Warszawa nie powinna rezygnować z walki o prawa Polaków na Litwie

Z Litwą bez złudzeń

Polska nie powinna na siłę zabiegać o poprawę stosunków z Litwą w sytuacji, gdy państwo to cały czas łamie prawa mniejszości narodowych – napisał Lukasz Adamski, ekspert ds. międzynarodowych na łamach dziennika „Rzeczpospolita”. Wypowiedź jego, ze względu na aktualność tematu i specyficzny pogląd drukujemy w całości.

Stosunki z Litwą są napięte, zatem należy je poprawić – tak najzwięźlej można scharakteryzować sposób myślenia bliski niektórym wpływowym polskim ekspertom czy publicystom. Nawołują oni do zakończenia konfliktu z tym państwem o prawa mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie bądź przynajmniej chcą nadania tej sprawie mniejszego znaczenia. Orędują zarazem za ożywieniem kontaktów dyplomatycznych i tzw. dobrosąsiedzkiej współpracy.

W głosach tych brakuje jednak analizy znaczenia obu krajów dla siebie tudzież zysków i strat, jakie by się wiązały z realizacją zgłaszanych postulatów.

Cząstki wspólne

Zacznijmy od konstatacji dość banalnej. Polska i Litwa są krajami o częściowo wspólnej historii i kulturze, mającymi zasadniczo zbieżne interesy w UE i w NATO. Obu państwom zależy na jak największym zaangażowaniu sojuszu w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, graniczącym z niestabilnym i rządzonym w sposób autorytarny obszarem poradzieckim, a zwłaszcza z Rosją z jej niewygasłymi tendencjami neoimperialnymi.

Polska i Litwa mają także wspólne cele w Unii – utrzymanie spoistości wewnętrznej tej organizacji oraz jej jak największego zaangażowania na rzecz wyrównywania dysproporcji w rozwoju między Europą Zachodnią a Środkowo-Wschodnią.

Bliska współpraca Polski z Litwą zasadniczo byłaby więc jak najbardziej wskazana, natomiast wcale nie jest oczywiste, że to Warszawa hic et nunc (tutaj i teraz – przyp. redakcji) powinna dążyć do poprawy stosunków z Wilnem. Nie zmieniły się bowiem problemy, które sprawiły, że stosunki obu państw uległy w ostatnich latach znacznemu ochłodzeniu – wiążą się zaś one przede wszystkim z położeniem mniejszości polskiej na Litwie.

Polacy na Żmudź

Najbardziej spektakularny jest spór o prawa obywateli Litwy polskiego pochodzenia do posiadania dokumentów, w których ich nazwiska byłyby zapisane według zasad polskiej ortografii. Nasi rodacy domagają się również prawa do stosowania dwujęzycznych napisów w przestrzeni publicznej, np. na tabliczkach informacyjnych czy w nazwach ulic, tam, gdzie stanowią znaczący odsetek ludności. (W Wilnie jest to jedna piąta mieszkańców, w niektórych regionach Wileńszczyzny – zdecydowana większość ludności). Oba te przywileje wynikają z konwencji ramowej Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych i traktatu polsko-litewskiego z 1994 r., jednak władze w Wilnie, powołując się na ustawę o języku państwowym, odmawiają ich przyznania.

Również litewskie sądy w kuriozalny sposób nadają prymat prawu wewnętrznemu nad ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi. Kolejne rządy w Wilnie, wbrew obietnicom, nie doprowadziły do zmiany dyskryminującego prawa. Praktyka administracji litewskiej, jeśli chodzi o stosunek do polskich nazw w przestrzeni publicznej, wręcz się pogarsza. Coraz częściej nakładane są kary za umieszczanie dwujęzycznych napisów, mimo że wcześniej nie wzbudzały one kontrowersji ani wśród ludności niepolskiej, ani wśród przedstawicieli litewskich władz.

Litewscy Polacy wskazują również na upośledzone finansowanie i wyposażenie materialne polskich szkół w porównaniu z litewskimi oraz na tendencje administracji litewskiej, by w ramach „reorganizacji szkolnictwa” zamknąć przynajmniej część polskich placówek oświatowych. Skarżą się wreszcie na dyskryminację ludności polskiej w procesie zwrotu ziemi. Prawo litewskie umożliwia bowiem przyznanie jako rekompensaty za ziemię skonfiskowaną przez Sowietów gruntu w innej części kraju. W praktyce liczne działki na Wileńszczyźnie, które są z racji bliskości do stolicy stosunkowo drogie, stały się własnością etnicznych Litwinów z innych części kraju, podczas gdy Polakom proponuje się w zamian mniej atrakcyjne grunty, np. na Żmudzi.

Obie te sprawy wydają się zresztą ważniejsze niż zapisywanie nazwisk po polsku, albowiem wprost przekładają się na poziom znajomości języka polskiego i ojczystej kultury przez litewskich Polaków oraz na ich siłę ekonomiczną.

Niezbyt ważny kraj

Skąd taka postawa władz w Wilnie? W masowej świadomości litewskiej obecność polskiej kultury i mniejszości na Litwie z reguły jest postrzegana jako rezultat wielowiekowych świadomych zabiegów polskich elit ukierunkowanych na „denacjonalizację” ludności litewskiej. Niekiedy traktuje się litewskich Polaków wręcz jako Litwinów, którzy jeszcze „nie przypomnieli” sobie swojej narodowości.

Rozwój profesjonalnej akademickiej historiografii w ostatnich latach nie wpłynął, niestety, na razie na treść podręczników szkolnych. Zmianie tych poglądów, będących skamieliną etnicznego nacjonalizmu z okresu międzywojennego, nie sprzyjają również media – w wyniku niewiedzy dziennikarzy bądź ich nacjonalistycznych postaw przekazują one mocno negatywne opinie o autochtonicznych Polakach i działaniach władz polskich.

Bardziej wyważone głosy w tej dyskusji, także te, które potępiają postawę władz litewskich, są mało słyszalne.

Za celowością intensyfikacji stosunków nie przemawiają również względy gospodarcze – na Litwę trafia niewiele, jedynie ok. 1 procent polskiego eksportu. Prócz tego władze w Wilnie odmawiają życzliwego potraktowania problemów rafinerii w Możejkach, kupionej w 2006 r. przez Orlen i odciętej zaraz potem przez Rosjan od naturalnego źródła zaopatrzenia – rurociągu Przyjaźń.

Litewskich Polaków czasem traktuje się tam wręcz jako Litwinów, którzy jeszcze nie przypomnieli sobie swojej narodowości

Trudno też uzasadnić potrzebę intensyfikacji stosunków z Litwą kwestiami energetycznymi – północnej części Polski, która cierpi na deficyt prądu, prawdopodobnie bardziej się będzie opłacało kupować go z elektrowni budowanej w obwodzie kaliningradzkim niż z elektrowni, która, być może, powstanie w litewskiej Wisagini. Wreszcie Litwa nie jest szczególnie istotna z punktu widzenia strategicznego. Niepokoi natomiast to, że część elit litewskich utrzymuje dość zażyłe i nieprzejrzyste związki z elitami Rosji i Białorusi, a całe państwo jest zapewne mocno infiltrowane przez rosyjskie służby specjalne, podobnie zresztą jak przed wojną.

W polskiej debacie o stosunkach z Litwą słyszy się czasem klasyczne argumentum ad misericordiam (argument bardziej odwołujący się do litości niż intelektu – przyp. redakcji) – wobec Litwinów, małego narodu boleśnie doświadczonego w ostatnim stuleciu, znacznie większa i silniejsza Polska winna wykazywać empatię, wrażliwość.

Zgoda – jest to naród wciąż straumatyzowany sowiecką okupacją, wskutek której umocniło się w nim przekonanie o konieczności obrony wszelkimi sposobami litewskiej tożsamości narodowej. Jednak zrozumienie dla tej sytuacji Polska wykazywała w ostatnich 20 latach nader często. Idealistycznie przy tym wierzono, że ta dobra wola zostanie doceniona przez elity w Wilnie, zwłaszcza że z litewskich sondaży wynika, iż zwolennicy twardego kursu wobec Polaków i odmówienia im prawa nawet do zapisu nazwisk po polsku stanowią wśród etnicznych Litwinów mniejszość.

