Lataj jak orzeł, siadaj jak Wrona!

We wtorek Boeing 767 kilkadziesiąt minut krążył nad Warszawą by wylądował awaryjnie na lotnisku Okęcie bez wysuniętego podwozia.

Boeing wyleciał z Newark k. Nowego Jorku około godz. 7.00 rano i planowo miał wylądować na Okęciu o godz. 13.35. Jednak w trakcie podchodzenia do lądowania okazało się, że pilot nie może wysunąć podwozia. Nie zadziałał system elektryczny ani rezerwowy, nie można było także opuścić podwozia ręcznie. W tej sytuacji zapadła decyzja o lądowaniu awaryjnym i samolot zaczął krążyć nad Warszawą, aby wypalić paliwo, gdyż ten typ boeinga nie ma instalacji do zrzucania benzyny.

Około godzinę po planowanym czasie lądowania pilotowi, kapitanowi Tadeuszowi Wronie, udało się sprowadzić maszynę na ziemię. Na pokładzie było 230 osób. Nikt nie został ranny. Niektórych pasażerów z pokładu samolotu odbierały karetki pogotowia, ale miało to związek wyłącznie ze stresem, który przeżyli. Ostatecznie jedna osoba (kobieta w ciąży), wskutek szoku, trafiła do szpitala.

Krążyły myśliwce

Boeingowi podczas krążenia nad lotniskiem, towarzyszyły dwa F-16 z 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku. Należące do niej maszyny pełniły dyżur bojowy.

Jak powiedział rzecznik prasowy Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz, jeżeli jakikolwiek samolot lub śmigłowiec ma problemy w polskiej strefie powietrznej, automatycznie jest podrywana do lotu para dyżurna myśliwców, której zadaniem jest nawiązać kontakt z załogą i pomóc w rozwiązywaniu problemów.

Wojsko sygnał o kłopotach boeinga otrzymało ok. godz. 13.40. Dwa F-16 wystartowały w ciągu 10 minut, a po kilku minutach nawiązały kontakt z samolotem PLL Lot. - Piloci po prostu sprawdzili, jak maszyna zachowuje się w powietrzu. Okazało się, że niestety podwozie nie wyszło i poinformowali o tym załogę, więc można było zacząć odpowiednie procedury. W tym przypadku sprawa była dość klarowna i czysta - powiedział Kupracz. Samoloty wojskowe towarzyszyły boeingowi do momentu przyziemienia.

Bez paniki

Wśród pasażerów lotu z Newark był także o. Piotr Chyła CSsR, wikariusz prowincjała Warszawskiej Prowincji Redemptorystów. Na antenie Radia Maryja opowiedał, że pasażerowie 40 minut przed lądowaniem zostali poinformowani o tym, iż będzie to lądowanie awaryjne. Przyznał, że samo lądowanie było przeprowadzone przez pilota znakomicie, maszyna została posadzona miękko, nie odczuwało się żadnego silnego uderzenia o ziemię. Redemptorysta pochwalił także personel pokładowy za opanowanie i przygotowanie pasażerów do awaryjnego lądowania. Sami pasażerowie zachowywali się spokojnie, część z nich modliła się, o. Piotr Chyła udzielił także niektórym rozgrzeszenia. - Nie było paniki, wszystko było przeprowadzone bardzo dobrze. Myślę, że każdy z pasażerów przeżył swoje, to potężny ładunek przeżyć, ale przeżyliśmy, dzięki Bogu - mówił o. Piotr.

Prezydent Bronisław Komorowski podziękował załodze samolotu za bezpieczne sprowadzenie maszyny na lotnisko. Podziękował też wszystkim służbom, które zabezpieczały lądowanie.

Kapitan Wrona wylądował perfekcyjnie, w czym pomogło mu doskonale wyszkolenie i praktyka - na boeingach lata od 20 lat i ma na koncie 15 tys. godzin spędzonych w powietrzu. Jak podkreślają jego koledzy, pomogło mu także i to, że jest bardzo dobrym pilotem szybowców. Cały czas jest zresztą członkiem Aeroklubu Leszczyńskiego.

On i drugi pilot Jerzy Szwarc zostali już przesłuchani przez Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych. Zadaniem komisji jest teraz ustalenie przyczyn zablokowania podwozia. Ma to ogromne znacznie nie tylko dla LOT, który ma pięć takich maszyn, ale i dla wielu innych linii lotniczych, gdyż Boeing od 1982 roku dostarczył do różnych państw ponad tysiąc modeli typu 767, z których większość wciąż lata.

<<<Wstecz