Politykuje kozioł ofiarny

Sprawa sporu o model polskiej oświaty na Litwie znalazła się w ślepym zaułku. Minister Gintaras Steponavičius wyjaśnił nonszalancko opinii publicznej, że rozmowy nie przyniosły oczekiwanego skutku, ponieważ zachowania przedstawicieli Forum Rodziców Polskich Szkół są motywowane politycznie, podczas gdy argumenty strony ministerialnej ponoć są „eksperckie”. Słowem rodzice Polacy politykują (a w tle –wiadomo – gdzieś tam stoi AWPL), dlatego nie osiągnęliśmy porozumienia - próbuje litewski minister edukacji obarczyć odpowiedzialnością za fiasko rozmów niesfornych rodzicieli.

Tak, zgadzam się, Panie ministrze, nowa ustawa o oświacie ma charakter polityczny, tylko Panu pomyliły się (zapewnie w ferworze zmagań) trochę scenariusze wydarzeń, dlatego kieruje Pan zarzut upolitycznienia nie pod właściwy adres. Dla cierpiących na zanik pamięci polityków przypomnę, że nowa redakcja ustawy o oświacie od samego początku nosiła znamiona politycznego zamiaru – zmiany modelu edukacji mniejszości narodowych, który od stuleci obowiązywał na Litwie. Dlatego też w procesie legislacji sejmowej nowej redakcji ustawy posłowie z komitetu oświatowego nawet nie zadawali sobie trudu przedyskutowania alternatywnych wariantów, zgłaszanych przez posłów AWPL czy Polską Macierz Szkolną. Od samego początku na ich czołach wręcz można było wyczytać, co się nazywa „išankstine nuostata”: musimy wreszcie wdrożyć na Litwie łotewski wariant edukacji mniejszości narodowych. Dla niewystarczająco rozeznanych wyjaśniam, że wariant ten oznacza stopniowe upaństwowienie języka nauczania w szkołach mniejszości narodowych, w celach ewolucyjnej asymilacji tychże mniejszości. Łotwa zresztą nawet za bardzo z tym się nie kryje. Litwa wdrożenie łotewskich praktyk przykrywa szczytnymi celami, takimi jak lepsze poznanie języka państowego przez dzieci nielitewskiego rodowodu czy głębsza ich integracja. Poseł Songaila w gorącym okresie decydującym o losach nowej ustawy w litewskim Sejmie dwoił się i troił, by przeforsować scenariusz bratniego narodu. Zwoływał konferencje „naukowe”, na których w swoiskim kręgu „vilnijowców” i łotewskich ideowych pobratyńców wychwalał – co się nazywa pod niebiosa – walory modelu oświaty bałtyckiego sąsiada. Czujnie uczestniczył w każdym posiedzeniu sejmowego komitetu oświaty. I mimo, że nie był jego członkiem, to i tak grał pierwsze skrzypce, gdy chodziło o tematy edukacji mniejszości narodowych. Rola innych posłów komitetu ograniczała się wtedy do potulnego przytakiwania jego łotewskim scenariuszom. A wszelka próba dyskusji ze strony posła Narkiewicza kończyła się z reguły uwagą przewodniczącego komitetu Stundisa: „Nie eskalujmy sprawy. Stawiam na głosowanie”. Wynik głosowania był wiadomy: wszyscy przeciwko jednemu.

Sam minister edukacji Steponavičius na ten czas zawiesił swe liberalne poglądy na kołku przed drzwiami ministerstwa i aktywnie wspierał, jak się później okazało, całkiem nieprzemyślany, nieprzystający do litewskich realiów wariant sąsiedniego kraju. Tak to liberała i zaślepionego tautininkasa połączyła wspólna idea, wspólna „troska” „o dobro” polskich dzieci na Wileńszczyźnie.

I wszystko jest jasne. Minister, jak powyżej dowiedziono czarne na białym, nie politykuje, więc trzeba poszukać kozła ofiarnego, któremu można byłoby zarzucić politykowanie...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz