Dokąd pocwałują konie Janukowycza?

Przed złożeniem swej pierwszej wizyty w Polsce prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz wyznał, że jego dziadek i pradziadek byli litewskimi Polakami i katolikami. Babcia podobno urodziła się w Warszawie, a jej ojciec zawarł powtórne małżeństwo z Polką z Litwy i jakiś czas mieszkał w Wilnie.

Przyznanie się do polskiego pochodzenia głowy państwa ukraińskiego, mogłoby miło połechtać naszą dumę, ale mimowolnie nasuwa się myśl, dlaczego Janukowycz (przedtem Janukowicz) tak długo z tym pochodzeniem nie wypływał, nie afiszował się i zrobił to dopiero w przededniu wizyty w Warszawie. Czyżby więc uczynił to ze względów koniunkturalnych?

Janukowycza można zrozumieć. Jego wizyta w stolicy sąsiedniego państwa jest wyraźnie spóźniona. Przedtem odwiedził on 25 państw, a kilkakrotnie Moskwę. Prawdopodobnie chciał nieco załagodzić wrażenie, że, jak podejrzewali niektórzy polscy politycy, miał uraz za poparcie przez Polskę „pomarańczowej rewolucji” i dlatego omijał Warszawę. Teraz, w obliczu zbliżającego się przewodnictwa Polski w UE, Kijów uznał, że warto zabiegać o względy sąsiada, który może poprzeć jego europejskie aspiracje i ponownie stać się „lokomotywą, która dowiezie Ukrainę do Unii”.

Szkopuł jednak w tym, że tak do końca nie wiadomo, czy Ukraina tego rzeczywiście chce.

Bronisław Komorowski był dobrej myśli i sprezentował Janukowiczowi parę polskich koni huculskich z rodowodem. Czy pocwałują one na Zachód, w kierunku Brukseli, czy też cugle gospodarza zawrócą je na Wschód, w kierunku Moskwy, jeszcze się okaże.

Zygmunt Żdanowicz

<<<Wstecz