Jubileusz Worotyńskiego połączył młodych i dojrzałych poetów

Nie był człowiekiem z marmuru…

„Jakie jest piękne życie” – wykrzyknął w swym wierszu „Gałązka bzu” Sławomir Worotyński. Ze swym życiem Sławek rozstał się z własnej woli. Tak się potoczył los tego nadwrażliwego człowieka, że „złamana gałązka bzu” przesądziła o jego tragicznym wyborze.

Ale gdyby żył… Wiele się mówiło w ubiegłą sobotę o tym „gdyby żył”. Miałby w tych dniach swój jubileusz – skończyłby 70 lat. Raczej hucznie tego jubileuszu nie świętowałby, jego wrodzona skromność by mu na to nie pozwoliła. Gdy tworzył swe wiersze, też wolał być w cieniu. Ale gdyby żył, to zapewne bardzo się cieszył, że to jego osoba i jego twórczość połączyła poetów różnych pokoleń. I nie tylko poetów, bo na wieczorek poetycki poświęcony Sławkowi do Domu Polskiego przyszli ci, którzy go znali, razem pracowali, przyjaźnili się i ci, którzy tylko czytali jego wiersze, polubili je, pisali wypracowania w szkole, czy recytowali jego wiersze na międzynarodowych konkursach poetyckich.

Urodzony w Nowej Wilejce, ochrzczony w miejscowym kościele, tu też ukończył szkołę. Mały domek nieopodal kościoła – to rodzinne gniazdo poety do dziś jest „miejscem Sławka”. Alicja Worotyńska, siostra poety, nauczycielka historii w szkołach polskich Wileńszczyzny jest pieczołowitą strażniczką wszystkiego, co związane jest z jej bratem i rodziną.

Łatwego życia nie miał, nie mógł też znaleźć miejsca w tej codzienności, którą nazywamy życiem konsumpcyjnym. Pasjami czytał książki, pasjonował się historią, widział przewrotność tamtych, niełatwych czasów, lubił dyskutować, filozofować. Nie zwracał uwagi, że stary „paltocik” już wymaga zmiany, a buty mocno sfatygowane. Pod pachą tulone książki były mu najdroższe.

I bez ustanku dyskutować

Takim go pamiętam z „Czerwonego Sztandaru”, na łamach którego drukowano jego wiersze, a on pracował jako goniec. A to znaczy, że w ciągu dnia musiał pokonać najmniej 10 razy drogę od ulicy Mostowej do drukarni, która się znajdowała naprzeciwko kościoła św. Anny. Z tej skromnej pracy też się cieszył, bo jak mówił, pierwszy może dziś przeczytać to, co w gazecie ukaże się jutro. Tutaj zdobył też przyjaciół, którzy pisali wiersze i z którymi znalazł wspólny język. Tymi przyjaciółmi na dobre i na złe byli dziennikarze: Henryk Mażul, Józef Szostakowski, Romuald Mieczkowski. Razem uczęszczali do kółka literackiego przy redakcji. To było takie miejsce, gdzie mogli nie tylko czytać swoją poezję, ale i bez ustanku dyskutować.

Każdy z jego przyjaciół ma swoje wspomnienia i tylko nieliczni wiedzieli, co się naprawdę dzieje w jego duszy, nie tylko jako poety, ale i człowieka, kochającego i zawiedzionego. Henryk Mażul, to ten, który był razem z nim w ostatnich dniach pobytu Sławka w Wilnie przed jego wyjazdem do Polski, do Bielska-Białej, gdzie mieszkała jego żona. „Odmawiałem, by tam nie jechał, ale na nic. Nie był to człowiek z marmuru – wspomina Henryk Mażul. – A ostatni list, który do mnie napisał był wyjątkowo smutny”. Sławek w Polsce przeżył zaledwie 37 dni.