Cierpliwość się wyczerpała

Obecnie jednak postawa cierpliwości i empatii nie wydaje się właściwa. Choć państwo zostało przyjęte do Rady Europy, NATO i UE, to praw litewskich Polaków jak nie przestrzegało, tak nie przestrzega. Zauważają to zarówno międzynarodowi obserwatorzy, jak i litewskie organizacje broniące praw człowieka. Albo więc kolejne litewskie rządy są skrajnie nieudolne, gdyż nie potrafią skłonić posłów oraz radykalnie nastawionego odłamu litewskiej opinii publicznej do zmiany przekonań i zgody na dostosowania prawa wewnętrznego do zobowiązań międzynarodowych, albo też jedynie pozorują działania na rzecz rozwiązania problemu, faktycznie dążąc do depolonizacji Wileńszczyzny.

Warszawa nie powinna rezygnować z walki o prawa Polaków na Litwie, także dlatego, że w polskim interesie leży ogólne wzmacnianie standardów ochrony praw człowieka na świecie, w tym mniejszości narodowych. Wycofanie się z obrony praw litewskich Polaków mogłoby tylko wzmocnić obóz tych państw, które uważają, że obecne standardy są już i tak zbyt wysokie. Litwini zaś odebraliby taki ruch jako faktyczne przyzwolenie Polski na dalsze działania depolonizacyjne. Last but not least (ostatni co do kolejności, ale nie co do znaczenia – przyp. redakcji), ewentualna zmiana polityki bez ustępstw ze strony Litwy byłaby odebrana jako porażka polskiej dyplomacji, która nie potrafi być konsekwentna. Prestiż państwa od tego by ucierpiał.

Wstrzemięźliwość wobec Wilna

Jaki wniosek płynie z tych rozważań? Póki położenie Polaków przynajmniej częściowo się nie poprawi, należy zachowywać daleko posuniętą wstrzemięźliwość we współpracy z Litwą, także w wymiarze symbolicznym, a litewskie interesy w NATO i UE traktować obojętnie. Położenie i potencjał Polski sprawiają zresztą, że to Wilnu powinno znacznie bardziej zależeć na współpracy z Warszawą niż vice versa (na odwrót – przyp. redakcji).

Zarazem polska dyplomacja winna się powstrzymać od ostentacyjnej krytyki Litwy, by nie dolewać oliwy do ognia w dość newralgicznym okresie – w Wilnie toczą się obecnie prace nad całością przepisów, które mają zdefiniować zakres podstawowych praw mniejszości narodowych, także kwestie pisowni nielitewskich imion i nazwisk.

Należałoby natomiast wesprzeć organizacje pozarządowe działające w sprawie Polaków na Litwie, zachęcać polskich posłów z Parlamentu Europejskiego do nagłaśniania przypadków naruszeń praw mniejszości polskiej oraz udzielać pomocy prawnej litewskim Polakom, którzy składają skargi na działania administracji litewskiej do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Polskie elity powinny aktywniej przekonywać litewską opinię publiczną o faktycznych przyczynach ochłodzenia relacji obu państw i problemach obywateli Litwy pochodzenia polskiego zamieszkujących Wileńszczyznę. Towarzyszyć temu powinno wzmocnienie polskiej soft power („zdolności narodu lub kraju do pozyskiwania sojuszników i zdobywania wpływów dzięki atrakcyjności własnej kultury, polityki, ideałów politycznych” – przyp. redakcji) na Litwie, aby zwiększyć tam oddziaływanie kultury polskiej i ułatwić tworzenie w tym kraju propolskiego lobby oraz pomniejszać istniejące resentymenty.

Trzeba większej liczby stypendiów, grantów, konferencji, projektów edukacyjnych i naukowych, intensyfikacji wymiany młodzieży, zachęt finansowych dla środowisk akademickich do wypracowania wspólnych pomocy do nauki przedmiotów humanistycznych. Przydałoby się też powołanie w Wilnie Polskiego Instytutu Historycznego, animującego współpracę historyków obu państw i upowszechniającego inną wizję relacji obu narodów niż ta, która dominuje na Litwie.

Łukasz Adamski,
koordynator programu ds. stosunków bilateralnych w Europie w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych

<<<Wstecz