Witalij Zubrycki – przyszły dwunastoklasista Szkoły Średniej im. św. Urszuli Ledóchowskiej w Czarnym Borze – był dzielnym, żwawym, mądrym chłopcem. Żal, że musimy o nim mówić już tylko w czasie przeszłym – na dwa tygodnie przed osiemnastymi urodzinami (3 lipca) zabrała go bowiem bezlitosna śmierć.

Wszyscy, którzy tylko znali Witalija, kochali go i nazywali zdrobniale Witalikiem. Od dzieciństwa był przykuty do wózka inwalidzkiego, dlatego pobierał nau¬kę w domu. Był chłonny wiedzy, doskonale znał język litewski, chociaż nie był to jego język ojczysty, znał się na literaturze, ciekawie dyskutował.

Misja niemożliwa

Miał doskonałe poczucie humoru – czasami potrafił tak coś powiedzieć, że wszyscy pękali ze śmiechu. Był bardzo wrażliwy, cechował go optymizm – przez całe swe życie nie mógł chodzić, a podnosił na duchu innych. Kiedy zmarł mój mąż i siostra, Witalik potrafił znaleźć tak czułe słowa pociechy, po których poczułam się znacznie spokojniej.

Interesowało go podnoszenie ciężarów. Miał swego idola – strongmana Žydrunasa Savickasa. Pewnego razu poprosił mnie o zdobycie jego autografu. Wydawałoby się – misja niemożliwa. Opowiedziałam o tym wszystkim swoim znajomym, aż w końcu jedna z nich – Elena Valančiene – usłyszawszy o tym zawołała: „Przecież to mój bratanek!”. Powiedziała, że jest wydana książka o tym mocarzu „Žydrunas Savickas – człowiek z żelaza”. Byłam w kilku księgarniach i książkę znalazłam. Elena, która ma dobre i czułe serce, umówiła się z Žydrunasem, że ten sprezentuje Witalikowi książkę z autografem i nawet przyjedzie go odwiedzić.

Więcej niż człowiek

Žydrunas Savickas wygrał wszystko co jest do wygrania w kategorii strongmanów – został uznany za najsilniejszego człowieka wszech czasów. Były mistrz kulturystyki i gwiazdor Hollywood Arnold Schwarzenegger (organizator turniejów kulturystyki swego imienia, w których uczestniczą najsilniejsi strongmani świata) o Žydrunasie Savickasie, który był niejednokrotnym zwycięzcą organizowanych przez niego turniejów, powiedział: „Nie do wiary. Žydrunas Savickas – to więcej niż człowiek. Jego nadludzka siła daje natchnienie mnie i zgromadzonej publiczności. Ludzie go ubóstwiają, gdyż jest najsilniejszy na świecie. Widzieć, jak Litwin podnosi te niewyobrażalne ciężary, to – fantastyczna sprawa”.

Jak w siódmym niebie

I oto najsilniejszy atleta planety przyjedzie do Witalika – tej nadzwyczaj wątłej, kruchej istoty, której życia pozostawało tak niewiele. Gdy powiedziałam mu, że odwiedzi go Savickas, oczy ledwo nie wyskoczyły mu z orbit, nie mógł w to uwierzyć. Dla mnie również było to trudne do uwierzenia. Czy Žydrunas dotrzyma słowa? Jest przecież tak zajęty – zawody, treningi, praca, obowiązki radnego. A jednak ten silny człowiek dotrzymał słowa. Na jego przybycie oczy Witalika zalśniły radością, był bardzo zadowolony. Myślę, że tego dnia czuł się bardzo szczęśliwy – jak w siódmym niebie. Dla takich chwil warto żyć.

Prawdziwa gwiazda i zwykły człowiek

Wszystkim nam, zwykłym ludziom, bardzo zależało na przybyciu mocarza – przybyła cała rodzina Zubryckich, przygotowano wyśmienity poczęstunek. To co nas w pierwszej kolejności zadziwiło – to wygląd Žydrunasa Savickasa. Prawdziwa gwiazda, a jednak „woda sodowa” nie uderzyła mu do głowy. Zwykły, o spokojnym usposobieniu, serdeczny i przyjacielski. „Mówi, ile trzeba i kiedy trzeba” – tak Žydrunasa charakteryzuje jego ciocia Elena Valančiene, pochodząca ze znanej rodziny Savickasów, których to rękoma wykute zostało ogrodzenie katolickiego kościoła w Birżach. Elena to też osoba nietuzinkowa – autorka kilku podręczników, nauczycielka-ekspert geografii, przewodniczka, laureatka Nagrody im. św. Krzysztofa. Spotkanie z nią było równie ważne dla Witalika, ponieważ nauczycielka Janina Kowalewska uczyła go z podręczników geografii napisanych właśnie przez panią Valančiene.

Zauroczyła nas wszystkich powściągliwość Žydrunasa, jego szacunek do rozmówcy – szczególnie do Witalika. Wszyscy mieli ochotę porozmawiać z mocarzem, zapytać go o coś – a on na wszystkie pytania odpowiadał bardzo spokojnie.

Na pożegnanie Žydrunas zapytał, gdzie gościł. Odpowiedzieliśmy, że we wsi Galiniu. Zażartowaliśmy wtedy, że teraz przemianujemy ją na Galiunu (Mocarzy). Rdzeń wyrazu przecież ten sam, a jednocześnie uwiecznimy spotkanie z prawdziwym mocarzem.

Witalik – mocarz ducha

Spotkanie z Savickasem wywarło na nas wszystkich głębokie wrażenie, a szczególnie na Witaliku, który przedtem całą noc nie spał. Książkę Andriusa Guginisa z autografem mocarza czytał z ogromnym zainteresowaniem.

Do głębi serca poruszyła wiadomość o tym, że Witalik zmarł. On również był mocarzem – mocarzem ducha. Żył, uczył się, walczył z chorobą, ale w nierównej walce ją przegrał. Bardzo mnie ucieszyły słowa jego mamy Krystyny: „Witalik bardzo Panią kochał”. I ja go kochałam. My wszyscy, nauczyciele i administracja szkoły, kochaliśmy go. Pocieszam się myślą, że spełniłam jego marzenie o spotkaniu z Žydrunasem Savickasem i sprawiłam przynajmniej odrobinę radości. Choć ta już była ostatnia.

Angele Valiene,
nauczycielka Szkoły Średniej im. św. Urszuli Ledóchowskiej w Czarnym Borze

<<<Wstecz