Przykład wiejskiego biznesu

Natchnienie od pierwszego dzbanka

Dostawca, przedsiębiorca, designer, ale przede wszystkim garncarz – tak o sobie mówi Igor Kovalevskis z rejonu rokiskiego. Produkuje wyroby ceramiczne na masową skalę, wszystko wytwarzając wyłącznie rękoma. A największą satysfakcję czerpie z kontaktów z klientami podczas kiermaszów.

„Ostrożnie, są kruche jak ciasteczka” – ciekawskich dziennikarzy, próbujących dotknąć glinianych naczyń, które dopiero co wyschły i czekały na glazurowanie, ostrzegał Igor Kovalevskis – garncarz z miasteczka Sala (r. rokiski). Jest jedynym w rejonie twórcą, produkującym wyroby ceramiczne na masową skalę. I wszystko jest wynikiem pracy ręcznej.

Oprowadzając gości po swej pracowni, ulokowanej w dawnym dworku, gdzie wynajmuje pomieszczenia od samorządu, opowiadał, że jego przygoda z gliną rozpoczęła się przed ponad 20 laty w garażu dziadka.

Biznes z ciekawości

„Wszystko się zaczęło przypadkowo, z ciekawości” – opowiadał Kovalevskis, z wykształcenia technolog obróbki metalu, a z powołania – artysta. W 1991 r. we wsi Molainie (r. poniewieski) założył spółkę „Viole”, produkującą wyroby ceramiczne. W 1998 r. całą produkcję przeniósł do miasteczka Sala, gdzie mieszka i tworzy do dzisiaj.

Podstawową produkcją spółki są doniczki. Wytwarzane na skalę masową i sprzedawane w sklepach sieci handlowych. „Z tego, tak naprawdę, się utrzymujemy”– stwierdził Kovalevskis, w którego firmie ogółem pracuje 6 osób. Jednak woli opowiadać nie o nudnych donicach, ale o naczyniach – dzbankach i dzbanuszkach, miseczkach, talerz¬ach, butelkach, które wyrabia i ozdabia według własnej fantazji. Ornamentów stara się nie kopiować, ale wymyśla sam, co jak przyznał, dzieje się samoistnie. Wybierając naczynia rozmaitych kształtów, wyjaśniał, że w tej oto misie wygodnie jest mieszać ciasto na bliny, w tym pojemniku – kwasić kapustę, jeszcze w innym – kisić ogórki czy solić grzyby. „Wymyślam kształty naczyń, gdyż sam lubię przygotowywać posiłki dla swej rodziny” – przyznał się pan Igor. Te naczynia Kovalevskis sprzedaje wyłącznie na kiermaszach oraz klientom indywidualnym.

Natchnienie przychodzi zimą

Tajników sztuki garncarskiej nauczył się samodzielnie. „Jestem samoukiem. Sam się nauczyłem garncarstwa. Potrzebowałem kilku miesięcy, by to pojąć. Odwiedzałem nawet łotewskie fabryki w poszukiwaniu wiedzy” – opowiadał rozmówca. Początki nie były łatwe. „Kiedy zacząłem lepić, to po pierwszym dniu rzuciłem tę pracę i cały miesiąc nie mogłem patrzeć w jej stronę, bo nic się nie udawało” – wspominał pan Igor. Dzisiaj nie wyobraża sobie pracy w innej branży. Pokazał gościom nawet swój pierwszy dzbanuszek: krzywy, z nieudolnym ornamentem, ale powiedział, że za żadne pieniądze go nie sprzeda.

Zapytany, czy można obecnie utrzymać się z garncarstwa, szczerze przyznał, że dzisiaj nie zaczynałby tej działalności. Ale czy lepienie z gliny daje chociaż przyjemność? „Nie wyobrażam sobie, czym innym mógłbym się zajmować. Nic innego nie przynosiłoby mi tyle radości” – stwierdził Kovalevskis. A natchnienie najczęściej odwiedza go zimą. „Gdy jest mniej zamówień i mam więcej wolnego czasu, to siadam sobie i tworzę coś nowego” – opowiadał.

