Polonez Ogińskiego – hymnem emigrantów i protestujących handlarzy

Supermarkety zamiast targowisk

„Wypędziliście dzieci, czy wnukowie będą chcieli wrócić na Litwę?”, „Nie szukajcie milionów na targowiskach – ich tutaj nie ma”, „Konserwatyści – to Litwy nieszczęście”, „Zostaw w spokoju drobnych przedsiębiorców, nie zwiększaj grona bezrobotnych, zwróć Litwie młodzież, bój się przynajmniej Boga”, „Kubilius i władza – to Ali Baba i 14 rozbójników” – tego typu hasła wypełniły w poniedziałek parking obok gmachu Sejmu RL, podczas akcji protestacyjnej, zorganizowanej przez Stowarzyszenie Drobnych Przedsiębiorców i Handlowców Litwy.

Przybyli z całej Litwy drobni handlarze, wyrazili swój sprzeciw przeciwko decyzji rządu o wprowadzeniu kas fiskalnych na targowiskach. Ich zdaniem, nie jest to sposób walki z pieniędzmi z „szarej strefy”. – Kubilius zaczyna nie od tego końca: niech władza najpierw zwalczy nielegalny handel alkoholem i papierosami – mówili protestujący.

Za pancerną ścianą

Zanim uczestnicy akcji protestacyjnej zebrali się w wyznaczonym miejscu, policja oraz ochroniarze szczelnym kordonem otoczyli budynek parlamentu. Wzmożone środki bezpieczeństwa przedsięwzięto, spodziewając się agresywnej reakcji uczestników wiecu, podobnego do tego sprzed roku, gdy to po tym, jak rząd radykalnie zaczął „naprawiać” budżet państwa kosztem emerytur, rent oraz urlopów macierzyńskich, protestujący obrzucili budynek kamieniami.

– Boją się nas – zwykłych ludzi, skoro aż tak się zabezpieczają – ironizowały kobiety. – Problem tkwi nie tylko w aparatach kasowych – dzielili się swoimi uwagami pikietujący. – Do tego dochodzi kwestia ich rejestracji, utrzymania, a przede wszystkim księgowości. Nas nie stać na zatrudnienie księgowych tak jak w supermarketach!

Zdaniem przedsiębiorców, kompensata za kasy fiskalne to również oszustwo. – Rząd obiecuje 100-procentowe pokrycie kosztów tym, którzy kupią aparaty już w lutym i marcu. Stracą ci, którzy np. za rok podejmą się podobnej pracy, a im nikt nie wynagrodzi zakupu aparatu kasowego – oburzali się pikietujący, tłumacząc, że władze obiecują pokryć koszty około tysiąca litów, czyli najtańszych aparatów kasowych. Te zaś, zdaniem przedsiębiorców, są najgorsze i nie nadają się do pracy w temperaturze poniżej 5 stopni Celsjusza.

„Wstydźcie się, złodzieje!”

Uczestnicy wiecu protestacyjnego zgromadzili się na wyznaczonym placu tuż za budynkiem Sejmu, który wcześniej na własny koszt musieli oczyścić od śniegu. Pierwsza do ponad 5-tysięcznego tłumu uczestników przemówiła Zita Sorokiene, przewodnicząca Stowarzyszenia Drobnych Przedsiębiorców i Handlowców Litwy (SDPHL). – Dotychczas nie doczekaliśmy się odpowiedzi rządu na nasze pytania, przede wszystkim zaś, dlaczego teraz, podczas kryzysu ekonomicznego, gdy w innych krajach starają się wspierać drobnych przedsiębiorców, na Litwie powzięto decyzję niszczącą drobny biznes – mówiła, stwierdzając, że kasy fiskalne są korzystne dla wielkiego biznesu. – Zorganizowanie wiecu jest możliwością, ale też i obowiązkiem, zakomunikowania, że polityka obecnego rządu jest dla nas nie do przyjęcia.

Z kolei tłum, co pewien czas, wykrzykiwał obraźliwe hasła pod adresem rządu i premiera, otwarcie okazując swoje niezadowolenie z rządowych decyzji. Zgodnie przyklaskiwali przemawiającym, że kasy fiskalne przydałyby się parlamentarzystom, by „dopilnować” często nieprzejrzyste interesy władzy.

Kolejnym krokiem – głodówka

Niestety, nikt z przedstawicieli rządu na wiecu się nie pojawił. Premier Kubilius już w piątek zapowiedział, że nie ulegnie presji organizatorów akcji protestacyjnej i nie cofnie swojej decyzji. Podobnie minister finansów Ingrida Šimonyte odrzuciła propozycję zabrania głosu podczas wiecu. Wystosowała otwarty list do Sorokiene, w którym stwierdza m.in., że kas fiskalnych powinni się obawiać tylko przedsiębiorcy mający coś do ukrycia. Zawiedzeni i oburzeni arogancją władz protestujący, zapowiedzieli, że jeżeli władze nadal będą udawały głuchych, to kolejnym ich drastycznym krokiem będzie głodówka.

Podczas protestu przemawiali również przedstawiciele Stowarzyszeń Drobnych Przedsiębiorców Litwy z różnych miast i rejonów. Wszyscy zgodnie twierdzili, że uprawiana przez konserwatystów polityka godzi w drobne i indywidualne przedsiębiorstwa. Przypomniano również o podpisanej przez ministerstwo rolnictwa i SDPHL umowie, w której rząd się zobowiązał do niepodejmowania jednostronnych decyzji, nie niszczenia działalności na podstawie patentu, niezatwierdzania ustaw, które pogorszyłyby warunki rozwoju drobnych przedsiębiorstw.

Polonez na bazarze

– Dzisiaj władza Litwy sprzysięgła się przeciwko drobnym przedsiębiorcom, przeciwko tym ludziom, którzy sami stworzyli miejsca pracy. Powoduje to powstawanie nowych centrów handlowych kosztem targowisk, które dla wielu obywateli Litwy stały się jedynym dostępnym miejscem zakupów – mówili pikietujący, podkreślając, że gospodarki państwa nie da się poprawić „wyżywając się” na handlarzach. Zmiany powinny rozpocząć się od zwrócenia emerytur i rent, zapomóg socjalnych, za urlopy macierzyńskie oraz obniżania, nie zaś podnoszenia, podatków VAT (PVM).

Podczas wiecu protestacyjnego zabrzmiała melodia poloneza Michała Kleofasa Ogińskiego „Pożegnanie Ojczyzny”, którą, jak podkreślili organizatorzy wiecu, często słychać na targowisku w Gariunai. Podkreślili przy tym, że ta popularna melodia stała się swoistym hymnem drobnych przedsiębiorców i handlarzy, którzy z powodu bliskowzrocznej polityki rządu są zmuszeni do opuszczenia ojczyzny.

Słowa w parze z czynami

Swoje przysłowiowe pięć minut wykorzystali również przedstawiciele partii opozycyjnych. Wraz z ludźmi solidarnie skandowali z trybuny hasła „Gnać Kubiliusa!”, „Hańba rządzącym!”. Tylko, czy ich przybycie było przejawem rzeczywistej troski o tych ludzi, czy też podyktowane zbliżającymi się wyborami samorządowymi? Wystąpienia niektórych polityków przypominały powiedzonko, że tonący chwyta się brzytwy, czego potwierdzeniem były gwizdy jawnej dezaprobaty podczas przemówienia Kazimiry Prunskiene, liderki Partii Ludowej, która od wielu lat bezskutecznie próbuje ponownie „wskoczyć na świecznik”.

Podczas, gdy władze kraju forsują wprowadzenie zmian dla targowisk, a przedstawiciele opozycji lekką ręką składają daleko idące obietnice podczas akcji protestacyjnych, znajdują się też tacy, którzy nie słowami, lecz czynami dowodzą, że są po stronie zwykłych ludzi. Jeszcze nie tak dawno, w grudniu ubiegłego roku, w stolicy rozgrywała się batalia o Rynek Kalwaryjski. Konserwatywne władze stolicy chciały przepchać projekt o prywatyzacji bazaru. Radni frakcji AWPL miasta Wilna od samego początku stanęli po stronie ludzi, broniąc ich interesów i głównie dzięki ich zdecydowanej postawie drobni handlarze zachowali swe miejsca pracy na popularnym targowisku wileńskim.

Teresa Worobiej

Na zdjęciach: handlowcy rynkowi twierdzą, że poprawianie ich kosztem budżetu państwa – to „wyżywanie się” władz, które nieskutecznie walczą z korupciją; „rząd szarej strefy” – tak pikietujący nazwali władzę, nie doczekawszy się nikogo z jej przedstawicieli. Fot. autorka

<<<Wstecz