Kaziukowe spotkania na Warmii i Mazurach

„Przywozicie do nas dobro”

Kolejny raz „po paszczence niejedna łza pociekła”, jak powiada Wincuk, gdy widzowie pięciu sal koncertowych oglądali występy artystów wileńskich. Kolejny raz, a to już po raz 23., wyjazd ekipy wileńskiej na Warmię i Mazury był darem wypracowanym staraniem i sercem pracowników Lidzbarskiego Domu Kultury na czele z dyrektor Jolantą Adamczyk.

Pięć polskich miast, które przyjmują największą, bo ponad 70-osobową ekipę kaziukową, czeka na artystów z Wileńszczyzny przez cały rok – od wyjazdu po występie do następnego przyjazdu. Tak mówią, gdy się z nami żegnają widzowie, organizatorzy, przedstawiciele władz.

Kętrzyn

Pierwszym miastem, które jest na trasie „Kaziuków-Wilniuków” zapoczątkowanych w Lidzbarku przed 28 laty (najpierw były to spotkania kaziukowe mieszkańców miasta nad Łyną) jest Kętrzyn. Duża hala sportowo-widowiskowa pęka w szwach, ludzie przychodzą tu jak na święto, spotkanie ze swą młodością…

Brzmią pierwsze akordy mazura z opery Stanisława Moniuszki „Straszny dwór”. Zespół Tańca Ludowego „Zgoda” z Rudomina ten utwór wykonuje już od kilku lat i jest on swoistą wizytówką zespołu. Zresztą podobnie jak mazur ułański. A między dwoma mazurami fragment z rock opery „Pan Tadeusz”. Nieznanej, niespodziewanej, ale równie sympatycznie odbieranej przez widzów. Nie jest łatwo na nieprzystosowanej scenie wystawić tak ciekawy i skomplikowany spektakl, który wymaga odpowiedniego oświetlenia, scenografii, ale artyści wileńscy przygotowani są do wszystkiego. Już po pierwszym występie maestro Zbigniewa Lewickiego, tańcach w opracowaniu Henryka Kasperowicza, piosenkach w opracowaniu Iwony Bujnowskiej widzowie zostali oczarowani. Henryk Kasperowicz, kierownik artystyczny zespołu, miał powody do dumy, ale wzywany przez gawędziarzy – Ciotkę Franukową i Wincuka z Pustaszyszek – na scenę nie wychodził, bo był cały czas „na roboczo”.

Władze miasta z okazji imienin Kazimierza postanowiły uczcić mieszkańców Kętrzyna o tym imieniu. Wywołani na scenę przez Ciotkę Franukową Kazie i Kaziuki zostali obdarowani prezentami, a wręczył je wiceburmistrz Andrzej Degórski.

Na koncercie byli też ludzie, którzy trafili na łamy „Tygodnika Wileńszczyzny”: Aleksander Masłowski, co to z rodzinnymi Mazuryszkami i parafią Korwie nigdy się nie rozstał i Bronisława Rutkowska, odważna łączniczka AK znad Naroczy, której rodzinne korzenie powiązane są z Władysławem Syrokomlą. Podziękowali redakcji za zainteresowanie się ich losami.

Olsztyn

„Przywozicie do nas dobro” – po obejrzeniu całego widowiska kaziukowego powiedział kawaler Orderu Maltańskiego ks. infułat dr Julian Żołnierkiewicz, również rodem z Wileńszczyzny. Był autentycznie wzruszony. Dyrektor Olsztyńskiego Ośrodka Kultury Marek Marcinkowski zauroczony rock operą „Pan Tadeusz” podniósł do góry dwa kciuki, wyrażając w ten sposób swe uznanie wobec artystów.

Całość widowiska, które wędrowało po Warmii i Mazurach, dopełniała nasza Kapela Wileńska pod kierunkiem Romualda Piotrowskiego oraz „Perła Warmii”, działająca przy Lidzbarskim Domu Kultury od trzech lat. Przybyła na Kaziuka wiceprezydent Olsztyna Halina Zaborowska-Boruch, której przodkowie wywodzą się z Wilna, z wielką sympatią mówiła o naszej tradycji, o tym, że to my przywozimy do Polski Polskę. Otrzymaliśmy przepiękny kosz kwiatów od prezydenta Olsztyna, kwiaty i ogromne podziękowania od kierownictwa miasta i zwykłych widzów, którzy tu są każdego roku. Sędziwe panie pośpiewały razem z Kapelą Wileńską „Andriuszę” i znane melodie o Wilnie, ocierały łzy przy pieśniach repatriantów.

W Olsztynie jarmark rządzi się swoimi prawami. Przychodzą nań tłumy. Palmy Danuty Wiszniewskiej i jej córki Agaty Granickiej, Leokadii Szałkowskiej i jej mamy Jadwigi Kunickiej – to dzieła sztuki. Pogoda była słoneczna i bezwietrzna, toteż stragany z palmami, sercami lukrowanymi, wyrobami z drewna mistrza Michała Jankowskiego były upiększeniem olsztyńskiej ulicy. Marek i Barbara Rytel zdaje się chcieliby wykupić wszystkie palmy – i te tradycyjne i te ze słomki, które tak misternie wykonują ręce Margaryty Czekolis. Powiadają, że każda jest piękna. Cieszyły się powodzeniem stare fotografie Wilna, które proponował Leon Szałkowski, misternie mereżkowane obrusy i serwetki Wandy Sinkiewicz, lukrowane serca małżeństwa Anny i Arwydasa Gryszkiewiczów.

