Eidintas – apologeta

Historyk, dyplomata Alfonsas Eidintas, wydał ostatnio książkę o przedwojennym prezydencie Litwy Antanasie Smetonie, prezentując ją przy tej okazji na specjalnej konferencji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Litwy.

Przedstawiając sylwetkę kontrowersyjnego polityka Eidintas przyznał, że do Smetony Litwini w zasadzie mają dwa zarzuty. Po pierwsze, że uciekł z kraju w krytycznej dla Litwy sytuacji w czerwcu 1940 roku, gdy kraj okupowała Armia Czerwona. Po drugie, że do roku 1926 brał pieniądze z sowieckiej ambasady na wydawanie prasy litewskich narodowców.

Zdaniem historyka-dyplomaty, na obydwa zdarzenia można popatrzeć z różnej prespektywy i nie oceniać Smetony zbyt kategorycznie. Owszem prezydent zwiał z kraju w roku 1940 przed inwazją sowietów, ale nie ze strachu – przekonuje Eidintas – tylko raczej z beznadziei sytuacji. Nie chciał swym prezydenckim podpisem sankcjonować okupacji i sowietyzacji kraju, twierdzi autor książki. Sufleruje mu kolega dyplomata Vytautas Žalys zapewniając, że o „terminie ucieczka” w tej sytuacji nie może być mowy. Zatem nie była to żadna ucieczka prezydenta, tylko mężne pokazanie pleców sowietom, uważają dyplomaci.

Jeżeli strachu nie było, jak przekonuje Eidintas, to wódz naczelny, jakim jest prezydent każdego kraju, mógł okazać bojowego ducha i ogłosić stan wojny z agresorem, rozkazując wojsku dać przynajmniej symboliczny opór najeźdźcy. Tymczasem na sowieckie ultimatum (wpuszczenia wojsk na teren Litwy) Smetona odpowiedział w sposób konformistycznie lakoniczny: „Rząd się zgadza” i sam dał dyla „per Širvintos upeli”. Taka postawa dała asumpt do twierdzenia sowietów (co czynią zresztą do dzisiaj), że Litwa dobrowolnie włączyła się w bratnią rodzinę republik radzieckich.

Jeszcze żałośniej wygląda Eidintas, gdy próbuje tłumaczyć swego pupila z faktu brania pieniędzy od sowietów na uprawianie antypolskiej propagandy. Przypomnijmy, że ambasada sowiecka płaciła litewskim tautininkasom „posztuczno” za każdy numer gazety pod warunkiem wszak, że będzie on zawierał paszkwile godzące w Polaków. Smetona brał kasę – co może nie jest piękne, przyznaje apologeta prezydenta – ale przecież kładł je nie do własnej kieszeni, tylko używał na cele wydawnicze. Narodowcy w tym czasie nie mieli pieniędzy, więc niby dlaczego nie mieli ich wziąć od sojuszników, przekonuje Eidintas i dodaje: „Ja bym brał jeszcze więcej (chociaż sumy były i tak niemałe), gdybym był w takiej sytuacji (...), kiedy nie było za co wydawać gazet”.

Oburzył się taką konformistyczną postawą kolegi historyk Vidmantas Valiušaitis, uznając ją za „prawie skandaliczną”. Takie postrzeganie historii przez dyplomatów rzutuje na ich dzisiejszą postawę, napisał w polemice na jednym z litewskich portali. Jeszcze jak rzutuje, panie Valiušaitis. Wszyscy to widzimy. Nie zgodzę się tylko, że oportunizm dyplomaty Eidintasa jest czymś „prawie skandalicznym”. Jest raczej normalką u litewskich tautininkasów, którzy historycznie współpracowali i z czerwonymi, i z brunatnymi – w zależności od sytuacji.

Czy wiecie państwo, dlaczego w czasie II wojny światowej w Warszawie było powstanie, a w Kownie – nie..? Bo tautininkasom Niemcy zabronili robić powstanie.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz