Trakt Batorego znów ożywa?

Brak infrastruktury przygranicznej z Białorusią, zbyt wąskie drogi – te problemy szczególnie uwidoczniły się w ciągu ostatnich kilku lat, gdy wzmógł się ruch transportowy na wschodniej granicy naszego kraju.

Przejście graniczne w Ławaryszkach (8 km od wsi) według wielkości jest drugim przejściem na granicy litewsko-białoruskiej (po miednickim). Kiedyś Trakt Stefana Batorego, teraz droga połocka – szosa, przecinająca tę wileńską wieś, od dawna była ważnym szlakiem drogowym. Ruchliwa jest również obecnie, gdy wzmógł się ruch transportowy na wschodniej granicy naszego kraju. Ruch się zwiększył, jednak droga jak była wąska, taka i została. Z tego powodu oraz braku infrastruktury przygranicznej cierpią i miejscowa ludność i kierowcy.

„Brak infrastruktury przygranicznej, wąska droga – to wielki problem. Cierpi na tym nie tylko wizerunek gminy ławaryskiej, ale i całego kraju. Bo goście ze Wschodu wjeżdżają przecież nie tylko na Litwę, ale i do Unii Europejskiej” – powiedział Jan Krasowski, starosta gminy ławaryskiej, ubolewając, że państwo lekceważy ten problem. Gmina oraz samorząd rejonu wileńskiego niewiele mogą w kwestii poprawy infrastruktury zdziałać, gdyż szosa połocka posiada znaczenie krajowe, a więc władzom lokalnym nie podlega.

Kwestia poszerzenia drogi przy granicy była poruszona niedawno podczas spotkania z rządową grupą roboczą ds. rozwoju socjalnego i gospodarczego Litwy Wschodniej na czele z kanclerzem rządu Deividasem Matulionisem. Jednak starosta gminy ławaryskiej nie doczekał się w tej sprawie żadnej pozytywnej odpowiedzi. Kanclerz rządu obiecał, że w najbliższej przyszłości ma być rozbudowana jedynie infrastruktura przygraniczna w Miednikach.

„Babuszka, można wady?”

Starosta zastanawiał się, dlaczego o poszerzeniu drogi i stworzeniu infrastruktury przygranicznej nie pomyślano podczas rozszerzania przejścia granicznego w Ławaryszkach. Owszem, koło samej granicy jest dwupasmowa droga w stronę Białorusi. Jednak tego nie wystarcza. Niedawno sam widział, jak na tych dwóch pasach mieściły się aż cztery rzędy samochodów, a przed Nowym Rokiem kolejka tirów od granicy wynosiła aż 10 km.

„Szkoda mi było tych ludzi, którzy stali na granicy 2 – 3 dni. Aż popłakałam się, widząc, jak się męczą” – opowiadała Janina Stwołowicz, osiemdziesięcioletnia mieszkanka niedużej wsi Polesie, znajdującej się tuż za Ławaryszkami. Pani Janina, mieszkająca przy samym trakcie, pamięta, że kierowcy przychodzili wtedy do jej studni. „Pytali, „babuszka, można wady?”. Wiadomo, wody nie wolno szkodować” – powiedziała babcia, przyznając się, że niektórzy to nawet „biegali za gumno”. „Biedacy” – dodała. Pani Janina oznajmiła, że huk jadących tirów jej całkiem nie przeszkadza, a budzi się raczej od szmeru skrobiącej myszy. Przypominała, że w czasach sowieckich tą drogą często jeździły białoruskie ciężarówki, wożąc glinę i len.

Przygraniczny nieporządek

„Kolejki na granicy powodują, że na poboczach dróg gromadzą się tzw. „tranzytowe śmieci”. Drogowcy nie chcą ich sprzątać, twierdząc, że nie mają ani siły roboczej, ani możliwości technicznych. Ten obowiązek spada więc na starostwo” – mówił Krasowski. Jego zdaniem, bez uporządkowania infrastruktury przygranicznej, budżet starostwa nie stać na utrzymanie drogi w należytym porządku. „Aby ustawić kontenery na śmieci, należałoby wybudować specjalne placyki. Ale jeżeli gmina zajęłaby się wywożeniem kontenerów, to potrzebne jest dodatkowe dofinansowanie od państwa” – dodał starosta. Zaznaczył, że obecnie przy granicy panują warunki wręcz antysanitarne. „Nie ma też żadnego WC. Jest ono tylko na samym przejściu granicznym, więc co mają robić kierowcy czekający na odprawę niekiedy po 5-10 godz.?” – pytał starosta. Przy granicy brakuje też parkingu dla ciężarówek. Według starosty, Białorusini bardziej dbają o kierowców, gdyż po stronie białoruskiej parking działa już od kilku lat.

Z wielkim niepokojem oczekuje końca lata, gdy zgodnie z zapowiedziami premiera Kubiliusa, zostanie otwarta granica z Białorusią i ulgą bezwizową zostanie objęta ludność białoruska i litewska mieszkająca w pasie 50 km od granicy. Jest pewien, że ruch graniczny będzie jeszcze bardziej wzmożony.

Pędzące tiry

Mknące przez miasteczko z wielką szybkością ciężarówki – to kolejny problem, na który narzekają mieszkańcy Ławaryszek. I chociaż prędkość samochodów ograniczona jest we wsi do 40 km/godz. oraz dyżuruje tutaj policja, jak zapewnia starosta, kierowcy tirów na ograniczenia prędkości często nie zważają. „Wiadomo, że kierowcy tirów obcują ze sobą przy pomocy połączenia radiowego i jeżeli nie ma policji na drodze, to uprzedzają jedni drugich i jadą o wiele szybciej, naruszając dozwoloną szybkość nawet nie kilka, ale kilkadziesiąt razy. A mamy przecież dwie szkoły, przedszkole” – opowiadał Krasowski. Zaznaczył, że skuteczniejsze niż znaki nakazujące ograniczenie prędkości byłyby garby czyli tzw. „śpiący policjanci”. Jednak na drogach o znaczeniu krajowym na ustawienie progów nie zezwala się.

Ruchliwa szosa jest też kłopotem dla mieszkańców sąsiadującej z Ławaryszkami niewielkiej, liczącej 180 osób, Słobody. Na odcinku ok. 1 km brakuje przy drodze chodników dla pieszych. „Chcieliśmy je zrobić, ale nie mamy możliwości, gdyż ziemia aż do samej drogi jest własnością prywatną. Zbyt wąska jest też sama szosa. Gdy przejeżdżają obok dwa tiry, to ludziom idącym poboczem zagraża niebezpieczeństwo. Zagrożeni są też rowerzyści” – narzekał starosta. Podkreślił, że sytuację bezpieczeństwa pieszych nocą poprawiło urządzenie oświetlenia na tym odcinku drogi. Jednak w dzień nadal jest niebezpiecznie, bo ruch transportu jest spory.

Wyroby mięsne i znicze

Czy ożywienie się ruchu transportowego wykorzystują miejscowi przedsiębiorcy? Krasowski zaznaczył, że w Ławaryszkach działają 3 sklepy. „Wielu kierowców u nas zatrzymuje się, bo Ławaryszki to ostatnie miasteczko przed granicą i jeżeli komuś zostały lity, to stara się je wydać. Nasi sklepikarze mają chyba z tego zysk i mieszkańcy mają zatrudnienie w sklepach” – cieszył się starosta. „Owszem, kierowcy zaglądają do nas, jednak nie powiedziałbym, że ruch w sklepie jest duży” – ostrożnie odpowiedział właściciel jednego ze sklepów, pan Jan. Zapytany, co Białorusini i Rosjanie najczęściej kupują, odpowiedział, że wyroby mięsne i… znicze.

Wielkiego napływu klientów nie odczuwa dyrektorka kawiarni-motelu „Helena”, znajdującego się tuż przy szosie, Janina Kozłowska. „Utrzymujemy się tylko z organizowania przyjęć, chociaż spodziewałam się, że przejezdnych klientów będzie więcej” – przyznała się dyrektorka.

Pomoc pograniczników

W 2007 r. koło Ławaryszek został zbudowany nowoczesny posterunek straży granicznej.

Starosta cieszy się też, że dzięki temu znalazło zatrudnienie wielu mieszkańców wsi, gdyż w gminie bezrobocie jest bardzo wysokie – ponad 40 proc. Czyżby mieszkańcy żyli z przemytu, który jest bolączką w całym kraju? Zastępca dowódcy posterunku straży granicznej w Ławaryszkach, Saulius Pečiulis, oznajmił, że w porównaniu z innymi punktami granicznymi, w Ławaryszkach jest spokojniej. Najwięcej naruszeń dotyczy przemytu papierosów. ,,Ale żeby byli z tym powiązani mieszkańcy strefy przygranicznej to raczej nie. Przyłapywani na przemycie są raczej mieszkańcy dalszych okolic: Wilna, Kieny i innych miejscowości rejonu wileńskiego” – powiedział Pečiulis, dodając, że z miejscową ludnością trwa raczej współpraca. ,,To najbardziej efektywna metoda. Miejscowi nas informują, gdy widzą podejrzanych ludzi, samochody. Dzwonią też do nas, gdy potrzebują pomocy” – opowiadał funkcjonariusz. Starosta dodał, że właśnie straż graniczna pomaga pilnować porządku publicznego podczas gminnych imprez i świąt.

A czy strażnicy ławaryskiej straży granicznej często mają do czynienia z nielegalnymi emigrantami? Pan Saulius powiedział, że najczęściej przekraczający granicę w Miednikach Gruzini proszą o azyl. Ci natomiast, którzy go nie uzyskują, to próbują przekroczyć zieloną granicę. Przed kilkoma tygodniami zostali zatrzymani dwaj obywatele Gruzji, którzy próbowali nielegalnie przekroczyć granicę w Padwarańce starostwa miednickiego. ,,Jeszcze nie słyszałem, by nasi mieszkańcy pomagali nielegalnym emigrantom w przekroczeniu granicy państwowej” – dodał starosta gminy ławaryskiej.

Do lasu z dowodem

To może udaje się nielegalnym emigrantom ukryć się w gąszczach ławaryskich lasów? Stanowią one prawie połowę terytorium gminy. „I szczególnie wschodnia strona gminy, granicząca z Białorusią, jest lesista i obfita w jagody oraz grzyby” – powiedział starosta. Zaznaczył, że grzybiarze i zbierający jagody nie mają problemu z wejściem do lasu. Wystarczy mieć przy sobie dowód osobisty, bo wszyscy znajdujący się na terenie strefy przygranicznej w każdej chwili dnia i nocy mogą być skontrolowani. Natomiast wkroczyć do strefyochrony granicy państwowej można tylko po uzyskaniu zezwolenia na posterunku straży granicznej. Jest wydawane na rok i najczęściej uzyskują ją je ci mieszkańcy Ławaryszek, którzy mają własność prywatną blisko granicy.

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciach: gmina ławaryska graniczy z Białorusią na długości 18 km, pokazywał na mapie starosta - Jan Krasowski; brak infrastruktury stał się bolącym problemem ze względu na intensywny ruch transportowy.
Fot.
autorka

<<<Wstecz