Oferuję narodowcom Zeppelinfeld

Polscy imperialiści z minionego piątku na sobotę spędzili bezsenną noc. Morfeusz ich opuścił, gdy dowiedzieli się, że patrioci z Litewskiego Związku Młodzieży Narodowej (LZMN) uczcili 72. rocznicę odzyskania Wilna potępiając na wiecu „imperialistyczne zakusy Polski”... Wobec Wilna, znaczy się. Polscy imperialiści przez całą noc bili się z myślami: „Po co nam Wilno?”. „A gdyby nawet... to jak je okupować, skoro oba nasze kraje należą tak jakby do jednego państwa – UE? Jak tu sprytnie zwinąć je posłowi Songaile, prałatowi Svarinskasowi i prezesowi LZMN Pance nie wdając się w awanturę z NATO, czyli poniekąd z samymi ze sobą? I jak to miasto utrzymać w polskiej niewoli, skoro oba nasze kraje należą do strefy Schengen, gdzie praktycznie nie obowiązują granice?”.

Jak nie spojrzysz, wychodzi na to, że okupowawszy Wilno polscy imperialiści musieliby je natychmiast sami u siebie odbić i na powrót uroczyście Litwie przekazać. Po co im ten kłopot? Cóż jednak począć skoro narodowcy z LZMN – i ich prominentni protektorzy – nijak nie chcą przyjąć tego do wiadomości. Gotowi polec za miasto, którego nikt nie atakuje. Tak i w miniony piątek. Prałat Svarinskas ostrzegał, że „wróg znów chce stolicę zniewolić”. Ponad setka manifestantów skandując dlaczegoś „aprobujemy!” potępiła tegoż wroga knowania. A chcąc mu odciąć drogę do Wilna utworzyła żywą barykadę w kształcie Słupów Giedymina... Tym efektowniejszą, że uzbrojoną w liczne płonące pochodnie. Było czadowo. I w przenośni, i dosłownie. Niestety, cały ten happening zepsuli... polscy imperialiści, którzy po tak bronione Wilno się nie zgłosili. Nie wiedzieli, że wypada. I dobrze. Nie radziłabym nikomu zdobywać miasta, w którym rej wodzą tacy happenerzy. To kłopot. Różni unijni komisarze krzywym okiem patrzą na rządy, które tolerują w swoich krajach ksenofobiczne sentymenty. Niech więc za oszołomów z LZMN wstydzi się premier Kubilius. A ja mu zdradzę pewną tajemnicę. Nie tylko imperialiści z Warszawy, również mieszkający w Wilnie Polacy nie chcą go zawłaszczać. Zależy nam po prostu, by było ono miastem wielu narodowości, języków, kultur oraz poszanowania obywatelskich praw i swobód. By byle pacan z LZMN nie wmawiał rodowitym wilnianom, że są „licznie osadzanymi tu w okresie sowieckim imigrantami i kolonizatorami”.

A orłów Panki informuję, że co prawda bez mojej zgody, ale już ustąpiłam im swój kawałek Wilna. To prawie 30 hektarów, których mojej rodzinie nikt nie zamierza zwracać. Toteż wzorem Zagłoby, który ofiarował królowi szwedzkiemu Niderlandy, dorzucam im jeszcze kawałek Norymbergi. Jest tu miejsce, którym będą zachwyceni. To Zeppelinfeld, trybuna (już co prawda bez swastyki i wzorowanej na Wielkim Ołtarzu Zeusa kolumnady) i plac defilad, gdzie niejaki Adolf Hitler wygłaszał niegdyś swoje najgłośniejsze mowy oraz przyjmował partyjne i wojskowe defilady. Władze miasta nie bardzo wiedzą, co z tym fantem zrobić. Wyburzyć...? Wszakże budowla jest świadkiem historii. Odnawiać...? Konstrukcję stworzoną na zamówienie szalonego Führera? Zeppelinfeld jest więc lekko zaniedbany. Od czasu do czasu służy jako miejsce rajdów, na co dzień – wyprowadzania piesków. Słowem, nuda. Coś mi mówi, że wymachująca pochodniami młódź z LZMN interesująco by się w ten pejzaż wpisała. A też przysporzyłaby igrzysk odwykłym od takich widowisk Niemcom. No i pokazałaby szerszej publiczności, kto ostatnio nadaje ton w litewskiej polityce wobec mniejszości.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz