Na Litwie jest wszystko naj...

Kończy się kolejny rok, a tu jakieś nieświąteczne refleksje krążą po głowie. Przyglądam się na koniec roku różnego rodzaju eurobarometrom, międzynarodowym badaniom socjologicznym Transparenty International i mimo woli porównuję mój kraj z innymi krajami europejskimi. Tak patrząc na nieczułe słupki statystyk zadaję sobie pytanie: dlaczego to akurat w moim kraju wszystko jest naj...?

Mamy najwyższy wskaźnik zabójstw wśród europejskich krajów. Również w moim kraju przeciętnie najczęściej ludzie odbierają sobie życie.Jesteśmy jako Litwa jednym ze zdecydowanych liderów europejskich, jeżeli chodzi o zabijanie dzieci nienarodzonych. Na naszych drogach (wcale nie takich złych) statystycznie ginie najwięcej uczestników ruchu drogowego (przynajmniej było tak do niedawna). „Musu tik 3 milionai”, śpiewają zawzięcie popularny hit kibice podczas emocjonujących meczów koszykarskich. Co jednak będą śpiewać – o ile statystyki nie zmienią – za pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat?

Niestety to jeszcze nie wszystkie złe wieści pod choinkę. Ostatnie międzynarodowe badania Gallup International wykazały, że Litwa jest wręcz najbardziej skorumpowanym krajem na Starym Kontynencie. Aż 34 proc. obywateli naszego kraju przyznało, że w ostatnim roku dało „kiši”. Kolejnych 63 proc. indagowanych uznało, że skala dawania łapówek na Litwie za ostatnie trzy lata wzrosła, a państwo z tym zjawiskiem nie potrafi walczyć (zdanie 78 proc.). Cóż, poziom korupcji zależy od dojrzałości instytucji demokratycznych, tłumaczą zjawisko specjaliści. A ja mimowolnie w tym momencie myślę o litewskim Sejmasie, którego percepcja pojęcia demokracji jest doprawdy oszałamiająca. Inne instytucje – jak należy wnioskować z badań – „godnie” go naśladują.

Od zarania niepodległości władze mego kraju robiły wszystko, by na świecie propagować Litwę. Tylko za ostatnie lata wydano ponad 60 mln litów, by utrwalić pozytywny wizerunek Litwy na arenie międzynarodowej. Dzisiaj wydaje mi się jednak, że pieniądze poszły w błoto. Wszystko wygląda mi trochę tak, jak z jednym z bohaterów powieści Czechowa, który bardzo pragnął zasłynąć, znaleźć się na łamach prasowych. Długo starał się i wszystko na próżno. Aż pewnego dnia idzie rozpromieniony. Udało się. Trafił na pierwszą stronę gazety... jako ofiara wypadku drogowego. Trafił pod zaprzęg koński, co było w tamtych czasach wielką sensacją z racji na rzadkość takich wypadków.

Coś mi się wydaje, że wszelkie piarowskie akcje władz mego kraju, by poprawić jego wizerunek, będą miały finał, jak w powieści Czechowa. Na świecie zasłyniemy jako kraj, w którym jest wszystko naaaj...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz