Odradza się tradycja kolędowania na Wileńszczyźnie

Trzej Królowie w Korwiu

Z kolorową gwiazdą na drągu, błyszczącymi koronami na głowach maszerowali Trzej Królowie na czele wesołego orszaku przebierańców. Chodzili od domu do domu śpiewając kolędy i składając życzenia gospodarzom.

W taki oto sposób grupka mieszkańców podwileńskiego Korwia postanowiła odrodzić tradycję kolędowania w swojej miejscowości. Niestety, ten zwyczaj na Wileńszczyźnie należy obecnie do rzadkości.

„Przyszliśmy życzyć temu domowi szczęścia i radości”, „Żeby to, co w chlewie i na polu, pomnożyło się dziesięć razy”, „Do drugiego roku z synową u boku”, „Żeby mąż do Sejmu był wybrany” – witając gospodarzy wołali od progu kolędnicy. Na czele orszaku szli Trzej Królowie w kolorowych okryciach i z koronami na głowach. Jeden władca niósł kolorową gwiazdę z papieru. Za królami podążali aniołowie, pastuszek, Cyganka i diabeł.

„Zabrakło jeszcze Żyda, bociana czy konika, ale w następnym roku postaramy się zachęcić do kolędowania więcej uczestników” – powiedziała inicjatorka oraz organizatorka pochodu Trzech Króli Lola Ambros, dyrektorka Ośrodka Kultury w Korwiu. Ideę odrodzenia we wsi dawnych tradycji kolędowania wsparła rodzina, koleżanki oraz miejscowy zespół młodzieżowy „Casus” wraz z kierownikiem organistą Grzegorzem Pileckim, którzy chętnie zamienili się w przebierańców.

Uczestnicy wesołego korowodu po raz pierwszy wzięli udział w kolędowaniu. Jak się przyznali, było trochę strachu i oporów, ale wesoły nastrój oraz improwizacja pozwoliły zapełnić luki wynikające głównie z braku niedostatecznej wiedzy o tradycji kolędowania.

„Zwyczaj kolędowania, przyznam się szczerze, memu pokoleniu jest mało znany, albo w ogóle nieznany. By zorganizować pochód kolędników musieliśmy zasięgnąć informacji u starszych. Na przykład, jakie postacie muszą być wśród przebierańców, jak mają być ubrane, co powinny wygłaszać. Informacji szukaliśmy też w Internecie” – opowiadała pani Lola. Dodała, że ze strojami nie było problemów. Potrzebne ubrania i akcesoria udało się wypożyczyć, wykonać samemu lub niedrogo kupić. Uczestnicy świątecznego pochodu, zanim poszli kolędować, przeprowadzili kilka prób, by poćwiczyć śpiewanie i swoje wypowiedzi.

Kolędowali i za sowietów

Od domu do domu wędrowali przebierańcy śpiewając kolędy i składając życzenia mieszkańcom. A nuż gospodarz nie wpuści kolędników lub, co gorsza, przegoni miotłą? Rozmówczyni oznajmiła, że nie bała się takich sytuacji, bo jeżeli ktoś i przepędziłby, to na pewno większość zaprosiłaby do domu. Na szczęście, mieszkańcy Korwia, okolicznych Podjezierek i Żubian gościnnie witali przebierańców i nikt nie zamknął drzwi przed wesołym orszakiem. Po drugie, jak zaznaczyła organizatorka, większość została poinformowana, że niedzielnego popołudnia zawitają do nich kolędnicy. Byli chętnie goszczeni, zapraszani do stołu, częstowani, gdyż według tradycji, kolędnicy przynoszą pomyślność domów, do którego zawitają. A jaki ubaw, kiedy się próbuje rozpoznać wśród kolędników znajome twarze!

„Bardzo się cieszę, że nasi mieszkańcy przypomnieli o tradycji kolędowania. Jest ona bardzo potrzebna, bo tak jest wesoło i przyjemnie, gdy ktoś cię odwiedza” – cieszyła się Stanisława Zapolska. Mieszkanka Korwia przypomniała, że nawet w czasach sowieckich, mieszkańcy tej wsi po kryjomu kolędowali. „W czasach kołchozowych też kolędowaliśmy. Oczywiście, że głośno nie śpiewaliśmy, nie hałasowaliśmy i zachodziliśmy tylko do znajomych, sprawdzonych domów” – opowiadała. O tym, że tradycja kolędowania była hen przed laty bardzo przestrzegana, pamiętają też inni mieszkańcy wsi. Według Stanisławy Jankowskiej, dzieci i młode dziewczyny kiedyś to trochę się bały przebierańców, szczególnie diabła, gdyż on uganiał się za nimi. Nie było wtedy tak wielkiego wyboru strojów karnawałowych, więc kolędnicy chodzili od domu do domu najczęściej w odwróconych włosem na wierzch kożuszkach.

„Choć na jedna godzina rozweselić rodzina”

„Bardzo byśmy chcieli odrodzić powoli zapominaną tradycję kolędowania. Cieszę się, że w tym roku udało się nam zorganizować, bo w roku ubiegłym, niestety, nie miałam tyle poparcia wśród mieszkańców” – powiedziała dyrektorka.

Zgodnie ze zwyczajem za życzenia szczęścia i pomyślności oraz wesołe żarty orszak został hojnie obdarowany. Do koszyków przebierańców wędrowały owoce, orzechy, czekolady i ciastka, a niekiedy nawet pieniądze i trunki wyskokowe.

„Datki – to nie najważniejsze. Kolędowanie – to wspaniała okazja, by rozweselić sąsiada, samemu się poweselić, odwiedzić i zobaczyć znajomych. Choć na jedna godzina rozweselić rodzina” – stwierdziła wesoło Cyganeczka Anna Pumputiene, zapytana, dlaczego postanowiła wziąć udział w kolędowaniu.

Do późnego wieczoru rozlegało się w Korwiu donośne „Hej kolęda, kolęda”!

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciu: „Żeby to, co w chlewie i na polu, pomnożyło się dziesięć razy, a mąż do Sejmu trafił” – życzyli kolędnicy.
Fot.
autorka

<<<Wstecz