Polska szkoła w Połukniu odświętowała 95. urodziny
Przeżycia, których się nie zapomina
„Jakże miło jest wracać do miejsca, gdzie się spędziło dzieciństwo i najpiękniejsze lata młodości. Zostawiło kawałek serca...” – te słowa bodajże najczęściej padały z ust uczestników uroczystości obchodów 95. rocznicy założenia podwalin szkolnictwa polskiego w Połukniu w rejonie trockim.
Dostojna jubilatka – wystrojona w piękne kwiaty i chorągiewki – powitała swych gości życzliwym uśmiechem nauczycieli, wesołym gwarem dziatwy. I choć wiele się tutaj zmieniło, odkąd jej mury opuściła pierwsza, dziesiąta, trzydziesta piąta... czterdziesta czwarta promocja abiturientów, wielu przyszło, by odnaleźć jej dawnego ducha, spotkać znajomych, porozmawiać z nauczycielami. Dowiedzieć się, czym dzisiaj żyje ta szkoła, która wielu pokoleniom miejscowych mieszkańców dała mocną podstawę wiedzy – wiarygodną przepustkę w przyszłość.
Właśnie taki cel przyświecał temu gremialnemu spotkaniu, które swą obecnością zaszczyciło wiele naprawdę ważnych dla szkoły i bardzo oczekiwanych osób.
W gronie przyjaciół
Z uznaniem należy przyznać, że grono przyjaciół, którzy w niełatwych chwilach, gdy ważyły się losy polskiej placówki w Połukniu, wyciągnęli pomocną dłoń i stale pamiętają o jej potrzebach dziś, jest naprawdę niemałe. Na rocznicową akademię przybyli m. in.: minister-radca Stanisław Kargul, kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Wilnie, poseł Jarosław Narkiewicz, prezes Trockiego Oddziału Rejonowego Związku Polaków na Litwie, Alina Kamilewicz, wieloletnia nauczycielka i prezes koła ZPL w Połukniu, wicemer rejonu trockiego Teresa Sołowiowa, starosta gminy Połuknie Maria Gołubowska.
Podzielić radość połuknian przyjechali także dyrektorzy zaprzyjaźnionych szkół, przedstawiciele samorządu m. Wilna, radni i pracownicy samorządu trockiego.
W tym ważnym dniu sąsiadów odwiedził też Vytautas Gustas, dyrektor litewskiej szkoły „Medeinos” w Połukniu, kierowniczka miejscowego przedszkola Irena Krawczun, dyrektor Pałacu Kultury w Trokach Dariusz Niedźwiecki.
Zaproszenie kierownictwa szkoły z zadowoleniem przyjęło wielu emerytowanych nauczycieli, którzy przez lata współtworzyli historię szkolnictwa polskiego na ziemi połukniańskiej. Zebrali się rodzice obecnych uczniów, absolwenci. A najliczniejsze gromadki byłych wychowanków otoczyły panią Irenę Szulc i Alinę Kamilewicz.
Z wdziękiem i dziecięcą szczerością
Po wspólnej modlitwie i błogosławieństwie proboszcza parafii połukniańskiej ks. Tadeusza Švedavičiusa, udzielonym wszystkim zgromadzonym na sali, popłynęły słowa serdeczności i podzięki za niełatwy trud i poświęcenie nauczycieli w wychowaniu młodego pokolenia Polaków, przeplatane występami szkolnego zespołu „Strumyk”. Założonym ponad 20 lat temu zespołem kierują niestrudzone nauczycielki, również absolwentki polskiej szkoły w Połukniu, „muzyczka” Renata Jokniene i choreograf Iwona Grigiene, które bodajże najbardziej przyczyniły się do tego, aby atmosfera popołudnia w szkole była przyjemna.
Na scenie szkolnej auli jednocześnie stanęło 40 uczniów ze wszystkich klas. To prawie połowa całego zespołu uczniowskiego, gdzie codziennie naukę pobiera 82 dzieci z Połuknia i okolicznych wsi.
W wykonanie piosenek, tańców i wierszy, przygotowanych specjalnie na tę okazję, uczniowie włożyli wiele ciepła i dziecięcej szczerości. I ten wysiłek, jak też starania nauczycielek, którym przygotowania do jubileuszowego koncertu zajęły niejeden miesiąc, zostały docenione przez widzów i nagrodzone obfitymi brawami.
Do święta każdy dodał coś od siebie. Niemało się natrudziły nauczycielki klas początkowych Agnieszka Szczygło, Loreta Mackiewicz i Anna Klukojć. A piękne dekoracje – to dzieło rąk uzdolnionej nauczycielki plastyki, Renaty Chosczijewej. Przedstawiona gościom prezentacja historii szkoły stała się udziałem nauczycielek Stanisławy Chałaburdo, Janiny Gudalewicz i byłej uczennicy szkoły, dzisiaj polonistki, Teresy Rynkiewicz. O dziejach połukniańskiej wszechnicy opowiedzieliśmy naszym Czytelnikom w poprzednim numerze „Roty”, dzisiaj powracamy do niej ponownie, już w innej formie – osobistych przeżyć i wspomnieniach byłych uczniów.
Szkoła – miejscem spotkań
Marian Kuzborski, dyrektor Szkoły Średniej w Trokach, szkołę w Połukniu ukończył 35 lat temu.
– Dzisiejszy dzień, to powrót do lat młodości, dzieciństwa, bo spotkałem tu nauczycieli, którzy kiedyś nas uczyli. Gdy byliśmy bardzo młodzi, szkoła była prawdziwym domem, z rodzinnym ciepłem. Nauczyciele nas znali, byliśmy tutaj bezpieczni. Szkoła w Połukniu była kiedyś, jest zresztą również i teraz, centrum przyciągania młodzieży. Zawsze tutaj wiele się działo. Byłem aktywnym dzieckiem. Pamiętam pewien przypadek, gdy podczas kolejnego konkursu recytatorskiego zorganizowanego w Trokach, w szkole, gdzie obecnie pracuję, nie udało mi się zająć jednego z najwyższych miejsc, co śp. nauczycielka Helena Kuźmowa skomentowała w taki oto sposób: „No tak – powiedziała – jak on zdobędzie miejsce, jeśli w jego wierszu co drugie słowo „Warszawa”?” – dzieli się swymi wspomnieniami były uczeń.
Według naszego rozmówcy, w owe czasy szkoła w Połukniu była niewygodną dla władz ostoją polskości. Tu praca ideologiczna i ateistyczna z młodzieżą nie przynosiła zamierzonych wyników.
W codziennej pracy dyrektor i nauczyciel, były absolwent połukniańskiej szkoły, kieruje się pozytywnym wzorem śp. dyrektora Wincentego Kamilewicza, nauczycielki biologii Zofii Robaczewskiej, chemii Rimy Gulbinavičiene, wychowawcy – śp. Aleksandra Robaczewskiego.
- Dla mnie szkoła była wszystkim. W dosłownym tego słowa znaczeniu. To był cały świat, w którym zgłębiałam nie tylko tajniki wiedzy, ale też uczyłam się życia.
Ogromny wpływ na formowanie mojej osobowości, światopoglądu wywarli niektórzy nauczyciele. Nie rozumiałam chemii, lecz ze szczerej sympatii oraz wielkiego szacunku do nauczycielki Rimy Gulbinowicz uczyłam się jej zaparcie. Języka polskiego nauczyła mnie oraz miłość do literatury zaszczepiła dystyngowana polonistka Maria Tomaszewicz-Eidikaitiene. Zaczytywać się na zabój w Puszkinie i Jesieninie zmobilizowała nauczycielka języka rosyjskiego Luba Kowalewska. Dodatkowo zgłębiać tajniki historii zachęciła Janina Gudalewicz. Dobrą znajomość języka litewskiego zawdzięczam Leonasowi Bimbie oraz Rimantasowi Dovydenasowi. Optymizmu życiowego zazdrościłam pani od fizyki, Irenie Szulc, a cierpliwości – swojej wychowawczyni Stanisławie Narkiewicz – po „rodzinnym” spotkaniu powiedziała Jolanta Kamilewicz-Raińska, dziennikarka, wiceprezes wspólnoty połuknian „Dienmedis”.
Z odległości kilkuset kilometrów i perspektywy odległej o 28 lat swoją szkołę wspomina także dr Alina Kuzborska z katedry Filologii Germańskiej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie:
„Ponieważ zawsze miałam umysł humanistyczny, spróbuję przedstawić możliwości kształcenia językowego, jakie oferowała moja szkoła. Uczyliśmy się czterech języków: polskiego, rosyjskiego, litewskiego i niemieckiego, właśnie w takiej kolejności plasowała się hierarchia ważności. Polski, ojczysty, zawsze był na pierwszym miejscu. Nasza polonistka, Alina Kamilewicz, władająca piękną polszczyzną, prowadziła ciekawe lekcje, była prawdziwą „siłaczką”, zwalczającą błędy gramatyczne i naleciałości gwarowe uczniów. Pamiętam jej ambitne zadania domowe: pisanie wierszy i opowiadań. Czegoś takiego nie doświadczyłam nawet na studiach filologicznych na Uniwersytecie Wileńskim. No i Mickiewicz – wielki bohater naszych lekcji polskiego – pozostał moim bohaterem na zawsze. Moją nauczycielką języka rosyjskiego była pani Adomaitiene. Był to język wielkiego imperium, aż dziwne, że pozostawał na drugim miejscu w ówczesnym systemie szkolnictwa polskiego na Litwie.
Wiedza z języka litewskiego zdobyta w szkole – ukłon w stronę nauczyciela języka litewskiego, pana Leonasa Bimby – pozwoliła przebrnąć mi przez egzamin wstępny z litewskiego w części ustnej i pisemnej na studia germanistyczne (na poziomie szkoły litewskiej).
Niemiecki w naszej szkole był częstokroć traktowany jako zło konieczne. Miałam kilku nauczycieli tego języka: pani Rukšteliene, pan Laudanskas i pani Mikelionyte. Języki obce pozostawały naprawdę obce, bo nie miały praktycznego zastosowania. Ale wybrałam studia germanistyczne. Nigdy tego nie żałowałam. Tak się składa, że nauka w Połukniańskiej Szkole Średniej nie poszła w las. Jestem dumna z tego, że skończyłam polską szkołę na Litwie. Nie przeszkodziło mi to ani na studiach na Uniwersytecie Wileńskim, ani w późniejszych meandrach życia zawodowego”.
Drzewo jako symbol
Dziękując za przybycie na uroczystość, wspieranie duchowne i materialne dążeń i celów społeczności polskiej placówki, Agnieszka Sakowicz, dyrektorka Szkoły Średniej w Połukniu powiedziała, że jest zadowolona z osiągnięć, na które się złożyły starania wielu ludzi. Tych, którzy ją tworzyli kiedyś, i tych, którzy ją budują dzisiaj, w niełatwych czasach ostrej walki o każde dziecko, poprzez troski, wyrzeczenia i poświęcenia.
– Dzisiejszy dzień, to okazja, żeby zaprezentować dorobek naszej placówki, a w szczególności umiejętności naszych dzieci, wyposażenie szkoły, pracownie. Cieszymy się, że spędzamy ten dzień razem z wami wszystkimi – ze wzruszeniem podkreśliła Agnieszka Sakowicz.
Gratulacje, podziękowania za oddaną pracę i poświęcenie skierowane do grona pedagogicznego i kierownictwa szkoły oraz życzenia satysfakcji z pełnionej misji i doczekania kolejnych rocznic były treścią przemówień osób, którym przyszłość tej szkoły nie jest obojętna.
A dorodna sadzonka lipki, drzewka sprezentowanego przez Jarosława Narkiewicza, z pewnością stanie się wymownym symbolem odradzającej się i wzrastającej w siłę polskiej placówki w Połukniu.
Irena Mikulewicz
Na zdjęciu: emerytowani nauczyciele z zadowoleniem przyjęli zaproszenie dyrektor szkoły Agnieszki Sakowicz (pierwsza od lewej); pieśni „Strumyka” płynęły prosto do serca.
Fot. autorka