Miał być porządek (tvarka)

Źle się dzieje w państwie duńskim, mawiał Kwinto do Duńczyka w słynnej polskiej komedii „Vabank”. Wydaje się, że hasło to dziś pasuje jak ulał do jednej, jeszcze do niedawna wpywowej partii politycznej na Litwie. „Tvarka i Teisingumas”, założona przez niepozbawionego charyzmy, byłego pilota Rolandasa Paksasa, pretendowała niegdyś do elity politycznej w naszym kraju. Hasło radykalnego zaprowadzenia porządku w rozbujanym politykierstwem i skorumpowanym państwie pociągało wielu wyborców. Umiejętny piar polityczny plus charyzma Paksasa, samotnie walczącego ze złym systemem, przez lata zapewniały partii stałe wysokie poparcie społeczne.

Czas jednak mijał. Hasła pozostawały tylko hasłami. Na dodatek stawały się coraz mniej przekonujące, gdy wyszło na jaw, że w łonie samej partii są politycy, co do których głoszone hasło (porządek ma być) w pierwszej kolejności powinno znaleźć zastosowanie (korupcyjne przypadki Lemantauskasa, Kozakasa itp). Poparcie społeczne dla TiT zaczęło więc regularnie spadać (w Wilnie z 14 radnych w poprzedniej kadencji do 5 w aktualnej),a gwiazda lidera blednąć. Im większy partia notowała spadek w rankingach, tym bardziej stawała się nieprzewidywalna i zagubiona. W końcu dla ratowania słupków poparcia postanowiono uderzyć w radykalizm narodowy. A jak wiadomo, na Litwie wówczas najlepiej jest zagrać „kartą polską”.

Pierwszym sygnałem, który zaczął ujawniać nowe oblicze partii, była obrona przez Paksasa obozu w Dziewieniszkach, zorganizowanego tego lata przez radykalnego działacza Juliusa Pankę. Bronił wówczas europarlamentarzysta „białych” młodzieńców jako zaczynu patriotyzmu i litewskości na Wileńszczyźnie (jedno z haseł obozu brzmiało: „Wysmaruję gębę szarym mydłem każdemu, kto się odezwie w języku słowiańskim lub germańskim”). Później poszedł jeszcze dalej krytykując rząd za nadmierną – jego zdaniem – uległość wobec Polski, która, domagając się respektowania praw polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie, wtrąca się w wewnętrzne sprawy Litwy (należy demonstracyjnie i z honorem ignorować takie poczynania Warszawy, pouczał).

W końcu TiT poszła,jak to się mówi, „po bandzie”. W zeszłym tygodniu zorganizowała pikietkę kilkudziesięciu osób w obronie niszczonego, jak powiada, szkolnictwa litewskiego na Wileńszczyźnie. Partia zniżyła się do poziomu ”Vilnii”, by tylko ratować słupki rankingowe.

Wydaje się jednak, że popełniła przy tym polityczne harakiri. Bo właśnie w dużym stopniu poparciu nielitewskich wyborców TiT zawdzięcza swą największą polityczną świetność. „Głosójcie na prezydenta Paksasa”, przypominam pisane niezbyt poprawną ortograficznie, ale zawsze polszczyzną hasło skierowane do litewskich Polaków. Wtedy partia umizgała się do polskiego elektoratu, dziś puszcza oko do narodowych radykałów. Próżnie jednak spodziewa się poparcia tam, gdzie już niepodzielnie rząd dusz sprawują Vytautas L. i Gintaras S.

Miał być porządek. Tymczasem dla TiT niedługo pozostaną już tylko pochodnie i wyświechtane hasło „Ordnung muss sein”...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz