Pierwsza wystawa zdjęć fotoreportera Mariana Paluszkiewicza

Marzenia czasem się spełniają

Wystawa ta była swoistym odkryciem prawdziwej, jakże wrażliwej duszy naszego kolegi – fotoreportera Mariana Paluszkiewicza. Po raz pierwszy bodajże, był on na imprezie bez swego nieodzownego obiektywu, bez kamizelki z mnóstwem kieszeni, a w odświętnym garniturze.

Tym razem to go fotografowano, to on udzielał wywiadów dla dziennikarzy, odbierał gratulacje i kwiaty. Nie ukrywał, że nie jest przyzwyczajony do takiego zainteresowania jego osobą.

Wernisaż fotografii Mariana Paluszkiewicza, fotoreportera „Kuriera Wileńskiego” odbył się w miniony piątek w Domu Kultury Polskiej. Ponad 70 zdjęć, przeważnie kolorowych, upiększyło hol DKP.

Jest to owoc 18-letniej pracy reporterskiej w dzienniku, w którym pracuje dotychczas. Zaczął fotografować mając 12 lat. Rodzice, rolnicy ze wsi podwileńskiej, nieopodal Turgiel, spełnili marzenie swego syna – kupili mu aparat fotograficzny „Smiena”. Marzenie, by zostać fotografikiem, albo operatorem filmowym nie porzucało go przez lata. Marzyła mu się nauka w Instytucie Kinematografii w Moskwie, ale nie zdecydował się złożyć dokumentów, gdyż, jak przyznaje, jako chłopak z wiejskiej szkoły nie miałby szans dostania się do prestiżowej uczelni wszechzwiązkowej. Z pracy z aparatem fotograficznym jednak nie zrezygnował. W wileńskim biurze meblowym został pomocnikiem operatora filmowego, szykował zdjęcia do folderów meblowych.

W wojsku również nie rozstawał się z aparatem fotograficznym, a gdy po powrocie podjął pracę na budowie nie schował go również do szuflady. Marzenia jednak czasem się spełniają. Potrzebny był fotoreporter w „Kurierze Wileńskim”...

Jeden na trzy tematy

Jego szybkiej reakcji na to, że trzeba jechać na „temat” może pozazdrościć niejeden dziennikarz. Błyskawicznie zbiera aparaturę, zawiesza ciężką torbę na ramię i jest gotów. W ciągu dnia potrafi zaliczyć po kilka tematów dla kilku dziennikarzy. Nieraz skierowywał obiektyw nie tylko na te obrazy, które pójdą do gazety, ale też na niezwykły bukiet kwiatów, figlarną twarz malca, zamyślonego starca bądź krajobraz. Ot tak dla siebie – jak zwykł mawiać. Tymczasem jego archiwum rozrosło się do ponad 30 tys. ujęć. Te ledwie uchwytne momenty życia w niewielkiej cząstce zostały wyeksponowane na wystawie.

Marian Paluszkiewicz przyznał się, że bardziej lubi fotoreporterkę niż zdjęcia artystyczne i nie robi zdjęć pozowanych.

Samo życie

…Rodzinny dom i zaorany ugór. Symbol? Być może, ale sam Marian widzi w tej ziemi po prostu piękno. Podobnie, jak potrafił ożywić ogromne głazy na tle widoku zamku trockiego, jak potrafił nadać wymowę słoikom z grzybami i jagodami, tak często sprzedawane latem na obrzeżach szosy. Na święcie kaziukowym potrafił dostrzec nie tylko z ogromnym pietyzmem krajany bochen razowca, ale też zastygłą kroplę deszczu na bierwionie…

Nie da się wszystkich wymownych ujęć wymienić. Jak zaznaczył Robert Mickiewicz, redaktor naczelny „Kuriera Wileńskiego”, zdjęcia Paluszkiewicza – to samo życie.

Pierwsza, ale nie ostatnia?

Pomysłodawca i sponsor wystawy Artur Śladowski, dyrektor generalny spółki Wentus Nafta zaznaczył, że organizując tę wystawę chciał w ten sposób wyrazić swą wdzięczność Litwie, która go tak mile przyjęła. Na wernisaż przybył też przedstawiciel Orlenu Andrzej Kupiec, jak też Henryk Szymański, radca minister, kierownik działu handlu i promocji Ambasady RP w Wilnie.

Była to pierwsza wystawa naszego kolegi. Tylko my, którzy z nim pracowaliśmy lub pracują wiemy, ile szkół odwiedził, ile koncertów udokumentował na szpaltach gazet, ile kilometrów przemierzył, by sfotografować historyczne miejsca, jakże piękne zdjęcia ma w swym archiwum z 50-lecia tegoż „Kuriera”, a zbliżające się 60- lecie dziennika, może stać się przyczynkiem do kolejnej wystawy.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciu: Marian Paluszkiewicz (od prawej) chętnie udziela porad początkującym fotografom.

<<<Wstecz