Świętowanie z nadzieją

1 maja na Litwie - to nie tylko święto Międzynarodowego Dnia Pracy, ale też kolejna rocznica przystąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej. W tym roku minęła akurat ósma, o czym przypomnieli, składając życzenia (nader lakonicznie wprawdzie) prezydent Dalia Grybauskaite i minister spraw zagranicznych Audronius Ažubalis.

Świętując, zastanówmy się przy okazji nad dotychczasowym bilansem naszej unijnej przygody. Jak wykorzystujemy naszą obecność w jednym z najsilniejszych na świecie gospodarczych aliansów. Bilansując do plusów bezspornych, które pomagają Litwie wydobyć się ze skutków niedorozwoju okresu sowieckiego, za takie należy uznać korzystanie z unijnych funduszy spójności. Gołym okiem widać poprawiającą się infrastrukturę, wyremontowane drogi, mosty, ścieżki rowerowe, wybudowane oczyszczalnie ścieków czy odrestaurowane zabytki za pieniądze unijnych podatników. Pieniądze z Brukseli, co ważne, kręcą też litewską gospodarką, zwiększają narodowy PKB, a więc podnoszą ogólny dobrobyt w kraju. Z dotacji unijnych korzysta też litewska wieś. Dopłaty bezpośrednie – mimo że niższe od tych wypłacanych w starych krajach Unii – i tak powodują, że produkcja rolna staje się opłacalną. Życie na wsi nabiera nowych perspektyw zwłaszcza, że zmodernizować się młodym rolnikom też pomaga Unia.

Plusem bezdyskusyjnym pobytu w UE jest też prawo jej mieszkańców do swobodnego poruszania się w granicach państw członkowskich. Traktat z Schengen historycznie można by porównać pewnie z upadkiem Muru Berlińskiego, tylko że w skali całej Europy. Jesteśmy zatem po dobrej stronie mocy, powiedziałby pewnie jeden z bohaterów kultowego filmu o gwiezdnych wojnach. Tak, owszem. Ale istnieje jednak i inna strona, która nie jest już tak pochlebna dla Litwy. Statystyki Eurostatu od lat wykazują, że pod względem wielu wskaźników należymy do grona niechlubnych autsajderów w całej Unii. Do takowych należą na przykład wynagrodzenia. Płace na Litwie (obok Bułgarii i Rumunii) są najniższe wśród wszystkich krajów unijnych. Mamy najniższą średnią krajową, najniższą płacę minimalną, najniższe emerytury. Mamy też najmniej innowacyjną gospodarkę w całej UE, brakuje nam wyraźnych priorytetów rozwoju gospodarczego. Nie wykorzystaliśmy np. szansy rozwoju turystyki, o czym świadczy chociażby wstydliwa klapa z imprezą „Wilno – stolicą europejskiej kultury”. Za osiem lat nie udało się nam wytworzyć autentycznej konkurencyjności na rynku wewnętrznym, o czym najdobitniej dowodzi chociażby bajzel cenowy. Pamiętamy przecież czasy, kiedy pół Litwy jeździło na zakupy do Polski, bo rodzimi producenci i handlowcy zafundowali nam ceny jak w ekskluzywnych sklepach należących do weneckich doży.

Wskaźniki demograficzne, najgorsze w całej Europie, niestety, przypadają też na nasz kraj. Mamy od lat ujemny przyrost naturalny i największy w historii exsodus ludności za chlebem do bogatych zachodnich sąsiadów. Na Litwie po takiej „wędrówce ludu” pozostały tysiące tzw. eurosierot, zdanych na wychowanie dziadków i ulicy. Wreszcie po ośmiu latach pobytu w Unii Litwa pewnie jako jedyna potrafiła wyróżnić się wyraźnym regresem w dziedzinie ochrony praw człowieka. Mówią o tym już nie tylko przedstawiciele litewskich mniejszości narodowych, których opinie mogą być uważane za subiektywne, ale też eksperci międzynarodowych organizacji jak OBWE i Rady Europy.

Ósmą rocznicę wypada zatem świętować z nadzieją. Z nadzieją, że i u nas może być jak w Europie...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz