Za drugim podejściem

Po raz kolejny w tym tygodniu, w niepodległej Litwie, świętowaliśmy dzień proklamowania Niepodległości, która – warto pamiętać – przed 93 laty rodziła się w bólach. Pionierzy litewskiego ruchu niepodległościowego byt przyszłego państwa łączyli „z wiecznym i mocnym” związkiem z Rzeszą Niemiecką, przy jednoczesnym „rozwiązaniu wszelkich państwowych połączeń, jakie istniały pomiędzy (Litwą) a innymi narodami (czytaj Polską)”.

Dzisiaj rzadko się wspomina, że pierwszą deklarację niepodległości Taryba proklamowała jeszcze 11 grudnia 1917 roku. Ta data w oficjalnej litewskiej historiografii nie zaistniała jednak z jednego prostego powodu: deklaracja grudniowa czyniła z Litwy właściwie kondominium Niemiec. Całkowicie uzależniała przyszłe państwo litewskie od Cesarstwa Niemieckiego, które – jak wówczas koniunkturalnie rozumowała większość członków Taryby – dysponuje niezachwianą potęgą. Związek miał być scementowany osobą monarchy (na tym etapie Taryba widziała Litwę jako monarchię konstytucyjną), na którego, pod naciskiem kół niemieckich, okrzyknięto księcia wittemberskiego Wilhelma Uracha. Na litewski tron książę miał wstąpić jako Mendog II. Czując przedsmak berła królewskiego książę Urach zaczął nawet intensywnie uczyć się języka litewskiego.

Historia jednak potoczyła się zgoła inaczej, przekreślając plany niedoszłego monarchy. Po pierwsze, na początku rząd niemiecki wstrzymywał się z uznaniem deklaracji niepodległości z 11 grudnia (co bardzo drażniło Tarybę), po drugie zaś, „niezachwiana potęga” Niemiec już wkrótce miała się zachwiać i to tak bardzo, że Rzesza musiała skapitulować przed Ententą.

Król Mendog II na tron ostatecznie nigdy nie wszedł, bo w zmieniającej się koniunkturze politycznej swe plany zmieniła również Taryba. 16 lutego 1918 roku odważyła się ponownie proklamować niepodległość, ale tym razem już bez „wiecznego i mocnego związku” z Niemcami. Niepodległość z prawdziwego zdarzenia Tarybie zatem udało się proklamować niejako z drugiego podejścia. Grymasem historii stał się przykry incydent zaniknięcia oryginału właściwej deklaracji niepodległości. Historyczny dokument znikł jak kamień w wodę, mimo usilnych starań jego odnalezienia. Przetrząśnięto m.in. prywatną bibliotekę Jonasa Basanavičiusa w nadziei, że patriarcha mógł dokument włożyć do którejś z książek, a później o tym zapomnieć. Przeświecono i opukano pałacyk Vileišisów na wileńskim Antokolu sądząc, że najbogatszy wileński Litwin mógł ukryć deklarację w tajnym schowku swego domu, co w tamtych czasach było modne. Szukano wreszcie nawet w Szwecji domniemywając, że dokument mógł tam trafić razem z archiwum państwowym pośpiesznie ewakuowanym w roku 1940. Wszystko na daremno.

Deklaracji nie znaleziono. Smutny onegdaj był też los Taryby. W Wilnie czuła się odizolowana i bojkotowana przez jego ówczesnych mieszkańców. Polacy Tarybę traktowali nieufnie, uznając ją za organ całkowicie podporządkowany Niemcom. „O świcie dnia 2 stycznia 1919 roku – niosąc w rękach swoje rzeczy – członkowie rządu litewskiego pomaszerowali na stację, by ostatnim niemieckim pociągiem ewakuacyjnym wyruszyć do Kowna”, odnotował historyk.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz