Walijczycy, Tyrolczycy, Szkoci wywalczyli dwujęzyczność

Kryzys w stosunkach polsko-litewskich coraz bardziej zaczyna niepokoić społeczność międzynarodową. O tym, że spór umiędzynaradawia się, dowodzi nie tylko interwencja wysokiego komisarza OBWE Knuta Vollebaeka w Wilnie i Warszawie, ale też kolejne artykuły w prasie europejskiej na ten temat.

Głos zabrał m.in. brytyjski historyk, profesor Oxfordu Norman Davies, który jest ceniony w Europie jako jeden z najlepszych znawców historii Polski i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. W wywiadzie dla BNS zapytany o spór polsko-litewski i sposoby jego rozwiązania, profesor powołał się na przykład konfliktu językowego, który miał miejsce pomiędzy Anglikami a Walijczykami.

Na Wyspach też było konfliktowo

„Moja rodzina pochodzi z Walii. Walijczycy mają swój język, który różni się od angielskiego tak samo jak litewski od języków jego sąsiadów. Konflikt trwał 700-800 lat, czyli od momentu podbicia Walii przez Anglików. Problem ostatecznie, w wielkim stopniu, rozstrzygnęła polityka dwujęzyczności, której wdrażanie rozpoczęło się w latach 70. zeszłego stulecia. Początek kryzysu zbiegł się z wynalezieniem telewizji. BBC w tamtym czasie odmówiła stworzenia kanału telewizyjnego w języku walijskim. Przez Walię przetoczyła się fala protestów i manifestacji z żądaniami równości dla języków angielskiego i walijskiego. Wskutek tego kryzysu rząd brytyjski przemyślał swą politykę od nowa. Od tamtego czasu jest stosowana polityka, że każda szkoła, każde dziecko musi dążyć do dwujęzyczności. Język angielski już nie jest uważany za dominujący, a walijski tylko za język lokalny. Obydwa języki są równorzędne. Ludzie wykształceni potrafią świetnie mówić w obydwu językach. Sądzę, że jest to dobry model dla Litwinów” – kreślił paralele angielsko-litewskie historyk z Wielkiej Brytanii. Swój wywód Davies kończy stwierdzeniem, że polityka wywyższania jednego języka nad innym, używanym na tym terenie przez miejscową ludność, zawsze kończy się konfliktem.

Nie tylko Walijczycy

Profesorowi Daviesowi wtóruje jego kolega Richard Buttervick, profesor Centrum Studiów Europy Wschodniej i Slawistyki w Londynie, który apeluje o zrównanie praw litewskich Polaków i polskich Litwinów na płaszczyźnie legislacyjnej. „Używanie języka ojczystego, prawa w systemie oświaty muszą być jednakowe w obydwu państwach. Również osoby – niezależnie od ich narodowości – mają mieć prawo do pisania nazwiska w dokumentach tak, jak sobie życzą” – powiedział gazecie „Lietuvos žinios” angielski badacz historii Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Warto dodać, że w Anglii nie tylko Walijczycy wywalczyli sobie prawo do publicznego używania swego języka ojczystego, ale również Szkoci. Ci też byli przez wieki dyskryminowani językowo przez swych silniejszych sąsiadów z południa. Zabranianie języka szkockiego skończyło się jego faktycznym wymarciem, a zarazem wielkimi antagonizmami między Szkotami a Anglikami. Londyn próbując poniewczasie łagodzić nastroje separatystyczne wśród górali z Północy przyznał Szkocji szeroką autonomię. Nie wiadomo jednak, czy zdoła ona załagodzić błędy z przeszłości. Za dwa lata w Szkocji ma się odbyć referendum niepodległościowe.

Jabłka z „Südtirolu”

Na Litwie prawie w każdym markecie można nabyć złociste, dorodne jabłka z nalepką „Südtirol”. Mało jednak kto wie, że położoną na pograniczu austriacko-włoskim piękną, górzystą krainą przez długie lata wstrząsał konflikt narodowościowy. Prowincja Tyrolu Południowego zwarcie zamieszkana przez ludność niemieckojęzyczną po II wojnie światowej przypadła Włochom. Doszło wtedy też do ostrego sporu pomiędzy władzami w Rzymie a miejscową ludnością Tyrolu Południowego o publiczne używanie języka niemieckiego na terytorium prowincji. Konfliktu przez długi czas nie udawało się załagodzić. Napięcie rosło. W ostatniej fazie sporu doszło nawet do zamachów bombowych na terytorium prowincji. Sprawa więc trafiła pod agendę Organizacji Narodów Zjednoczonych. Dopiero ostatecznie, po kilkunastu latach, konflikt został zażegnany i pod auspicjami ONZ zostało zawarte porozumienie, którego skutkiem była włoska Ustawa o mniejszościach narodowych dla autonomicznej prowincji Trydent-Górna Adyga (włoska nazwa Południowego Tyrolu). Wspomniana ustawa daje równorzędny status na terytorium prowincji dla języków włoskiego i niemieckiego. Obydwa są uważane za języki państwowe. W ustawie znalazł się m.in. zapis nakazujący urzędnikowi, który kierowałby pismo z urzędu do obywatela prowincji, by używał języka odpowiednio do brzmienia nazwiska petenta. Jeżeli nazwisko brzmi z włoska, pismo ma być pisane po włosku, jeżeli z niemiecka – po niemiecku.

Na początku lat 90. zeszłego stulecia Rada Europy przyjęła Konwencję Ramową o Ochronie Mniejszości Narodowych oraz inne dokumenty (jak Europejską Kartę Języków Regionalnych lub Mniejszościowych) w celu ujednolicenia praw mniejszości narodowych w poszczególnych państwach tak, by unikać potencjalnych konfliktów narodowościowych.

Lydeka, czyli pełna ignorancja

Takich standardów, jakie posiada chociażby niemieckojęzyczna ludność w Tyrolu Południowym, Polacy na Litwie nie domagają się. Aspiracje polskiej społeczności na Wileńszczyźnie jak na europejskie warunki (a jesteśmy przecież częścią wspólnej Europy) są – można by rzec – minimalistyczne. Zabiegamy od lat, by język polski, zgodnie z poprawioną w roku 1991 litewską Ustawą o mniejszościach narodowych, miał status języka lokalnego, pomocniczego wobec państwowego języka litewskiego na terenach zwarcie zamieszkałych przez mniejszość polską. Gwarantowane przez wspomnianą ustawę prawo zostało jednak cofnięte przez litewski Sejm (który rozmyślnie nie przedłużył działania Ustawy o mniejszościach narodowych, ani nie przyjął na jej miejsce nowej) po sześciu latach obecności Litwy w Unii Europejskiej. Ewidentne złamanie art. 22 Konwencji Ramowej RE o Ochronie Mniejszości Narodowych, który zabrania odbierania mniejszościom narodowym gwarantowanych już im praw, nie przeszkadza szefowi sejmowego komitetu praw człowieka Arminasowi Lydece twierdzić, że Litwa w pełni („vienareikšmiškai”, jak powiedział na ostatniej międzynarodowej konferencji w Sejmie poświęconej prawom mniejszości narodowych) wywiązuje się ze wszystkich międzynarodowych zobowiązań wobec mniejszości narodowych. Popis ignorancji posła, który przez dwie kadencje pełni funkcje szefa komitetu zobligowanego do obrony praw obywateli, w tym należących do mniejszości narodowych, nie zwalnia nas od zadania pytania. Czy musimy na Litwie powtarzać błędy, które boleśnie przerobiły już kiedyś na własnym doświadczeniu poszczególne kraje Europy? Czy stać nas na to?..

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz