Codzienność rytmem przyrody mierzona

Krystyna i Piotr Łapunasowie, mieszkający we wsi Adomajcie, w starostwie podbrzeskim, w listopadzie tego roku będą obchodzili 30 rocznicę ślubu. Tyleż lat niezłomnie trwają na przypisanej im przez los placówce – pracują na roli, kontynuując wiekowe tradycje swych przodków, wiernie służąc ziemi, z której obydwoje wyrośli.

Lżejsze życie w mieście, gdzie, opuszczając swe rodzinne zagrody, przeprowadzało się wielu młodych ludzi ze wsi, nie zdołało ich zwabić.

Po latach mozolnego trudu nasza rozmówczyni, pani Krystyna, bez namysłu stwierdza, że praca na roli, to nie przypadek, tylko świadomy wybór jej i jej męża Piotra.

– Nikt nas nie zmuszał do tego, aby poświęcać się rolnictwu. Te trzydzieści lat temu mogliśmy nasze życie urządzić inaczej. Pójść do miasta, otrzymać mieszkanie, wieczory spędzać przed telewizorem... Ale mąż nigdy nie lubił miasta. I tak zostaliśmy na ziemi... Bardzo kocham zwierzęta, które hodujemy, przyrodę – to mocno przywiązuje do wsi. Jestem przyzwyczajona do takiej pracy, więc nie wydaje mi się czymś nadzwyczaj trudnym – mówi Krystyna Łapuniene, pochodząca ze wsi Tałejki, odległej od Adomajci o 5 km.

Przyszłość zawodowa pana Piotra została przesądzona odkąd ukończył naukę w szkole rolniczej w Białej Wace i został agronomem. Potem wstąpił na wyższe studia, lecz ich nie ukończył. Był już zaangażowany do pracy w miejscowym sowchozie i na wszystko zwyczajnie nie starczało czasu. Ponadto uważał, że ma wystarczającą wiedzę, aby być naprawdę dobrym rolnikiem.

A że właśnie takie, choć małe, ale bardzo solidne gospodarstwo udało mu się razem z żoną stworzyć, świadczy I miejsce zdobyte w konkursie „Najlepsze gospodarstwo rolne roku 2011”. Podczas tegorocznego święta dożynkowego w Pikieliszkach państwu Łapunasom została wręczona nagroda przyznana przez samorząd rejonu wileńskiego.

Bez pracy nie ma kołaczy

Przedsiębiorstwo rolne, zarejestrowane na imię Piotra Łapunasa, to typowe gospodarstwo mleczne, lecz zapobiegliwi rolnicy nie ograniczają się jedynie do produkcji mleka. Hodują bydło, trzodę i ptactwo. Żywiec bydła sprzedają do masarni, mleko – spółce „Rokiškio pienas”. Gospodarstwo całej rodzinie zapewnia dostatek.

– Kiedyś mleczarnia była na miejscu, w Powarpiu. Ale ludzie wyzbyli się krów, więc mleczarnię musiano zamknąć – tłumaczy gospodyni.

W tym roku Łapunasowie sprzedali do mleczarni w Rakiszkach 92 t mleka, podczas gdy ustalona dla ich gospodarstwa mlecznego kwota w ciągu roku wynosi 78 t.

Na potrzebę własnego gospodarstwa, unikając jakichkolwiek chemicznych „ulepszaczy” urodzaju, sieją zboże i sadzą ziemniaki. Ogółem uprawiają 41 ha.

– W okolicach naszej wsi przeważają nieurodzajne gleby. Ażeby coś wyhodować, trzeba się naprawdę postarać. Dobrze wyrobić ziemię, użyźnić. Tego roku dobrze obrodziło zboże, na kartofle też nie ma co narzekać. Stado krów dojnych zmniejszyliśmy w tym roku do 12 sztuk, a mieliśmy ich aż 16. Ale dorasta przychówek, znowu stadko się powiększy – pociesza się gospodyni. Ledwo się pojawia na łące, a krasule sznurem, jedna za drugą, ruszają w jej kierunku. – Krowy doję ręcznie, są do mnie bardzo przywiązane. Wszystkie mają imiona... – dobrotliwie dodaje pani Krystyna, głaszcząc dorodną łaciatą.

Rodzicielska troska

Kiedy się pobrali, zaczęli gospodarzyć mając jedną jedyną krówkę, którą w „posagu” otrzymał Piotr Łapunas. – Mój posag wyglądał podobnie – żartobliwie wtrąca pani Krystyna. Potem swój majątek powiększali. Rodzice pomagali swym dzieciom, jak tylko mogli. Gdy młodzi postanowili nabyć własny dom, z pomocą pośpieszyli rodzice pani Krystyny.

Państwo Łapunasowie doczekali trójki dzieci. Dzisiaj, gdy dzieci są już dorosłe i samodzielne, oczkiem w głowie dziadków są dwie maleńkie wnusie: Emilia i Paulina. Teraz oni, jak kiedyś czynili to ich rodzice, pomagają swoim latoroślom w czym tylko mogą. – Nasze dzieci wybrały sobie zawody nie związane z rolnictwem. Najstarsza, Jadwiga, jest księgową. Stanisława została menadżerem. Najmłodszy syn, Jan, jest zawodowym informatykiem, chociaż ostatnio podjął się pracy w serwisie naprawy samochodów – opowiada matka.

Ważny element wychowawczy

Dzieci torują sobie drogę życiową w inny sposób, niż ich rodzice. Aczkolwiek rodzice zawsze mogą liczyć na ich pomoc. Dzieci państwa Łapunasów umieją sobie poradzić w życiu. Są rozsądne i pracowite, a wszystko to dlatego, iż ważną rolę w ich wychowaniu odegrała praca.

– Kiedy dorastały cały czas były zaangażowane w pracę w gospodarstwie. Do szkoły miały bardzo daleko. Z dojazdem było łatwiej, z powrotem – gorzej. Nieraz zdarzało się, że ze szkoły w Wesołówce chodziły do domu po 9 km dziennie. Ale gdy wracały i odrabiały lekcje, podwijały rękawy do roboty. Każdy miał przydział obowiązków. Widząc jak ciężko pracujemy, od maleńkości starały się nam pomagać. Wiadomo, nie zawsze były tym zachwycone. Jaś był jeszcze zupełnie mały, kiedy pewnego dnia postanowił, że podoi krowę. Zawiązał chustę na głowie, wziął wiadro i poszedł... Nie chciał, żeby krówka go uznała za „obcego”... Zawsze jednak bardziej go pociągała technika. Więc gdy trochę podrósł nauczył się pracować ze sprzętem technicznym. Dzieci przekonują nas, abyśmy powoli zmniejszali to gospodarstwo. A jednak jak dobrze jest, gdy w tych ciężkich kryzysowych czasach ma się wszystko swoje: i mięso, i mleko, i kartofle... – argumentuje Krystyna Łapuniene.

Praca – to dar i ukojenie

Bóg nie skąpi Łapunasom łask, nie skąpi też wyzwań i doświadczeń. Mąż pani Krystyny ma poważne kłopoty ze zdrowiem, ale gdy czuje się lepiej, chwyta się wszystkich robót. – Piotr lubi wykonywać wszystkie prace związane z mechanizmami. Jak ma zdrowie, pracuje ochoczo, nie szczędząc sił. Technika, remonty, budowa, to coś, czemu oddaje się bez reszty. Jesienią i zimą potrzebuje więcej wypoczynku i spokoju – podkreśla Krystyna Łapuniene.

Pani Krystyna, to prawdziwa „siłaczka” naszych czasów. Podobnie jak bohaterka poematu Niekrasowa, umie poradzić z każdym wyzwaniem, które przed nią stoi, rozwiązać problem, który się raptem pojawia. Ręce pracowitej kobiety raczej rzadko zdobi manicure, ale dla wszystkich ma ona czas i życzliwe słowo. Nieprzypadkowo zamieszkały razem z synową i synem ojciec pana Piotra, od trzech lat przykuty do łóżka Jan Łapunas, swoją dobrodziejkę czule nazywa „mama”... Młoda, niespełna pięćdziesięcioletnia, babcia znajduje czas na to, żeby przypilnować wnuczki, zaopiekować się samotną sąsiadką.

Każdy kolejny dzień w sezonie wiosenno-letnim mieszkanki Adomajci rozpoczyna się o godzinie 4 rano. Późną jesienią i w zimie, gdy przyroda zasypia, ona też może sobie pozwolić na dłuższy sen. Wtedy wstaje o 4.30, nieraz nawet o 5 rano… Wszystkie dzienne sprawy dla niestrudzonej kobiety kończą się godziną 11 wieczorem.

– Oto mija jesień, szykujemy się do zimy. A zima, jeżeli nie będzie głębokich śniegów, zleci szybko i znowu czas przygotowywać się do wiosny. Żyjemy z rytmem kalendarza, z rytmem przyrody – zaznacza.

Nie zważając na wszelkie przeciwności losu, nasza rozmówczyni jest przekonana, że praca, to największy dar, który jest dany człowiekowi i schronienie przed cierpieniem. Bo nie tylko wzbogaca człowieka w tym, materialnym, przysłowiowym znaczeniu, ale też duchowym.

Pomoc sąsiedzka

Gospodarstwo Łapunasów jest doskonale wyposażone w sprzęt techniczny. W garażu gospodarza znajdziemy wszystko, co jest potrzebne do uprawiania ziemi, hodowli zwierząt, w specjalnym budynku-mleczarni jest też lodówka niezbędna do przechowywania mleka. Część wyposażenia, także studnię głębinową i doprowadzenie wody do budynków gospodarzom udało się załatwić dzięki udziałowi we wdrożeniu programowych standardów UE w ramach dyrektywy mlecznej i dyrektywy dotyczącej eliminowania nitratów.

Według pani Krystyny, sprawne prowadzenie gospodarstwa rolnego w dzisiejszych czasach już nie może ograniczać się do zdobytego doświadczenia i wiedzy, uzyskanej w ciągu długich lat. Ambitny rolnik powinien na bieżąco zapoznawać się z tymi zmianami, które zachodzą w zakresie rolnictwa.

– Zawsze możemy liczyć na pomoc konsultantek ze służby doradztwa rolnego w samorządzie rejonu wileńskiego. Panie Teresa Gerdviliene, Lilia Sienkiewicz i Helena Varniene zawsze poradzą, pomogą. Zwłaszcza cenna jest pomoc i wskazówki przy wypełnianiu rozmaitych dokumentów. Wspólnie jeździmy oglądać jak prosperują inne gospodarstwa – stwierdza Krystyna Łapuniene. Według niej, wiele starań w to, żeby ludziom żyło się wygodniej i przyjemniej, włożył wieloletni starosta, Henryk Gierulski.

– Nasz starosta dba o to, aby w zimie drogi były wyczyszczone. Wcześniej nie mogliśmy dojechać do naszych pól. A dzięki niemu jakość dróg, po których codziennie jeździmy, zmieniła się nie do poznania – podkreśla z uznaniem.

W Adomajciach, wsi liczącej zaledwie osiem domów, oprócz Łapunasów, ziemi mocno się trzymają rolnicy Marian Kuźmicki i Zygmunt Grochowski. Ale nie wszyscy mieszkańcy tej wsi rozumieją, jak hojnie ziemia może się odwzajemniać za poświęcony jej trud.

Pani Krystyna cieszy się, że w ich wsi, z dawien dawna panuje piękny zwyczaj okazywania pomocy sąsiedzkiej. Taka pomoc zwłaszcza jest nieodzowna w porze sianokosów.

Niestety, wieś pustoszeje... Dwa domy już zieją pustką. Nie ma komu w nich mieszkać.

– Jest ziemia, więc musimy na niej pracować. Nieraz jak się jedzie i patrzy po stronach... Tylko badyle sterczą! Ziemia leży nie urobiona, zapuszczona, porośnięta krzakami, że aż strach. Może kiedyś się zmieni to spojrzenie na nią i pracę rolnika?.. – zapytuje Krystyna Łapuniene. – Ziemia czeka...

Irena Mikulewicz

Na zdjęciu: wszystkie krasule pani Krystyny mają imiona; gospodyni hoduje kaczki ze względu na wnuczki, którzy kiedy odwiedzają dziadków bardzo lubią je karmić
Fot.
autorka

<<<Wstecz