Czy potrafimy zachować Wileńszczyznę przed zakusami asymilatorów?

Kiejdańska lekcja

Na posiedzeniu Rady Polskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Solecznikach, omawiając plan pracy na 2011 rok, zaproponowałem wyjazd do Kiejdan. Ktoś półgłosem zapytał sąsiada: „Do Kiejdan? A co tam ciekawego?”.

Odpowiedź na to pytanie kryje się w sednie programu działalności PUTW, bo zaczęliśmy właśnie urzeczywistnianie projektu „Poznaj swój Kraj Ojczysty”, to znaczy jego historię, kulturę, tradycje i mentalność mieszkających tu ludzi. Chcieliśmy także w Roku Czesława Miłosza zwiedzić jego rodzinne strony.

Nie zawsze stać

Większość członków Uniwersytetu swoje życie poświęciło nauczaniu i wychowaniu młodego pokolenia w polskich szkołach. Nie zawsze mieli czas i możliwości wyjazdów. A i teraz, chociaż czas już pozwala, to nie zawsze na to stać. Wyjazd był możliwy tylko dzięki pomocy Jolanty Bortkiewicz z Warszawy, która przekazała środki na opłatę autokaru.

W Kiejdanach, dawnej polskiej rezydencji magnackiej Radziwiłłów i ośrodku kalwinizmu na Litwie, spotkała nas prezes Kiejdańskiego Oddziału ZPL Irena Duchowska, która życzliwie zgodziła się być opiekunką naszego pobytu na Laudzie. Przyjemną niespodzianką był zorganizowany przez nią występ zespołu „Issa” w kościele luterańskim. Doskonałe wokonanie, dobra akustyka, miłe uchu polskie melodie stworzyły dobrą aurę do obcowania.

Zapomniane wartości

Zwiedzamy Mauzoleum Radziwiłłów, kościół karmelitów pw. św. Józefa, dom kupca Kejdangena (podobno założyciela osady), podziemia drukarni i papierni XVII wieku, Rynek Żydowski, pomnik Radziwiłłów, gimnazjum „światła”, pomniki i budowle starego miasta. Słuchamy z uwagą opowieści, a raczej wykładu pani Ireny o historii miasta, o zasługach rodów magnackich w rozwoju handlu, przemysłu, kultury. O tym jak zgodnie tu współpracowali i współżyli Polacy, Żmudzini, Szkoci, Niemcy, Rosjanie, Żydzi. Każda z tych społeczności budowała swoje świątynie, rozwijała handel i przemysł, zachowując swój etos tolerowała współistnienie innych wyznań i kultur. Wielka strata, że te wartości, charakterystyczne dla ówczesnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, zostały zniweczone i zapomniane. Częste wzmianki narratorki o wydarzeniach z epopei Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem”, tak świetnie ilustrujących historię tych ziem w przeszłości, zachęciły wielu seniorów do powtórnego przeczytania tego utworu.

Miłe zaskoczenie

Wyjeżdżamy do Podbrzeża, serca Laudy, kolebki Powstania Styczniowego 1863 roku. Te wydarzenia pomysłowo są przedstawione w muzeum rozmieszczonym w byłym dworze Szyllingów. Bogaty zbiór materiału faktograficznego dostępnie przybliża zmagania powstańców z wojskami carskimi, a także losy ich przywódców: ks. A. Mackiewicza, Aleksandra Chmielewskiego – marszałka szlachty guberni kowieńskiej, Artura – dziadka Czesława Miłosza, który był adiutantem naczelnika powstania na Kowieńszczyźnie Zygmunta Sierakowskiego i wielu innych. Miłym zaskoczeniem dla nas były litewskie napisy na planszach tłumaczone na język polski, co na Kowieńszczyźnie jest naprawdę ewenementem.

Wspomnienia o o. Stanisławie

Duże wrażenie w Podbrzeżu wywarło zwiedzanie kościoła i domu parafialnego-muzeum, gdzie do dziś jest pieczołowicie zachowywana pamięć o śp. ojcu Stanisławie (Olgierdzie M. Dobrowolskim), byłym więźniu sowieckich łagrów, myślicielu i filozofie, kustoszu przeszłości, wielkim miłośniku ludzi pokrzywdzonych, z którym także obcował Czesław Miłosz. Przewodniczka Regina Galwanauskiene, która za życia o. Stanisława stale nim się opiekowała, oczarowała nas serdecznością i szczerym oddaniem w zachowaniu pamięci o tej wybitnej osobowości, pokazując tak licznie zebrane przez o. Stanisława eksponaty rzemiosła ludowego, przedmioty bytu, wystroju kościoła, kolekcje szat liturgicznych i lichtarzy, a także jego spartańskie warunki życia w zgodzie z naturą. Ożyły mi w pamięci lata 90., kiedy ze współpracownikami kilka razy byliśmy u o. Stanisława i zawsze po rozmowie z nim pozostawała jakaś aura wyciszenia emocji i spokoju duchowego, jakaś ulga od niedogodności życiowych. Często w rozmowach wspominał swoje polskie korzenie, ale przewodniczka, niestety, o tym nie wspomniała.

Tam, gdzie poeta wyrzekł się diabła

W Syruciszkach, Szetejniach, Opitołokach i Wędziagole pani Irena opowiedziała nam koleje losu rodów Syruciów i Miłoszów, o atmosferze rodzinnej z dzieciństwa Czesława Miłosza. Chwile rozważań i zadumy spędzamy przy kościele w Świętobrości, gdzie w 1911 r. poeta „chrzest otrzymał i wyrzekł się diabła”, na cmentarzu przy pomniku na mogile pradziada poety Szymona Syrucia, na zbiorowej mogile 75. powstańców, koło zaniedbanego byłego dworu Syruciów w Syruciszkach, przy pałacu Zabiełłów w Opitołokach i u grobu dziadka poety Artura Miłosza w Wędziagole.

Niedosyt zainteresowania

Wędziagoła zadziwiła nas bogatą przeszłością kultury polskiej. Pierwsze wzmianki z najazdów Krzyżaków pochodzą z 1384 r., pierwszy kościół datowany jest 1664 r., a nową świątynię pw. Świętej Trójcy ze słynącą cudami figurą Jezusa wzniesiono w 1829 r. Na cmentarzu spoczywają Miłoszowie, Chłopiccy, Górscy, Zabiełłowie i wiele innych rodów zasłużonych dla WKL. W sąsiednim Kownie w wyborach do Kowieńskiej Miejskiej Rady w 1918 r. na 71 radnych mieszkańcy wybrali 30 Polaków, 22 Żydów, 12 Litwinów, 6 Niemców i 1 Rosjanina. Do II wojny światowej 90 proc. mieszkańców Wędziagoły stanowili Polacy, obecnie pozostało około 20 proc. starszego pokolenia, bo powojenne pokolenie mówi już po litewsku. Po polsku „mówią” tylko pomniki, epitafie, nagrobki, księgi kościelne i pozostała garstka ludzi twardo trzymających się swego. Jednym z nich jest prezes Wędziagolskiego Koła ZPL Ryszard Jankowski, który z wielką życzliwością opowiadał nam nie tylko o przeszłości i o życiu obecnym Polaków na Kowieńszczyźnie, ale też o niejednokrotnych spotkaniach z Czesławem Miłoszem w czasie jego pobytów na Litwie, o wspólnych podróżach po Laudzie, o filozoficznych rozważaniach poety w ocenie historii tych ziem i możliwych skutkach rozwoju społecznego na przyszłość. Obcując z Polakami na Laudzie jednak odniosłem wrażenie, że mają jakiś niedosyt zainteresowania poety w stosunku do nich.

Kiejdańska lekcja

Wracaliśmy pełni wrażeń i z uczuciem wdzięczności dla Ireny Duchowskiej za jej serdeczność, treściwe wykłady i życzliwość, takoż dla Ryszarda Jankowskiego. Podziwialiśmy ich stoicyzm i charyzmę w zachowaniu tych wartości, które jeszcze możnaocalić od zapomnienia. Ale gdzieś w podświadomości dźwięczała nuta niepokoju, czy potrafimy zachować Wileńszczyznę od zakusów asymilatorów. Lekcja kiejdańska powinna dodać nam motywacji i sił do wytrwania.

Antoni E. Jankowski,
prezes PUTW w Solecznikach

Na zdjęciu: w książęcych Kiejdanach.

<<<Wstecz