Nowy sposób na partnerstwo

Dr Kęstustis Girnius – znany litewski politolog, historyk i filozof – w kwietniu ubiegłego roku zaimponował społeczności polskiej na Litwie swoją empatią i otwartością na jej problemy. Ostrzegał litewskich polityków, że „nieprzejednana postawa wobec miejscowych Polaków i odrzucanie ich próśb nie wzmocnią ich przywiązania do państwa litewskiego”.

Jako jeden z nielicznych litewskich publicystów próbował też gasić nacjonalistyczne zapędy tych rodaków, dla których dobry litewski Polak to... Litwin. W komentarzu o ironicznym tytule: „Litwini – naród otoczony przez wrogów i nikczemników?” (portal DELFI) Girnius tłumaczył, że nieustanne próby lituanizowania polskiej mniejszości prowadzą donikąd. „Polacy nie są Litwinami, ale społeczność polska nie jest ciałem obcym (...). Należy pogodzić się z myślą, że nie uda się ich zlituanizować, jak Sowietom nie udało się zrusyfikować Litwinów. Oni nie stanowią zagrożenia dla państwa litewskiego. Dlatego nie należy uznawać ich za wrogów, a spełniania ich uzasadnionych postulatów traktować jako nadskakiwania”.

Niestety, już we wrześniu tego roku poglądy dr Girniusa uległy radykalnej zmianie. Obsobaczył (za pośrednictwem BNS) polskiego premiera Donalda Tuska za to, że ten wielce „niedyplomatycznie” najechał Litwę. W opinii Girniusa, szef polskiego rządu to nie Superman, żeby ni z gruchy, ni z pietruchy spadać z litewskiego nieba i stwarzać wrażenie, „jakoby śpieszył z odsieczą dla rzekomo krzywdzonej polskiej mniejszości”. Bo na Litwie nikt nikogo nie krzywdzi – ogłosił.

W tym tygodniu uznał, że jednak krzywdzi. Polska Litwę. W przemyśleniach pt. „Polska znów poucza”, które znalazłam na portalu Alfa.lt, historyk żegna się z iluzjami. „Polska nie jest i nie będzie (dla Litwy) strategicznym partnerem – ona jest po prostu za duża i ma za dużo innych interesów – wieszczy złowieszczo. – Polska nie otworzy nam drogi do Środkowej Europy i nie zapewni większych wpływów w tym regionie. (...) Polska jest za bardzo skłonna postrzegać Litwę jako „młodszego” brata, który powinien okazywać wobec „starszego” brata właściwy szacunek”.

Nie żeby Polska czymś Litwie groziła czy domagała się czegoś osobiście dla siebie. To nie! Ale jakim prawem polscy politycy liczą na to, że Litwa złagodzi swój stosunek wobec polskiej mniejszości? Toż to nasza mniejszość, więc komu co do tego, że chcemy ją przerobić na część większości? Zapowiadalim, że nie ustąpim ani słowa z uszczuplającej polskie szkolnictwo ustawy o oświacie, to i nie ustąpilim. Ale fakt, że strony polsko-litewskiego zespołu do spraw edukacji nagadały się przez dwa miesiące jak dziad z obrazem nie osiągając nawet cienia porozumienia to nie powód, by premier Tusk wierzgał przeciwko powołaniu jeszcze jednego takiego zespołu. Tym razem – do spraw wsparcia rozwoju południowo-wschodniej Litwy i regionu suwalskiego. Partner strategiczny by takiego zespołu premierowi Kubiliusowi (pomysłodawcy) nie odmówił.

W tej przykrej sytuacji Kęstutis Grinius proponuje Litwie szukać partnerstwa w krajach bałtyckich i skandynawskich, ale też „cierpliwie czekać, aż Polska uświadomi, że oba państwa są równowartościowe”.

Robić z litewskimi Polakami co się zmyśli i czekać aż Polska zmądrzeje? To dobry pomysł. Jak grzebać zapaloną pochodnią w ulu (zresztą własnym) i czekać aż sąsiad – zamiłowany pszczelarz – uzna, że to fajna zabawa i przyleci napić się z nami wódki. Lub zaprosi nas do Budapesztu (Europa Środkowa) na palinkę (to taka ichnia wódka owocowa).

Lucyna Schiller

<<<Wstecz