Trzy koncerty „Kapeli Wileńskiej” w Domu Kultury Polskiej

Potrójne uderzenie w dziesiątkę

„Kapela Wileńska” nie tak często pieści wileńskiego widza swymi koncertami. Bardziej znana jest w Polsce, gdzie zapraszana jest na imprezy z Wilnem w tle, ale w miniony weekend aż trzykrotnie wychodziła na scenę Domu Kultury Polskiej, a sala podczas każdego występu trzeszczała w szwach.

W Macierzy „Kapela Wileńska” jest gorąco oklaskiwana podczas Kaziuków-Wilniuków na Ziemi Warmii i Mazur, czy Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie. Niedawny wspólny występ z „Perłą Warmii” z Lidzbarka Warmińskiego oraz „Bartami” z Bartoszyc, a także z naszymi gawędziarzami Wincukiem i Ciotką Franukową pozwolił chłopakom z Kapeli przekonać się, że są oczekiwani i lubiani, a więc postanowili sprawić swym sympatykom swoisty karnawałowy prezent.

Miniony weekend był więc wielkim, potrójnym uderzeniem w dziesiątkę – trzy koncerty przy pełnej sali Domu Kultury Polskiej udowodniły raz jeszcze, że jesteśmy stęsknieni za wileńskim klimatem, wileńską piosenką i żartem.

Występy nie były poświęcone żadnej okazji czy jubileuszowi, kiedy zazwyczaj artyści zdają swoiste sprawozdanie przed widzem. Prawdopodobnie okazją ku temu był okres karnawału i Dzień Babci (w sobotę) oraz Dzień Dziadka (w niedzielę).

O babciach wykonawcy śpiewali dużo i to z umiłowaniem, nostalgią, ale i na wesoło, czego dobitnym przykładem były utwory „Przepijemy naszej babci domek mały”, albo „On zimny, ona gorąca”. W dowcipach rej wodził niezastąpiony Zbigniew Lewicki, który jest też wspaniałym skrzypkiem, śpiewakiem, no i kompozytorem. Takie piosenki, jak „Stare wileńskie ulice”, „Wileńskie tango miłości”, „Franek z Łosiówki”, „Czy pamiętasz Małą Pohulankę”, czy „Marysia, tyś mój raj”, albo „A ja jadę na kombajnie” – to znane i popularne szlagiery kapeli, do których muzykę napisał maestro Lewicki. To autentycznie wileńskie piosenki, coś w rodzaju wizytówek Kapeli i na tym polega ich wartość.

Na koncert przybył prosto z Poznania aktor i wykonawca – Jerzy Garniewicz. Jerzy na stałe jest związany z Kapelą, chociaż w Wilnie występował po raz pierwszy. Jak zaznaczył, ma moralne prawo tu bywać, bo Wilno jest jego ukochanym miastem, miastem, gdzie się urodził i z którym uczuciowo nigdy się nie rozstał.

Pan Bóg obdarzył Jerzego wyjątkowo pięknym głosem, artystycznością, szarmanckim zachowaniem na scenie, a jednocześnie jest takim swojskim chłopakiem z wileńskiej ulicy. Gdy śpiewał w duecie z Lewickim znaną piosenkę okresu przedwojennego „Mały biały domek”, aż ciarki przeszły po plecach – tyle uczucia włożyli wykonawcy do wspomnień o swym rodzinnym domku. W ogóle stare piosenki tu były na nowo wskrzeszone. Bo i „Siwy włos” niejednej babci łzę wycisnął z oka, „Złoty pierścionek” przypomniał młode lata, a „Pieśń o Matce” zabrzmiała niczym hymn ku chwale tej, która nigdy nie zdradzi i nie zawiedzie.

Jerzy Garniewicz na wileńskim koncercie wystąpił też w innej roli – wykonawcy wspaniałych romansów Aleksandra Wertyńskiego. Czarna długa peleryna, cylinder, biały szal i przepiękne wykonanie „Starego klowna”, podbiły serca widowni.

Nasza rodzima Kapela ma to do siebie, że każdy z sześciu artystów ma swoje emploi i swój repertuar. I każdy wspaniale się popisał jako solista. Zbigniew Sienkiewicz, grający na kilku instrumentach, śpiewa wiele pieśni, ale jego „Franek z Łosiówki” pozostawia niezatarte wrażenie.

Romuald Piotrowski zauroczył wielu piosenkami, zwłaszcza biesiadnymi. Bracia Gerard i Waldemar Łatkowscy popisów wokalnych nie mają, ale są wspaniałymi muzykami. Kontrabas Gerka wprost tańczy w takt muzyki, a rytmiczna perkusja Waldka nadaje wspaniałe brzmienie całej kompozycji.

Tak zgrany zespół muzykującey trudno znaleźć. Tak umiejącego oddać koloryt Wilna, tak po mistrzowsku z żartobliwej piosenki przejść na poważną, nostalgiczną bądź patriotyczną – do tego potrzebne są nie tylko umiejętność, muzykalność, ale też dusza wileńska.

„Marsz Wileńskich Polaków” do słów wileńskiego poety Aleksandra Śnieżki był przepięknym zakończeniem koncertu „Kapeli Wileńskiej”.

A przecież gdzieś po roku – ćwierćwiecze od jej powstania. Czym nas zauroczy podczas jubileuszu? Trudno przewidzieć, ale na pewno będzie to wielkie wydarzenie artystyczne.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciu: „Kapela Wileńska” pod choinkami.
Fot.
Teresa Worobiej

<<<Wstecz