Bez wsparcia nie da rady

Według rozmówcy, bez wsparcia ze strony Unii czy państwa, dzisiaj trudno byłoby mu się utrzymać. Odczuwa też ostrą konkurencję na rynku wśród niedużych spółek i wytwórców produkujących wyroby ceramiczne.

By nabyć samochód do przewożenia swych wyrobów, skorzystał ze wsparcia unijnego w ramach programu „Tworzenie i rozwój biznesu w miejscowościach wiejskich”. Otrzymał na ten cel 50 tys. litów i przed rokiem nabył nowy pojazd. Dostając wsparcie z funduszy unijnych zobowiązał się, że w ciągu 5 lat nie zmieni zakresu swej działalności.

Jednak rozszerzenia zakresu swej produkcji nie planuje. Na razie wystarcza mu to, że jest i dostawcą, i designerem, i garncarzem.

Glinę pan Igor sprowadza z Kurszenai, gdzie, jak podkreśla, jest najjaśniejsza glina w kraju.

Jakie wyroby cieszą się największą popularnością u kupujących? Kovalevskis powiedział, że trudno jest wyróżnić, gdyż w każdym regionie kupowane są różne naczynia. „Niedawno byliśmy na kiermaszu w Nidzie. Tam jest wiele turystów z Rosji, którzy kupują to, co zajmuje mało miejsca i co łatwo jest transportować. Na przykład dobrze szły dzbanki” – opowiadał rozmówca. Dodał, że Rosjanie i Białorusini chętnie nabywają jego produkcję. Potrzebują naczyń kolorowych, barwnych, np. czerwonych czy niebieskich. Mieszkańcy naszego kraju szukają mniej jaskrawych wyrobów.

Okoliczni mieszkańcy do pracowni pana Igora raczej nie zaglądają. „Kiedy zaś przyjeżdżają do nich goście z miasta, to przyprowadzają ich do mnie” – powiedział.

Wyroby certyfikowane

Seria naczyń pana Igora, ozdobiona ludowymi motywami, przed rokiem została wciągnięta na listę dziedzictwa narodowego. Otrzymała certyfikat wyrobów autentycznych. Dodał, że posiadanie takiego certyfikatu jest bardzo korzystne dla rzemieślników nie tylko z powodu wsparcia. „I władza, i organizatorzy kiermaszów przychylnie patrzą na rzemieślników, wyrabiających wyjątkowe produkty, propagujących to, co ojczyste. Kompensują w pewnym stopniu wydatki, udzielają zniżek, przydzielają lepsze miejsca...” – wyliczał pan Igor.

Sklepom swej produkcji nie proponuje. „Z powodu narzucanej przez nich wysokiej marży nie będzie popytu. Po drugie, spadnie wartość wyrobu” – wyjaśnił garncarz. Dlatego chętnie wybiera się na rozmaite krajowe kiermasze, gdzie może zaoferować swoją produkcję. Najbardziej lubi wileńskiego Kaziuka. „Kiermasz Kaziuka – to otwarcie sezonu. Prawdziwa satysfakcja po zimowym odrętwieniu, gdy jest się stęsknionym za kontaktem z ludźmi. Największy zarobek i największa radość” – mówił pan Igor. Inne, mniejsze krajowe jarmarki, w jego opinii, nie są tak bardzo zyskowne. Ale każdy kiermasz przynosi satysfakcję, gdy się słyszy miłe słowa i podziękowania od klientów. „To zachęta, by pracować dalej, kiedy się słyszy dobre słowa od ludzi. Bo się wie, że nasz trud nie jest daremny” – stwierdził pan Igor.

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciu: Igor Kovalevskis – „żadne inne zajęcie nie przynosi tyle radości, co garncarstwo”.
Fot.
autorka

<<<Wstecz