105 lat wpisanych w dzieje połukniańskiej parafii
Z imieniem św. Jana Chrzciciela
W tych dniach uroczyście świętujemy 105. rocznicę założenia parafii połukniańskiej. Tak wyjątkowa okazja zmobilizowała do poszperania w pamięci i ułożenia z urywkowych fragmentów jednej całości – historii naszej parafii pw. św. Jana Chrzciciela.
Różne są nasze więzy z miejscową parafią, ale przeważnie zawsze mają one zabarwienie emocjonalne. I dlatego trudno jest być obojętnym wobec miejsca, w którym zostawia się część swojej duszy.
Kaplica dała początek
Historia parafii połukniańskiej rozpoczyna się po chrzcie Litwy w 1387 roku. Mieszkańcy Połuknia oraz sąsiednich wsi byli i są wyznania rzymsko-katolickiego. W niektórych źródłach znajdujemy, że jedynie dwie rodziny żydowskie i jedna wyznająca prawosławie stanowiły na tym terenie enklawy wiary pozakatolickiej. Za panowania Witolda Wielkiego w XV w. Połuknie należało do parafii starotrockiej.
Ze źródeł historycznych wiadomo także, że już w roku 1794 w Ołonie, znajdującej się nieopodal Połuknia, stała kaplica pod wezwaniem Matki Boskiej Uzdrawiającej Chorych.
Mija sporo czasu, nastaje rok 1829. Profesor imperialistycznego na owe czasy Uniwersytetu Wileńskiego Johan Fryderyk Wolfgang nabywa folwark (dworek) w Połukniu. Przypadkowo natrafia na zaniedbaną kaplicę w Ołonie i przenosi ją do Połuknia. Zostaje jej mecenasem, a zarazem fundatorem nowej kaplicy pw. św. Jana Chrzciciela, która daje początek naszej obecnej parafii.
W niektórych publikacjach historycznych wspomniane są imiona kolejnych kapałanów Połuknia – dominikanina o. Czesława Falkowskiego, ks. Hugona Kostki Godeckiego, honorowego kanonika mińskiego. Został on pochowany w Połukniu obok dawnej kaplicy. Wymieniany jest także ks. kapelan Władysław Kuleszo.
Niestety, w tamte czasy Połuknie nie miało jeszcze tzw. praw parafialnych. Pełne prawa parafialne uzyskuje dopiero w roku 1906. Wówczas po długich rozważaniach i pertraktacjach z duszpasterzami z Rudziszek, Starych Trok i Olkienik wystarał się o nie ks. Józef Ostrejko. Był proboszczem parafii połukniańskiej w latach 1905-1911. Jego miejsce zajmuje ks. Franciszek Mackiewicz.
W końcu 1912 r. proboszcz parafii wyświęcił nasz nowy – obecny cmentarz, na którym sam – mając 77 lat – spoczął 2 stycznia 1916 roku.
Tragiczne lata wojny
Od 2 stycznia 1916 roku aż do dnia sądnego – 25 czerwca 1941 roku proboszczem parafii był ksiądz Kazimierz Packiewicz. Tutaj pełnił posługę kapłańską całych 25 lat! 25 czerwca 1941 roku był dniem tragicznym dla Połuknia i jego mieszkańców. W tym dniu odbyło się przejście frontu przez wieś i wejście do niej oddziałów niemieckich. Okrutne wydarzenia tego dnia oczami dziecka obserwował Bronisław Wierszycki. Dzisiaj zamieszkały w Macierzy połuknianin rekonstruuje wydarzenia sprzed 70 lat.
„Początkowo mieszkańcy wsi niezbyt byli zorientowani, co tak naprawdę się dzieje. Brak było radia, milczały też głośniki miejscowego radiowęzła... Jednak sporadyczne wiadomości zaczęły się szybko układać w całość: Niemcy napadli na nasz kraj.
Ranek był pogodny, zapowiadał się kolejny, upalny dzień. Godzina 7.30. W kościele w tym czasie odprawiana była Msza święta – taka regularna, codzienna Msza, którą celebrował jak zawsze ksiądz Kazimierz Packiewicz.
W ten feralny dzień, na Mszy w kościele było zaledwie kilka osób. Raptem wybuchła strzelanina. Przed końcem Mszy zaczął się palić kościół. Ks. proboszcz Packiewicz zdjął z ołtarza obraz Matki Boskiej i w otoczeniu wiernych, wyszedł przed kościół. Tam został ranny w usta. Krew zalała mu twarz. Przez boczną furtkę w ogrodzeniu kościoła, przeszedł do pobliskiej plebanii. Poprosił gospodynię o miednicę z wodą, ukląkł przy niej i zaczął przemywać usta i twarz. W tym czasie do kuchni wpadł żołnierz niemiecki. Widząc zakrwawionego żywego księdza nad miską, strzelił mu w głowę i wybiegł z plebanii. Plebania została spalona razem z ciałem księdza. Tak zginął ks. proboszcz Kazimierz Packiewicz – wieloletni proboszcz parafii w Połukniu, zżyty ze swoimi parafianami, czujący się zawsze jednym z nich”.
Starsi mieszkańcy naszej parafii pamiętają jeszcze, że na centralnym placu wsi, obok kościoła, stał Dom Ludowy. Wybudowany po I Wojnie Światowej budynek pełnił ważną na owe czasy funkcję w życiu społeczności wiejskiej.
Kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela stał na najwyższym we wsi wzniesieniu w centralnej części wsi. Był całkowicie drewniany i stanowił zabytkowy przykład drewnianego budownictwa sakralnego w rejonie. Otoczony starymi, wysokimi lipami i innymi drzewami, z szerokimi drewnianymi schodami od frontu stanowił oazę spokoju i dostojności religijnej. Poświęcony w 1926 roku kościół miał także ładnie brzmiące organy. W oknach były kolorowe witraże. Dwie wysokie drewniane, kościelne wieże górowały nad okolicą. W tych wieżach zawieszone były 3 dzwony różnej wielkości: „Władysław”, „Jan” i „Kazimierz”. Melodyjny dźwięk dzwonów, zwoływał wiernych na niedzielną sumę, niesiony przez wiatr docierał do mieszkańców okolicznych wsi, należących do parafii. Smutny był ich widok, leżących na przedkościelnym placyku, po spaleniu kościoła w 1941 roku.
Bezdomna parafia
Zmieniają się czasy, zmieniają się i kapłani, duszpasterze w naszej parafii. Do spalonej parafii przybywają dwaj bracia: jako proboszcz – Antoni Prejsner, a jako wikariusz – Józef Prejsner. Nie mają tu ani kościoła, ani plebanii, ani jakiejkolwiek szopy, pod której strzechą mogliby się schronić.
Ale oto 13 lipca 1941 roku ks. proboszcz Antoni Prejsner w domu p. Okuniewicza ustawia tymczasowy ołtarz z cudownym obrazem Matki Boskiej i odprawia Mszę św. Później ten sam ołtarz ustawiono w stodole i zaczęto normalnym trybem odprawiać nabożeństwa.
Pozbawieni kościoła i kapłana Packiewicza parafianie zostali jak gdyby osieroceni. Pogrążyli się w żałobie i smutku. Lecz bracia Prejsnerowie dzielni i energiczni kapłani obudzili z letargu parafię połukniańską. Utworzono komitet parafialny, rozpoczęto zbieranie ofiar na budowę nowego kościoła. Ustalono, że na początku będzie wybudowana „szopa” z desek, która tymczasowo zastąpi kościół. Ustawiono ją na placu obok spalonego kościoła. To właśnie ta „szopa” gromadzi dziś lud Boży w swoim wnętrzu i jest symbolem niezłomności prawdziwych wartości religijnych.
Następcą braci Prejsnerów w ciągu 15 lat jest ksiądz Vaclovas Verikas. Na zamianę Verikasowi przychodzi ks. Henrikas Kitauskas. Następuje 1969 rok – przełomowy rok w naszej parafii. Proboszczem naszej parafii został mianowany ksiądz Stasys Markevičius. To właśnie dzięki jego staraniom dawną „szopę” poddano rekonstrukcji. Przebudowa kościoła nabrała tempa: powiększono okna, dobudowano chór, zakrystię, dzwonnicę. Ze składek parafian nabyto organy. Organista, który wprawił je w ruch, H. Korejwo, naszej parafii poświęcił 5 lat pracy. Z wielkim szacunkiem i uznaniem wspominają parafianie nazwiska kościelnego i organistę Adama Kuzborskiego oraz Marię Lewicką, także byłą organistkę naszej świątyni.
Praca z... „Serduszkiem”
Wieża dawnej kościelnej „szopy”, zmienionej nie do poznania, nadal góruje nad Połukniem. Tuż obok świątyni 28 stycznia 1995 r. spoczął ks. proboszcz Markevičius.
Po śmierci ks. Markevičiusa nasza parafia znów zostaje bez kapłana. Ale Opatrzność Boża ku naszemu pokrzepieniu zsyła nam księdza ze Starych Trok – Tadeusza Matulańca, a także jego pomocnika – diakona Daniela Dzikiewicza.
Połuknianie są świadomi duchowej spuścizny przodków i włączają się, każdy na swój sposób, w życie parafii. Młodzież zaangażowała się w ruch oazowy „Serduszko”, nad którym wtedy pieczę sprawował diakon Daniel Dzikiewicz, utworzyła także scholę naszej parafii. Chór swym śpiewem nie tylko zdobił liturgie w naszym kościele, ale też wyjeżdżał do Ejszyszek, Jaszun, Butrymańc, Landwarowa i in. parafii. Podczas Mszy św. dziękczynnej z okazji jubileuszu parafii po 16 latach schola w swym dawnym składzie przypomniała nam pieśni śpiewane przed laty. Młodzi parafianie – jako ministranci włączają się w posługę do Mszy św., dojrzali parafianie należą do kółka różańcowego. Nie można pominąć nazwisk naszych młodych, energicznych, oddanych swej pracy organistek Iwony Bujnowskiej oraz Renaty Krasowskiej-Jokniene. Należą się im wyrazy uznania i podziękowania za to emocjonalne przywiązanie do naszej świątyni. Ogrom pracy wychowawczej i organizacyjnej w naszej parafii spoczywa na barkach siostry Lucyny Kwidzyńskiej. Jest niezastąpiona i wierna swemu powołaniu – pomaga nauczycielom w szkole, proboszczowi i parafianom w kościele. Jest wszędzie, gdzie potrzebna jest pomoc.
Ks. proboszcz Tadeusz Matulaniec przejął kościół wykończony, lecz stale zabiegał o to, żeby nasza świątynia miała należyty wygląd. Postarał się o to, aby kościół został ogrodzony, aby były uporządkowane jego dziedziniec i plac przykościelny. Odnowił kaplicę w Gaju, gdzie raz w miesiącu odprawiane są Msze św. Gdy opuścił nasze strony, na proboszcza parafii został powołany Bronislovas Krakevičius. Pracuje tutaj w latach 1999-2002. On także kontynuuje prace porządkowe w kościele. Wnętrze świątyni zostaje pokryte drewnianą szalówką. Przez dwa lata proboszczem naszej parafii był młody ksiądz Gintautas Stanevičius. On także częściowo przyczynił się do odnowy głównego ołtarza naszego Domu Bożego.
„Bez Boga, ani do proga!”
Od roku 2004 proboszczem naszej parafii jest ksiądz Tadeusz Švedavičius. My, parafianie, jesteśmy pełni podziwu wobec witalności naszego proboszcza, jego poczucia humoru, cierpliwości i pokory. Urzeka nas swą skromnością i oddaniem służbie Najwyższemu. Jest dobrym gospodarzem naszej parafii, rozumie potrzeby ludzi. Jest dla nas mocnym pokrzepieniem duchowym. Nasz proboszcz nieraz powtarza, że przy dowolnym ustroju, w dowolnym czasie i układach zawsze trzeba być z Bogiem. „Bez Boga, ani do proga!” – zwykle mawia nasz ksiądz Tadeusz. Miłość do Boga i zwykłego człowieka zawsze stawia na pierwszym miejscu. Tego też wymaga od nas, abyśmy trwali w wierze, dbali o krzewienie religii i w takim duchu wychowywali dzieci i młodzież.
Stanisława Chałaburdo