Partia Pracy czy Władzy?

1509 litów. Którego z mieszkańców, pobierającego dzisiaj minimalną pensję (850 lt), nie nęciłaby taaaka podwyżka? Z wielkich billboardów szef Partii Pracy (PP) inteligentnie – bo w okularach – spogląda na potencjalnego wyborcę i kusi: „My wiemy, jak!”.

Przesłanie jest proste. PP wie, jak najniższą wypłatę zwiększyć do 1509 litów. Wie, ale na razie nie powie. Najpierw wyborca musi oddać głos na partię, wtedy dopiero – być może – pozna sekret. Chwyt marketingowy prawie jak w supermarkecie. Kolorowe produkty w niskich cenach kuszą atrakcyjnym wyglądem i niewygórowaną ceną zakończoną cyfrą „9” – 0,99 lt, 4,99 lt, 2599 lt. Ta „dziewiątka” to nie przypadek. Ma służyć temu, by naiwni klienci ulegali złudzeniu optycznemu i dawali się nabrać zaniżonym w ten sposób cenom...

PP liczy również, że na Litwie znajdzie się jeszcze dość łatwowiernych obywateli, których nabrać można na 1509 lt. A naiwniacy jak to naiwniacy. Nie zapytają nawet lidera Partii Pracy i wielu innych milionerów z jej szeregów, dlaczego – skoro wiedzą, jak - nie wprowadzili najpierw takiego minimum dla pracowników we własnych fabrykach? Wtedy można by nawet uwierzyć, że wiedzą, jak. U siebie przecież wdrożyli.

Zapewne Partia Pracy milionerów chce pomagać tylko zewnętrznym pracownikom, nie swoim. Być może tylko deklaruje, że chce pomagać, bo wybory blisko. Wypada być otwartym na potrzeby ludzi. Najlepiej jednak być otwartym wszechstronnie na oczekiwania wyborców. Im bardziej kompleksowo, tym lepiej. Warto więc zwrócić uwagę na potrzeby mniejszości narodowych, bo to całkiem przyzwoity elektorat. Dlatego też PP nęci wyborców wciągając na swą listę na przykład rodzeństwo Dmitrijewów, którzy kiedyś siebie górnolotnie nazywali „Sojuzem Russkich”.

„Nęcić” w tym przypadku - to właściwe słowo. Jak nie ma już wyborów, a trzeba opowiedzieć się po jednej ze stron w ważnych dla mniejszości narodowych kwestiach, to partia ludzi pracy zawsze jakoś trafia na tą stronę barykady, gdzie jest Songaila, Landsbergis czy Ažubalis. Weźmy chociażby przykład sejmowego głosowania nad ustawą o oryginalnej pisowni nazwisk nielitewskich. W szeregach PP znalazł się tylko jeden odważny poseł, który głosował za ustawą. Reszta pokazała tył w tej sprawie, a poseł Zaščiurinskas wygłosił nawet okolicznościową tyradę, że na Litwie język litewski obowiązuje wszystkich.

Dokładnie taką „erudycją” popisał się całkiem niedawno inny „darbietis”, poseł Gedvilas. Pytany o kwestię polskich nazwisk i tablic ulicznych, odpowiedział wprost, że nie widzi problemu. - Żyjemy na Litwie, więc należy używać języka litewskiego - pouczył wszystkich, którzy – być może – mają problemy z pamięcią i nie wiedzą, gdzie mieszkają. Mości posłowie, chciałoby się rzec na tą okoliczność, że tutaj jest Litwa, to my wiemy. Wiemy też, że w Hiszpanii też jest Hiszpania, we Włoszech – Włochy, w Niemczech – Niemcy, w Czechach – Czechy, a w Polsce – Polska. Tam jednak nikt nie kwestionuje prawa mniejszości do publicznego używania ich języka ojczystego. Kultura europejska jest oparta na wzajemnym zaufaniu i szacunku.

Do „darbietisów” zaś mam swoje pytanie. Jak jest naprawdę, czy jesteście tymi, za których próbujecie się podać? Czy może lepiej byłoby do was mówić Partio Władzy, nie Pracy.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz