Podczas ćwiczeń wojskowych mieszkańcy spokojnej wsi przeżyli chwile grozy
W piekle wojny
Chwile grozy przeżyli i prawdziwy „smak” działań wojennych na własnej skórze poznali mieszkańcy i goście wsi Miszkirinka w rejonie święciańskim w gminie podbrodzkiej. W przededniu nocy świętojańskiej, tuż obok ich domów, jeszcze za dnia wywiązała się gwałtowna strzelanina, rozlegały się wybuchy pocisków, a obok domów i zabudowań gospodarczych biegali i strzelali żołnierze, z którymi nie można było się porozumieć, gdyż rozmawiali w jakimś obcym, niezrozumiałym języku…
Przedsiębiorca Valentinas Żejmo wraz z żoną i 15-letnim synem przyjechał do Miszkirinki w czwartek, 23 czerwca, by na swej „fazendzie” obkosić trawę, posprzątać przed długim weekendem i zwyczajnie odpocząć. Syn od razu chwycił wędkę i pobiegł łowić ryby w pobliskim stawie. Żona postanowiła opleć kwietniki, a Valentinas kosiarką zaczął kosić trawę.
Nie do żartów było
– Raptem na drodze pojawił się wojskowy wóz opancerzony. Żołnierze siedzący w nim przyjaźnie pomachali rękoma, odpowiedziałem skinieniem głowy, a tuż zaraz przeraźliwy gwizd i wybuch przed BTR-em, później za nim – emocjonalnie relacjonował Valentinas dodając, że siła wybuchów była na tyle duża, że aż go odrzuciło. – Nie wiedziałem i nie rozumiałem, co się dzieje. Syn z przerażenia aż przysiadł, rzucił wędkę i biegiem do gumna. Jeszcze bardziej wystraszyła się żona, gdyż tuż po wybuchach rozpoczęła się gwałtowna strzelanina, a obok domów pojawiły się wozy pancerne i zaczęli biegać żołnierze, strzelając z automatów i karabinów maszynowych. Wymiana ognia trwała chyba jakieś 20 minut i poczuliśmy się jak na prawdziwej wojnie. Nie do żartów było i cała rodzina była wystraszona i zdezorientowana – kontynuował przedsiębiorca. Stwierdził, że sam służył w wojsku, brał udział w ćwiczeniach wojskowych na poligonie, ale otwarcie przyznał, że mimo tego dostał pietra i wraz z rodziną siedział w gumnie dopóty, dopóki strzały nie ucichły.
Obok fazendy rodziny Żejmów, w niewielkim drewnianym domku, mieszkają Irena Litvinoviene i Wanda Iwanowska. Obie siostry są już w podeszłym wieku. Pani Irena też przyznaje, że wraz z siostrą doznały szoku, gdy zaczęła się strzelanina. – Huk był okropny. W domu okna drżały tak, że bałyśmy się, czy szyby nie powylatują. Wanda dość wcześnie kładzie się spać. Tak też było w tamten feralny czwartek, 23 czerwca, ale gdy zaczęła się strzelanina, a obok domu zaczęli biegać żołnierze i przejeżdzać wozy pancerne, to wyskoczyła z łóżka przerażona i nie wiedziała, gdzie się schować – opowiadała pani Irena. Kobieta powiedziała, że od strzelaniny unosił się dym, że trudno było oddychać i poczuły się jak w piekle.
– Żołnierze biegali z automatami, zaglądali do okien, śmieli się i chyba żartowali, ale nie mogłyśmy zrozumieć, co mówią i dlaczego biegają po wsi, a nie ćwiczą na pobliskim poligonie. Całe życie przeżyłam w tym domu, ale po raz pierwszy zdarzyło się coś podobnego – z wyrzutem mówiła rozżalona kobieta.
Jakim prawem?
Algis Adamavičius, były policjant, jechał do Miszkirinki, gdzie ma daczę, aby spokojnie sobie odpocząć, posprzątać w zagrodzie przed długim weekendem. Po drodze wojskowi zatrzymali jego samochód i zaczęli sprawdzać. Nie zrozumiał jakim prawem i dlaczego? Tymczasem na drodze, która znajduje się nie na terytorium poligonu, stało kilka wozów opancerzonych, a żołnierze zatrzymywali i kontrolowali przejeżdżające samochody. Pan Algis nie krył oburzenia, dlaczego po jego prywatnej posesji biegali ubrojeni żołnierze i jeździły wozy opancerzone, tratując mu trawę i naruszając jego prywatność.
Waśka przeżył swoją „wojnę”
Czesław Mazurkiewicz jako leśniczy przepracował 37 lat. Dużo w swym życiu widział i trudno go czymś zadziwić i wystraszyć. W życiu nie zażył żadnego fabrycznego leku i uznaje tylko zioła. Jednak i ten, ponad 70-letni człowiek przyznaje, że również poczuł się nieswojo, gdy po wsi zaczęli biegać i strzelać uzbrojeni żołnierze. – Wiedziałem, że strzelają ślepymi nabojami, ale huk od wystrzałów był niesamowity i robił swoje – stwierdził dodając, że ma pamiątkę po ćwiczeniach – łuski od nabojów, które znalazł.
Na kanapie gospodarza leniwie wylęgiwał się kot Waśka, który również ucierpiał w wyniku „wojny”, ale nie z ludźmi tylko z lisem. Po potyczce z rudym pozostały mu głębokie blizny na pyszczku, uszkodzone oko i braki w uzębieniu. Dzięki gospodarzowi wylizał się jednak i przeżył, a lis, jak stwierdził gospodarz, zdechł. Czy od ran zadanych przez jego Waśkę? Tego nie wie, ale znalazł go martwego na skraju lasu.
Nikt nie powinien ucierpieć
Kapitan Mindaugas Neimontas, kierownik wydziału ds. kontaktów z prasą, stwierdził, że ćwiczenia wojskowe w miejscowościach zamieszkałych przez cywilną ludność mogą się odbywać, ale po uzgodnieniu z lokalną władzą i uprzednim powiadomieniu o tym mieszkańców. Przytoczył przykład, że ćwiczenia odbywają się nawet w miastach i tak było np. w Olicie, gdzie żołnierze ćwiczyli odbijanie zakładników.
Z kolei wysoki urzędnik w Ministerstwie Ochrony Kraju, który zastrzegł sobie anonimowość, stwierdził, że zależy im na dobrej reputacji wojska, ale problemem całej Europy jest to, że brakuje poligonów, na których wojsko mogłoby na całego postrzelać. Na Litwie są trzy poligony, ale wszystkie są za małe i w przekonaniu urzędnika lepiej byłoby mieć jeden, ale duży. Zgodził się z tym, że mieszkańcy musieli być uprzedzeni, a wojskowi mogli przedtem zajść do każdego domu i wytłumaczyć cywilom potrzebę ćwiczeń, bo wojsko bez ćwiczeń, to nie wojsko. Można było nawet wydać okazyjne ulotki.
Przeprosił za incydent, ale prosił też o wyrozumiałość i zrozumienie tego, że podczas ćwiczeń żołnierze używają tylko ślepej amunicji i nikt nie powinien ucierpieć. Tłumaczył też, że podczas ćwiczeń sojusznicy z NATO czasami zagalopowują się i lubią sobie postrzelać „na całego”.
Nikt nic nie wiedział
W starostwie podbrodzkim nikt nie potrafił udzielić informacji, czy wojskowi uzgadniali z władzą lokalną, że ćwiczenia z poligonu mogą przenieść się na teren wsi Miszkirinka. Poinformowano tylko, że nikt ze skargami po ćwiczeniach do gminy się nie zgłaszał. Edward Worszyński, zastępca starosty, powiedział, że nic na temat uzgadniania nie wie i być może coś na ten temat więcej powiedzieć mogłaby starosta Maria Sadowska, ale obecnie przebywa ona na urlopie. Próby „Tygodnika” skontaktowania się z nią za pośrednictwem telefonu były bezowocne.
Niespodzianki niepożądane
Jak wyjaśnił „Tygodnik”, 21-22 czerwca br., na podbrodzkim poligonie wojskowym odbywały się ćwiczenia wojskowe pod nazwą „Bursztynowa nadzieja’2011”, w których udział wzięło ponad 2 tys. żołnierzy z 9 krajów NATO i krajów uczestniczących w programie „Partnerstwo w imię pokoju”: Estonii, Gruzji, Finlandii, Kanady, Norwegii, Polski, Litwy, Łotwy oraz USA. Ćwiczenia obserwowała i wysoko je oceniła prezydent Litwy Dalia Grybauskaite.
Tymczasem mieszkańcy Miszkirinki spodziewają się, że podczas kolejnych ćwiczeń wojskowych, które odbędą się jesienią br., wojskowi ograniczą się do terytorium poligonu, granice którego znajdują się w odległości około kilometra od wsi i wybuchy oraz strzelanina nie zakłócą ich spokojnego, wiejskiego trybu życia, gdzie takiego rodzaju niespodzianki, są raczej niepożądane.
Zygmunt Żdanowicz
Na zdjęciu: pan Czesław nabrał na pamiątkę łusek od nabojów.
Fot. autor