Kolejna śpiewka na starą modłę,

czyli „Studium analityczne Centrum Studiów Europy Wschodniej”

Grupa analityków Centrum Studiów Europy Wschodniej (angl. EESC) na Litwie Živile Dambrauskaite, Tomas Janeliunas, Vytis Jurkonis, Vytautas Sirijos Gira oraz recenzent Vladas Sirutavičius w kwietniu br. opracowała Studium analityczne pt. „Relacje pomiędzy Litwą i Polską: utknięcie w agendzie dwustronnych stosunków, czy puste partnerstwo strategiczne?”. Celem autorów Studium w trzech rozdziałach było poddanie obszernej analizie rozwój i transformację stosunków między Litwą i Polską w okresie minionego 20-lecia.

Intencja godna uwagi

Ww. 36-stronicowy dokument, za pośrednictwem Ambasady Litwy w RP i przy osobistym udziale ambasador RL L. Zakarevičiene, został przekazany dla zapoznania się wszystkim środowiskom akademickim w Polsce. Autorzy Studium określają go na wstępie jako próbę wieloprzekrojowej analizy bez pretensji na odkrycie „prawdy historycznej lub przedstawienia jej litewskiej wersji”. Jest to, zdaniem autorów, inicjatywa „mająca skłonić do otwartej i poprawnej rozmowy o podejrzliwościach i napięciach”, przesłaniających relacje dwustronne.

Ze względu na wielokierunkowość i objętość materiału nie sposób w jednej publikacji zmieścić jego treść, przeciążoną widocznymi sprzecznościami i dość mętnymi wnioskami (pomijając w niemałym stopniu wręcz niechlujny i zadufany styl tego utworu). Warto chociażby przyjrzeć się rozdziałowi III, komunikującemu o treści dwustronnych stosunków polsko-litewskich i zmianie agendy w ich relacjach oraz wysnutym wnioskom, bezpośrednio dotyczącym sytuacji mniejszości polskiej na Litwie.

...a jednak nic nowego

Na wstępie widać, że deklarowane pobożne życzenia autorów są jedynie zlepkiem wciąż tych samych frazesów: o tym, że niepokój Litwinów wzbudza Karta Polaka oraz używanie określenia „Kresy”, o ewentualnych pretensjach dotyczących Wilna. Znów powraca na wokandę sformułowanie o „błędnie oszacowanych obietnicach Litwinów w sprawie mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie”, które „wydają się przeciągać i wzbudzają naturalne zniecierpliwienie polskich polityków i społeczeństwa”. Stąd już całkiem blisko do nowej teorii, lansowanej ostatnio przez litewskie MSZ, według której „Traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy” między Litwą a Polską należy rozumieć jako swego rodzaju beletrystykę o założeniach nieobowiązujących, a nawet... nie wiadomo przez kogo podpisaną.

Pozostawiając sprawy stricte międzypaństwowych stosunków polsko-litewskich czynnikom specjalistycznym, warto przyjrzeć się przedstawieniu roli „pokrzywdzonej” mniejszości polskiej na Litwie, w mniemaniu autorów analizy, jako „karty do rozgrywek, otwarcie używanej w retoryce polskich polityków”. Według nich ta „kłopotliwa kwestia” w warunkach stabilizacji skali politycznej w Polsce może mieć niemały wpływ na „ideologizację” problematycznych polsko-litewskich stosunków dwustronnych, co jeszcze bardziej skomplikowałoby ich rozstrzyganie. „W przeciwieństwie do ideologizowanej i pragmatycznej polityki propagowanej przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, który dominował na scenie politycznej Polski do 2005 roku, dla PIS i PO charakterystyczne są wyraźnie określone ideologiczne postulaty, które w kontekście nasilającej się rywalizacji pomiędzy dwiema prawicowymi partiami mogą przerodzić się w bardzo skrajne” – konkludują autorzy dokumentu.

To ma być recepta na poprawę?

Widząc kilka zagrożeń w stosunkach dwustronnych przedstawiają oni swój – powiedzmy, dość oryginalny – punkt widzenia na ich treść i sposoby rozwiązania. Zaczynając m. in. od tego, że Polska zarzuca Litwie niewywiązywanie się z międzynarodowych zobowiązań zabezpieczających prawa polskiej mniejszości narodowej, złe warunki inwestycyjne (problemy logistyczne, z których powodu spółka energetyczna PKN „Orlen” ponosi straty, zwłokę w budowie elektrowni atomowej w Wisagini) i in. Otóż, zdaniem analityków litewskich: „Sporo spraw ma charakter raczej techniczny (pisownia nazwisk, znaki topograficzne), niektóre – ekonomiczny (zwrot ziemi, PKN „Orlen”). Tak jedne, jak i drugie powinny zostać maksymalnie zdepolityzowane. Natomiast, jeśli chodzi o Ustawę o oświacie, jest to jedna z decyzji, po podjęciu której konieczna jest zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna intensywna komunikacja wyjaśniająca okoliczności przyjęcia poprawek oraz akcentująca osiągnięcia w zakresie oświaty na Litwie”.

Perełką zaś całego Studium, spłodzonego wyraźnie na potrzebę rządzących obecnie elit politycznych jest niewątpliwie jego podsumowanie, przedstawione w charakterze sąsiedzkiego pouczenia pt. „Rekomendacje” (oczywiście, pod adresem MSZ i władz RP (sic!). Pomijając całe spektrum „dobrych rad” w dziedzinie kształtowania polskiej polityki zagranicznej, warto zatrzymać się na problematyce mniejszościowej. Szczegółowy rejestr porad na każdy z punktów, wymienionych w analizie, można byłoby określić mianem arcydzieła myśli twórczej autorów tej zajmującej lektury.

W kwestii nowelizacji Ustawy o oświacie, dla przykładu, cytowana jest wypowiedź b. ministra spraw zagranicznych K. Skubiszewskiego o równości standardów dla wszystkich obywateli państwa, chociaż w poprzednim zdaniu podkreślił on, że prawa mniejszości są podstawowymi prawami i wolnościami człowieka, a państwo jest zobowiązane do zapewnienia im całkowitej równości z innymi obywatelami. Czyżby właśnie ten cytat usprawiedliwia litewskich polityków o zrównaniu standardów i ujednoliceniu egzaminu maturalnego z języka litewskiego?

Innym ważnym argumentem w tym temacie pozostaje nieustająca troska o lepszą integrację Polaków z Wileńszczyzny z ogółem społeczeństwa, podbudowana wypowiedzią R. Maciejkiańca, który nie wątpi, że posunięcia w dziedzinie oświaty zagwarantują litewskim Polakom lepszą przyszłość i konkurencyjność na rynku pracy.

W kwestii pisowni nazwisk warto odnotować „postęp” polegający na podaniu bardziej konkretnego terminu jej rozstrzygnięcia, mianowicie: „Po rozstrzygnięciu kwestii nauczania języka litewskiego i przeprowadzeniu reformy oświaty, niezbędna jest liberalizacja pisowni nazwisk. (...) Pisownia nazwisk jest jedną z tych spraw, które Litwa zobowiązała się rozstrzygnąć i, gdy zadanie to wykona, powinna pokazać je jako jeden z przełomowych aspektów w kontekście napięć”.

„Gdyby Litwa się kierowała zasadą parytetu” (a więc tak nie jest? – aut.) drugim oczywistym przykładem dobrej woli i poprawą stosunków mogłoby stać się podwójne nazewnictwo i dwujęzyczne napisy. W tym i podobnym stylu wyglądają analityczne „odkrycia” tego dokumentu, nad którym mozolnie pracował kwartet autorski oraz recenzent. Byłoby jednak dużym uchybieniem z ich strony, gdyby nie został poruszony najważniejszy problem tego tzw. „utknięcia w agendzie dwustronnych stosunków.”

„Brakuje gospodarza sprawy polsko-litewskiej”

Zdaniem autorów analizy, integracja Polaków litewskich w ciągu ostatnich 20 lat była „nieudana” i „słaba”. „Chociaż budowa tożsamości (czyjej? – a może przebudowa, rozumiana jako asymilacja? – aut.) jest procesem długotrwałym, musimy przyznać, że jednym z zadań strategicznych Litwy powinna być integracja polskojęzycznych obywateli Litwy, tzn. Polacy powinni stać się częścią Litwy, a nie obiektem oddziaływania Polski. Owszem, do tego potrzebni są aktywni działacze/osobowości, których w polskiej diasporze brakuje”.

Więc, jak się mówi, „jesteśmy w domu”: w pierwszą kolej w tej analitycznej inicjatywie chodzi o kolejną próbę znalezienia alternatywy dla reprezentującej interesy polskiej mniejszości politycznej siły. Siły, która ostatnio znajduje coraz większe poparcie nie tylko wśród Polaków, lecz także Rosjan, Białorusinów i nawet etnicznych Litwinów. Nie dziwi więc, że na zamówienie autorzy Studium zaatakowali szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego oraz lidera AWPL europosła Waldemara Tomaszewskiego, chyba za to tylko, że są zbyt popularni i cieszą się zasłużonym szacunkiem wśród swych wyborców, w odróżnieniu od przedstawicieli dzisiejszej koalicji rządzącej na Litwie. Stąd też poniższe, dobrze znane z czasów sowieckich przyklejanie etykiet i wręcz absurdalne wnioski.

„Największym problemem jest to, że litewskich Polaków reprezentuje siła polityczna, która: a) nie jest lojalna wobec Litwy i nawet wobec Polski: b) spory wpływ wywierają na nią przedstawiciele strony trzeciej; c) jest bezkonkurencyjna w środowisku polskim na Litwie. Dlatego byłoby dobrze, gdyby wśród litewskich Polaków powstała inna konkurencyjna organizacja (niekoniecznie partia), która zdołałaby zdobyć większe zaufanie ze strony Litwy i Polski. Nawet gdyby była to siła polityczna bardziej lojalna wobec Polski niż Litwy, mogłaby zmienić tę obecną, stworzoną przez W. Tomaszewskiego bierność, która według swojej logiki nie jest skłonna do jakichkolwiek zmian (nawet pozytywnych), mogących zmniejszyć obserwowane w środowisku polskim zjawisko zamkniętości i izolacji od Litwy”.

Zgodnie z wnioskami Studium w żadnym wypadku nie można umiędzynarodowić problemu zwrotu ziemi, który jest najbardziej bolesny i krzywdzący dla prawowitych właścicieli i ich spadkobierców na Wileńszczyźnie:

„Niektóre inne aspekty prowadzące do napięć (zwrot ziemi w rejonie wileńskim, kwestie dot. Mažeikiu nafta) powinny być przedstawiane jako sprawy wyłącznie techniczne, rozwiązania niższego szczebla wymagające większej uwagi ze strony Litwy, ale nie mogą być wiązane z bilateralną polityką zagraniczną”.

Poruszając rolę osobowości w polityce nie pominięto rzekomego problemu „Sikorskiego”:

„Należy przyznać, że istotny wpływ na relacje międzypaństwowe mają osobiste przekonania i konkretne osobowości. Czynnik osobowości R. Sikorskiego nie może być ignorowany, jednakże należałoby unikać zarówno bezpośredniej jak i pośredniej konfrontacji. Problematyczność osobowości R. Sikorskiego można złagodzić sposobem znalezienia przyjaciół dla Litwy wśród polskich polityków (szczególnie w osobie J. Buzka), a także wykorzystując analogiczne nieadekwatne oświadczenia wobec Czech i Niemiec. W każdym bądź razie nie powinno to ograniczać współpracy na niższej płaszczyźnie. Współpraca na wyższej płaszczyźnie mogłaby się odbywać na poziomie premierów (unikając przy tym zaostrzenia niektórych problemów lub kwestii zniekształcania informacji na poziomie MSZ RP)”.

Znów coś za coś?

Po tak obfitej dawce życzeń skierowanych do strony polskiej po raz kolejny przypomniano też o interesach Litwy. Godząc się z faktem potencjalnie większej roli Polski w UE, należy to wykorzystać zwracając się do Polski z prośbą o wsparcie dla różnego rodzaju litewskich inicjatyw, by w pewnym sensie Polska mogła być patronem Litwy w UE. Pożądanym wyjściem tu mogłaby stać się trójstronna lub wielostronna współpraca państw Regionu Morza Bałtyckiego. Byłoby też mile widziane wzajemne popieranie swoich przedstawicieli na wysokie stanowiska w strukturach i instytucjach UE. Jednym słowem: „Przedstawianie wspólnych interesów, inicjatyw na poziomie UE może zmienić wcześniejszą politykę wschodnią – zgodność interesów budzi zaufanie”.

Czesława Paczkowska


OD AUTORA:Ukazując w streszczeniu niektóre tylko pozycje ww. Studium ich komentowanie pozostawmy czytelnikom. Jak zaznaczono w tytule, ta „śpiewka na starą modłę” nie byłaby godna uwagi, gdyby nie fakt, że taka jej treść była rozliczona na pozyskanie zrozumienia w kręgach polskich naukowców. Podejmując się w ten sposób próby dokształcania polskich uczelni akademickich autorzy Studium oraz kierownictwo MSZ i ambasady RL w Warszawie chyba nie do końca zdawali sobie sprawę, co wystawiają na osąd publiczny. Wykonując zamówienie rządzącej dziś na Litwie większości, by usprawiedliwić nieudolność polityki zagranicznej i rządów konserwatywnej ekstremy, zapędzających państwo w ślepy zaułek, tym samym ujawnili jej bezradność i ignorancję w sprawach budowania stosunków partnerskich w relacjach z najbliższymi sąsiadami, a zarazem rzeczywiste intencje dzisiejszej konserwatywno-liberalnej elity politycznej.

<<<Wstecz