Czas honoru

Odbył się jeszcze jeden wiec protestacyjny. Przebrzmiały mocne słowa przemówień, nacechowane bólem i troską o przyszły los licznej grupy mieszkańców Litwy, kiedy to na oczach całego świata dzieje się krzywda obywatelom państwa, deklarującego się demokratycznym i europejskim. Determinacja uczestników była świadectwem ich obywatelskiej dojrzałości i potwierdzeniem świadomego wyboru – obrony należnych im praw.

Szary gmach, w pobliżu którego miało miejsce to wydarzenie, znów jednak pozostał głuchy na ten wielotysięczny głos. Tak samo jak głusi byli i ci, którzy z racji swojego zawodu mają obowiązek przekazywania prawdziwej informacji. Przewodnicząca Sejmu natomiast zdążyła oskarżyć organizatorów wiecu o podżeganie do waśni między Polakami i Litwinami oraz politykierstwo. Z zaciętością określiła protest jako polityczną akcję, zainspirowaną przez polityków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, a „nawet posłów naszego Sejmu polskiej narodowości”. Widocznie zapomniała, że właśnie ci posłowie zostali wybrani przez zgromadzoną na placu społeczność i mają prawo, a także obowiązek bronić jej żywotnych praw. Skoro zaś wystarczającym argumentem, by uniknąć rzeczowych rozmów, był fakt, „że nawet rosyjskie portale nawoływały na ten wiec” – powołania żadnych nowych grup roboczych nie będzie. Tak oto przedstawicielka najwyższych władz odcięła się po raz kolejny od swoich współobywateli, chociaż ledwie kilkanaście dni temu wygłaszała piękne deklaracje o rozpoczęciu dialogu ze społecznością polską.

Czego zresztą można było oczekiwać, skoro wcześniej premier z butą ogłaszał, że uparty Litwin nie ustąpi nawet jeżeli spali mu się dom. Czyżby obecnej władzy chodziło jedynie o bezmyślną obronę własnego uporu, zamiast o dobro tego domu, któremu na imię Litwa? Przecież na ostatnim wiecu obok polskiej mniejszości protestowali: Rosjanie, wsparci przez Alians Rosjan z Kłajpedy i Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Rosyjskich; przedstawiciele Towarzystwa Białoruskiego Języka im. F. Skaryny; Litwini, reprezentowani przez Litewską Federację Związków Zawodowych Oświaty i Nauki, przedstawicieli pokrzywdzonych właścicieli ziemi oraz Zrzeszenia Drobnych Przedsiębiorców. Czy nie jest to wystarczający znak, że kłamstwa i strach, na których buduje swoją pozycję obecna władza, już przestają oddziaływać na ludzi? Że nadszedł dla nich czas honoru, który nakazuje obudzić się z bierności. Ten czas honoru, który wyprowadził na ulicę około 10 tysięcy osób (a nie 2-4, jak pomniejszały niektóre media) – tego „nielojalnego tłumu”, wyrażając się w stylu jednego ze znanych litewskich polityków.

Owszem, można i dalej z maniakalnym zawzięciem powtarzać wciąż te same formułki, oskarżać protestujących o politykierstwo i podżeganie do waśni. Tylko czy tędy droga? Czy nie nadszedł także czas honoru dla dzierżących władzę, którzy w XXI wieku stworzyli sytuację bez precedensu, występując przeciwko obywatelom własnego państwa? Którzy negując logikę i zasady demokracji, a nawet zdrowego rozsądku, wpędzają samych siebie w ślepy zaułek, tym samym ściągając na Litwę haniebne miano nacjonalistycznego zaścianka w zjednoczonej Europie. Czas honoru nie polega na unoszeniu się honorem nad innymi, lecz poszanowania także dla ich racji, a jeżeli trzeba – nawet przyznania się do własnych błędów i ich naprawienia. Przecież cały ten stek kłamstw, rozpowszechniany w mediach z myślą o wciąż nieobeznanych w rzeczywistej sytuacji ludziach, jest kijem o dwóch końcach i w ostateczności może się obrócić przeciwko tym, którzy uprawiają ten proceder. Uporczywe trwanie w politycznej głuchocie wobec własnych obywateli jest bowiem wielce niewdzięcznym zajęciem dla krótkowzrocznych polityków, wcześniej czy później powiększających jedynie szeregi tzw. politycznych trupów.

Natomiast ci, którzy rozpoznali nadejście czasu honoru powinni uwierzyć słowom wielkiego Mahatmy Gandhiego: „Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. W końcu wygrywasz”.

Czesława Paczkowska

<<<Wstecz