Prędzej trafi meteoryt...

Minister spraw wewnętrznych Raimundas Palaitis zdymisjonował szefów służby do badań przestępstw finansowych (FNTT) Vitalijusa Gailiusa i jego zastępcę Vytautasa Giržadasa, gdyż nie wypadli korzystnie podczas badań na poligrafie (wykrywaczu kłamstw). Chodziło o odkrycie źródła przecieku w sprawie bankructwa banku „Snoras”. Dymisja podejrzanych o przeciek wysokich urzędników państwowych wywołała polityczne tsunami na Litwie, które może znieść cały rząd, a nawet doprowadzić do przedterminowych wyborów. Koalicja trzeszczy w szwach, a zapamiętale szarpiący się za łby politycy nie zamierzają sobie odpuścić. W tym chocholim tańcu przestało w końcu być jasne: „O co boksujemy się panowie”? A jak nie jest jasne, o co chodzi, to chodzi... wiadomo o co.

Wybory się zbliżają, trzeba więc zaistnieć. Jak się nie udaje zaistnieć w rządzeniu, to nie trzeba się zrażać. Można spróbować w inny sposób. Konserwatyści na przykład ad hoc sklecili speckomisję do spraw nie pamiętam już jakich, ale chodziło o pokazanie, że szefowie FNTT byli zwolnieni niesłusznie. Ligitas Kiernagis, szef komisji, sprawę – co się nazywa – zbadał w „tri miga” i wyszło, że poligrafem można manipulować, dlatego zwolnienie oficerów FNTT jedynie na tej podstawie było nieuprawnione. Taki werdykt komisji, zdominowanej przez konserwatystów, nie mógł nie wywołać komentarzy.

Szef VSD (Saugumy, mówiąc potocznie) generał Gediminas Grina powiedział, że owszem dane poligrafu wystarczą do zdymisjonowania urzędników, na których padł cień podejrzenia. Taka jest międzynarodowa praktyka.

Gediminas Degutis, prywatnie małżonek drugiej osoby w państwie, skomentował to dosadnie. „Generał ma syndrom koguta”, powiedział w jednym z wywiadów i dodał jeszcze, że partia Palaitisa jest „jak panna lekkich obyczajów” (no bo ze wszystkimi w Sejmie się zadaje, byle być w rządzie).

Irena Degutiene powiedziała, że szanuje obywatelską postawę małżonka, zwłaszcza że jest on mocno zakotwiczony w wartościach.

Jurgis Razma, szef sejmowej frakcji konserwatystów, idąc w sukurs komisji orzekł, że ma podejrzenia, co do Dariusa Raulušaitisa (zastępcy prokuratora generalnego), bo ten ma żonę, której wuj jest zatrudniony w dzienniku „Lietuvos rytas”, który – jak wiadomo – pierwszy upublicznił przeciek.

Raulušaitis podejrzenia odpierał enigmatycznie. Powiedział, że nie jest pewien, czy mógł ktoś podsłuchiwać pod drzwiami jego gabinetu, gdy tam omawiano ściśle tajną sprawę bankructwa „Snorasu”. Ale żadnego serwowania kawy, żadnych sprzątaczek w trakcie narady w gabinecie nie było, zapewnił.

(W tzw międzyczasie ciekawska opozycja zaczęła dopytywać się, czy zdymisjonowani szefowie FNTT badali również finanse partyjne konserwatystów, czy tylko liberalnych centrystów, których minister Palaitis w odwecie za zbytnią dociekliowość, należy rozumieć, wywalił ze stanowisk).

Prezydent Dalia Grybauskaite, która od początku hołubiła Palaitisa, powiedziała, że dymisji mu nie udzieli, bo nie obchodzą ją przedwyborcze przepychanki partii rządzącej koalicji. – Jeżeli chcecie się nawzajem okładać, to róbcie to w Sejmie - doradziła uprzejmie.

Rolandas Paksas powiedział, że dostrzega przesłanki, iż Grybauskaite może spotkać jego, Paksasa, los czyli usunięcie z urzędu (za walkę z układem oczywiście).

Ja bym powiedział, że prędzej meteoryt trafi w tajemniczego sprawcę przecieku, niżeli politycy go namierzą...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz