Wileńska pielgrzymka pod Krzyżem w Smoleńsku

Przed wybiciem godziny 10:41 czasu moskiewskiego, w dniu 10 kwietnia 2011 roku, pod lotniskiem Siewiernyj w Smoleńsku, w miejscu katastrofy polskiego Tu-154, w intencji 96 ofiar – z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej śp. Lechem Kaczyńskim i jego małżonką Marią – Mszę św. odprawił ks. hm. Dariusz Stańczyk.

Pielgrzymi z Wileńszczyzny stanowili tego dnia największą grupę zorganizowaną na obchody pierwszej rocznicy tragicznie zmarłych pod Smoleńskiem. Podobnie było zresztą i przed rokiem na obchodach 70. rocznicy zbrodni na polskich oficerach w lesie katyńskim. Przejmujące zimno, śnieżno-deszczowa pogoda wpisała się symbolicznie w ludzki płacz i żal, w złą atmosferę spraw związanych z katastrofą i braku chrześcijańskiego zamyślenia u wielu. Opatrznościowy był pobyt pielgrzymów wileńskich, gdyż stworzyli ponad godzinny czas modlitw, śpiewów, wartę honorową z harcerek Wileńskiego Hufca Maryi w hołdzie tragicznie zmarłym, by pod Krzyżem stojącym w pobliżu kamienia i tablicy rosyjskiej nie było zgiełku i dyskusji politycznych, lecz przeżywany przez uczestników jedyny nadprzyrodzony wymiar cierpienia i śmierci, żalu i ludzkiego pytania: dlaczego? Weszliśmy w tajemnicę śmierci, w śmierć tych sprzed roku, w serca rodzin zmarłych i bliskiego człowieka, aż po zanurzenie się w krzyku Ojczyzny Polski, dla której Chrystus jest jedyną nadzieją i światłością na przyszłość.

Godzinę 10:41 w niedzielne przedpołudnie oznajmiły klaksony polskich tirów, które w drodze do Moskwy zatrzymały się pod lotniskiem. Kierowcy tirów przyjęli zaproszenie i majestatycznie uczestniczyli we Mszy św., jedynej tego dnia w miejscu katastrofy, na klęczkach w błocie Ziemi Smoleńskiej, przyjmując wraz z wilnianami komunię świętą za dusze zmarłych. Potem kwiaty biało-czerwone złożone pod brzozami, zapalone znicze i osobista modlitwa. Dziennikarze różnych stacji telewizyjnych i radiowych prześcigali się w wywiadach, w uchwyceniu czegoś sensacyjnego czy kontrowersyjnego. Dobrze, że spotkaliśmy też rozważnych i szanujących duchowy wymiar tragedii. Szkoda, że tego dnia do Smoleńska nie przybyli biskupi, kapłani, liczni pielgrzymi z Polski. I w tej małości modlących się rodziły się pytania: czy pamięć tego miejsca trwać będzie długo w narodzie? Odpowiadaliśmy, że ludzie z Kresów i Wileńszczyzny zawsze tutaj będą przyjeżdżać i u siebie też pamiętać.

Wyprawa „Od Ponar do Katynia”, choć trwała tylko trzy dni po Rosji i Białorusi zostawiła w pielgrzymach wielkie przeżycia wiary i polskości. Zaczęliśmy ją 8 kwietnia Mszą św. w Ponarach, by nie gasła pamięć na Litwie o bestialskiej zbrodni pod Wilnem. Następnie, nocnym przejazdem, dwudziestu wileńskim uczestnikom udało się zgodnie z planem – nad ranem w sobotę – dotrzeć do samego Katynia. Zastały nas: cisza mogił, leśny wiatr i śnieg. Dzwonem oznajmiliśmy zmarłym, że przybyliśmy i nabożeństwem oddajemy im cześć i pamięć, wiarę w ich zmartwychwstanie w Chrystusie w tym sanktuarium męczeństwa polskiego narodu. Na drogę powrotną prosiliśmy ich o pomoc dla tych Polaków, którym trudno kochać i cierpieć dla Ojczyzny, a tak łatwo tracą więzi z korzeniami kultury swojego narodu, także na Litwie. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na długi modlitewny spacer po lesie zbrodni Polaków i Białorusinów w Kuropatach pod Mińskiem w latach 1937-1941. Setki krzyży i nielicznych tabliczek z nazwiskami można zobaczyć i widać, że trzeba czasu i wysiłku, by prawda o tej zbrodniczej historii była znana i pamiętana w przyszłych pokoleniach. Cztery miejsca tragicznych śmierci Polaków: Ponary, Katyń, Smoleńsk i Kuropaty, które nawiedziliśmy i uczciliśmy gorącą modlitwą naszych serc, niech zostaną w nas „kamieniami wołającymi” o prawdę, wolność i pokój na świecie.

Ks. Dariusz Stańczyk

Na zdjęciu: grupa wileńska oddaje hołd pomordowanym w Katyniu.

<<<Wstecz