Doceniona twórczość

Wykładowczyni Litewskiego Uniwersytetu Edukologii dr Halina Turkiewicz z punktu widzenia analizy jego twórczości przybliżyła zebranym tego wrażliwego intelektualistę. Bo przecież (jakie to wspaniałe!) w ostatnich latach twórczość Worotyńskiego jest tematem na maturze z polskiego. Badają jego twórczość magistranci, recytatorzy deklamują wiersze na międzynarodowym konkursie recytatorskim „Kresy”, czy „W kręgu poetów wileńskich”.

Zaledwie dwa tomiki poezji Sławka ukazały się w Wilnie. Pierwszy w roku 1990 – „Kontrasty i analogie” zawdzięczamy Henrykowi Mażulowi oraz w roku 2005 – „Złamana gałązka bzu”, do którego wydania przyczyniły się siostra oraz dziennikarka Jadwiga Podmostko.

Twórczość Sławka daje się też przełożyć na muzykę. Zebrani byli pod ogromnym wrażeniem wielu pieśni do słów Sławka w wykonaniu Jolanty i Zbigniewa Maciejewskich pod akompaniament gitary. Wrażliwość muzyczna Jolanty i Zbigniewa jest wyjątkowo subtelna, taka, z jakiej byłby zapewne zadowolony sam autor. Gdyby żył…

Brawo Awangardzie Wileńskiej

I jakże wspaniale, że to młodzi wzięli na siebie zaszczyt zorganizowania takiego spotkania poetyckiego. Awangarda Wileńska – środowisko młodych polskich poetów, nie tylko recytowało wiersze Worotyńskiego, ale też przedstawiło bardzo sympatyczny, choć krótki film o Sławku, który wzruszył wszystkich. Jego dom rodzinny, mała ojczyzna, której poświęcił w swej twórczości niemało miejsca i on sam na ulicach Wilna oraz koledzy wileńscy przy jego nagrobku na cmentarzu w Bielsku-Białej…

Nauczycielka Wileńskiej Szkoły Średniej im. J. I. Kraszewskiego Teresa Brazewicz w swoich poszukiwaniach krajoznawczych natrafiła w kościele św. Kazimierza na wpis w dokumentach kościelnych o chrzcie Sławka. W gustownej oprawie dokument ten został przekazany siostrze poety.

Szkoła Sławka pamięta o swym słynnym absolwencie. I tym razem uczennice z tej szkoły Ewa Gailušaite i Justyna Stankiewicz jako zwyciężczynie konkursu „W kręgu poetów wileńskich” recytowały jego wiersze.

Bez żadnej przesady, ale naprawdę możemy się szczycić naszą młodzieżą twórczą. Awangarda Wileńska, którą pod swoje skrzydło przyjęło Stowarzyszenie Pisarzy Polskich na Litwie, to nie tylko uczniowie szkół polskich, ale też studenci uczelni litewskich: Uniwersytetów Wileńskiego i im. Giedymina. Są to Ewa Szostak, Tomas Tomašiunas, Dariusz Kaplewski, Daniel Krajczyński, Agnieszka i Marzena Mackojć, Katarzyna Pieczuro. Zapewne to niepełna lista młodych ludzi, którzy zamierzają powiązać swoje przeżycia z niełatwym zmaganiem duszy i serca, jaką jest poezja.

Sobotnie spotkanie poetyckie zawdzięczamy też siostrze poety – Alicji oraz redaktorce zbiorku „Złamana gałązka bzu” Jadwidze Podmostko, która jest wielką popularyzatorką twórczości Sławomira Worotyńskiego na różnych spotkaniach wileńskich i w Polsce.

I jeszcze jeden czterowiersz poety:

„Co zostanie po nas? Może łąka
Co zostanie po nas? Może pomnik
Co zostanie po nas? Może książka
Co zostanie po nas? Może człowiek”.

Sławek „został dla nas człowiekiem”. Dopóki czytamy jego poezję, póki na nowo ją odkrywamy, dopóki go wspominamy i będziemy o nim pamiętać...

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciu: Alicja Worotyńska, siostra poety, jest propagatorką spuścizny literackiej Sławka.
Fot.
Józef Szostakowski

<<<Wstecz