Orneta

Tutaj panuje niepowtarzalny klimat swojskości, radości, wspólnoty. Tak, jak było przed 23 laty, gdy podczas pierwszego przyjazdu naszej ekipy artystycznej ludzie wchodzili drzwiami i oknami, kiedy na podłodze nie było miejsca, by przykucnąć, a nastrój wspólnego świętowania był radością autentyczną, tak też i teraz nastrój jest na tyle swojski, że Kapela Wileńska musiała po kilka razy powtarzać swoje piosenki, zresztą razem z salą. I zawsze zadziwiało nas, gdy po występie, w ciągu 10 minut, ustawiane były długie stoły przykryte białymi obrusami, by poczęstować nas kolacją.

Lidzbark Warmiński

Piękne kosze kwiatów, palmy wileńskie były wyeksponowane w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła. Msza św. w intencji wilnian, tych mieszkających w Lidzbarku i tych, którzy pozostali na swej ojcowiźnie. To tradycja kaziukowego dnia w Lidzbarku. Ksiądz proboszcz Roman Chudzik po zakończeniu nabożeństwa wznosi do góry palmy ze słowami: „Zobaczcie proszę, czy może być coś bardziej pięknego?”.

Na tradycyjnym spotkaniu na Zamku Biskupów Warmińskich przywitał gości kustosz Władysław Strutyński, przed laty pomysłodawca sprowadzenia Kaziuka z Wileńszczyzny. Tym razem eksponowane tu są prace fotografików – od Jana Bułhaka do współczesnych, a obrazy Wilna i Warmii, które niegdyś fotografował nasz wielki mistrz fotografii oraz te same obiekty w dzisiejszym wydaniu – to pomysł Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Olsztynie. Ideę wystawy przybliżył zebranym z-ca prezesa Towarzystwa Zygmunt Trusewicz, rodem ze Starych Trok, dotychczas poszukujący korzeni swego rodu. Śp. ks. Adolf Trusewicz – to jego wujek.

Obok zamku zbudowany został Hotel Krasicki. Wielopiętrowy kolos mieści w sobie całe miasto wypoczynkowe, z gustownymi salami restauracyjnymi, basenem, barami. Dumą napawa to, że właścicielem cudownego zakątka jest nasz ziomek – Andrzej Dowgiałło.

Koncert galowy – to osobna karta kaziukowego święta. Tutaj witamy stałego bywalca i hojnego patrona marszałka województwa Jacka Protasa, posła na Sejm RP Piotra Cieślińskiego, wiceprezesa Zarządu Krajowego Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Piotra Dariusza Bonisławskiego, wiceburmistrza Marka Żelichowskiego, starostę Jana Harhaja, wicemarszałka województwa Jarosława Słomę. Wzruszona do łez była dyrektor Kancelarii Urzędu Marszałka Województwa Krystyna Orłowska-Wojczulanis, wierny przyjaciel Wileńszczyzny. Po obejrzeniu „Pana Tadeusza” Krystyna wpadła na pomysł – spektakl ten powinna obejrzeć szersza publiczność!

Marszałek Jacek Protas przekazał na ręce rektora Polskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Solecznikach Antoniego Jankowskiego laptop oraz drukarkę. Pan Antoni przypomniał, że podczas „Kaziuków-Wilniuków” przed laty przekazano pieniądze na kupno mikrobusu dla Solecznickiego Domu Dziecka.

Bartoszyce

To już ostatnie spotkanie na trasie kaziukowej. Zmęczenia artystów na scenie nie widać. Tak samo „Perła” w szalonym tempie wybija kaszubskie, warmińskie i kurpiowskie kroki, jak piękne jest grzybobranie w „Panu Tadeuszu”, tak samo rozwesela i wzrusza Kapela Wileńska, jak sypią dowcipami Ciotka Franukowa i Wincuk.

Mieszkanka Bartoszyc Grażyna Cuchońska pokazuje widzom nowo wydaną książkę „Jak bocianięta wyrzucone z gniazda”. To wspomnienia jej matki, która była zmuszona opuścić Wileńszczyznę. „Gdybym przed dziesięciu laty nie obejrzała waszych kaziuków, przywiezionych prosto z ojcowizny mojej rodziny, tej książki by nie było. To wyście zainspirowali mnie, że wspomnienia rodziców muszą być spisane i niezapomniane” – zwierzyła się pani Grażyna.

Nocna podróż artystów do domu minęła szybko. Jakby za mało było śpiewania na scenie, jeszcze w autokarze trzeba było dośpiewać to, co w duszy gra – radość z dobrze spełnionej misji.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciach: występy wileńskich zespołów ściągały w każdym mieście tłumy widzów; ks. infułat Julian Żołnierkiewicz nie szczędził komplementów zarówno wykonawcom, jak i organizatorom.

<<<Wstecz