomniki. Mimo, iż leżą tutaj moi bliscy, miałam poważne trudności, aby pochować męża. Widocznie dla nas, Polaków, na miejsce spoczynku są zarezerwowane tylko Karwieliszki – konstatuje ze smutkiem.

Brakuje rąk do pracy

Otwarte czeluści starych grobowców dla pozbawionych skrupułów osób, które naprowadzają porządek tylko na własnych kwaterach, służą za wysypiska śmieci.

A pod zadaszonymi kapliczkami od słoty chronią się bezdomni włóczędzy. Będący w gestii samorządu stołecznego cmentarz, dogląda spółka „Aketonas”, aczkolwiek, według administratorki Vandy Griguniene, rąk do pracy ciągle brakuje.

Od wielu lat, zwłaszcza przed 1 listopada z pomocą w sprzątaniu przychodzą uczniowie polskich szkół. W ostatnim czasie w akcję sprzątania włączyła się także społeczność kilku szkół litewskich. Szkoła Podstawowa w Suderwie im. Mariana Zdziechowskiego w rejonie wileńskim stałą opieką otoczyła miejsce pochówku patrona placówki, prof. Zdziechowskiego.

– Cieszę się bardzo, że jak dzwonię do polskich szkół i przedstawiam, jako parafianka, nie odmawiają pomocy. Zwracam się do szkół o pomoc, bo serce mię boli patrząc na te niszczejące stare groby. Nasze zabytkowe cmentarze trzeba mieć w opiece, bo w nich jest zawarta historia prawdziwa, o którą powinniśmy dbać wspólnie. Jestem wdzięczna szkołom im. Joachima Lelewela, A. Wiwulskiego, Progimnazjum i Gimnazjum im. Jana Pawła II, także szkołom litewskim, które w tym roku w czynie społecznym poświęciły czas na sprzątanie opuszczonych grobów – z wdzięcznością mówi Jadwiga Pietkiewicz. Ważne jednak, żeby ten czyn społeczny przerósł w stałą troskę o to miejsce. Jeśli nasze polskie groby będą zadbane, nikt nie odważy się ich zniszczyć i dokonywać nowych pochówków. Ponad 10 lat temu z inicjatywy naszej rozmówczyni została odrodzona tradycja obchodzenia z procesją w Dniu Zadusznym tego cmentarza parafialnego.

2 listopada po Mszy św. z kościoła św. Piotra i Pawła o godz. 14 wyruszy na cmentarz parafialny procesja, która z modlitwą obejdzie teren zabytkowej nekropolii.

Podczas procesji będą zbierane, m. in., podpisy pod pismem, które zostanie skierowane do stołecznego miasta.

- W piśmie zawarłam prośbę, aby ten cmentarz, podobnie jak Rossa i Bernardyny, również wzięto pod opiekę. Bo leży tutaj wielu ludzi, którzy w swoim czasie budowali to miasto, tworzyli jego kulturę i atmosferę. Gdy zostaną zniszczone groby, zostanie na wieki zatarta pamięć o tych ludziach – akcentuje Jadwiga Pietkiewicz. – Wtedy cmentarz już nie będzie zabytkiem…

Irena Mikulewicz

<<<Wstecz