XVIII Rowerowa przygoda w Ameryce Południowej (I)

3012 km rowerami po Brazylii, Paragwaju, Argentynie, Urugwaju. Harcerze WHM i JP2 przez 33 dni byli w podróży. Ogółem 7-osobowa grupa z organizatorem ks. hm. Dariuszem Stańczykiem na czele samochodami, samolotami, promem i... oczywiście rowerami pokonała w sumie ok. 37.550 kilometrów. Skarb, jaki przywiozła – to nowa wizja wiary i obraz szczęśliwego człowieka.

W stolicy samby i piłki nożnej

Zachodzące słońce w Australii zrobiło na nas ogromne wrażenie - zjawisko to opisaliśmy jako „widok Eucharystii” na niebie. Podobnie rozkoszowaliśmy się pięknem zjawisk przyrody pod równikiem w Ameryce Łacińskiej, kiedy wieczorem cały horyzont zatapiał się w czerwieni zachodzącego słońca.

Moc i piękno przyrody

Podczas każdej podróży doznajemy innej mocy wrażeń, które utrwalają się w naszych sercach, w postaci radości z daru Stwórcy dla człowieka - pielgrzyma. Minął miesiąc od XVIII. Wileńskiej Pielgrzymki Rowerowej po krajach Ameryki Łacińskiej. Zatapiam się we wspomnieniach jak w rzece - tysiące przeżyć, jakie dała jedna wielka przygoda z rowerami po drogach indiańskich wędrówek i kolonizatorskich podbojów. W tym wszystkim, na szlakach naszej dynamicznej wyprawy, odkryliśmy opiekę Jezusa Miłosiernego i wstawiennictwo Jana Pawła II.

Czasem, aby zrealizować kolejny pomysł pielgrzymki potrzeba roku, a nawet kilka lat. Tym razem, po dwóch latach „stał się prawdziwy pielgrzymkowy exodus” do ziem, wzbogacanych słońcem miłości Boga, wyrażonym przez wiarę ludzi i piękno przyrody.

Do Brazylii z Wilna przez Rzym i Paryż

Start pielgrzymki rowerowej nastąpił 15 października w Godzinie Miłosierdzia, spod Krzyża przed klasztorem św. s. Faustyny na Antokolu w Wilnie. Mszą św. i Koronką do Bożego Miłosierdzia wyraziliśmy naszą ufność, że Jezus Miłosierny będzie czuwał nad naszą wyprawą. Rodziny i przyjaciele żegnali swoich najbliższych i z drżeniem w głosie mówili „szczęśliwego powrotu”. Niektórzy instruktorzy i harcerze WHM mocno ściskali odjeżdżających, bo wiedzieli, że pomysł wyjazdu jest dużym ryzykiem. Przed odjazdem z Wilna udaliśmy się jeszcze do Matki Bożej Ostrobramskiej, by tradycyjnie z pokorą pomodlić się „pod Twoją obronę…”

U największego cudotwórcy

Drogę z Wilna do słonecznej Italii pokonaliśmy busem w 22 godziny. Podziwialiśmy Alpy w Austrii. Po drodze wstąpiliśmy do Padwy. Dzięki wstawiennictwu św. Antoniego trafiliśmy na ostatnią Mszę św. w bazylice. Włosi pięknie powitali nas w sanktuarium i życzyli udanej pielgrzymki. Deszcz padał tego wieczoru, a nam było tak dobrze spacerować ulicami Padwy i regenerować siły podczas kolacji. Po kilku godzinach ruszyliśmy autostradą przez Bolonię i Florencję do Rzymu.

Z papieskim błogosławieństwem

Rzym, 17 października, zachwycił czystym niebem nad bazyliką św. Piotra Apostoła. Na placu św. Piotra znaleźliśmy dobre miejsce obok pielgrzymów z Brazylii i Polski. Uczestniczyliśmy we Mszy św. celebrowanej przez Benedykta XVI, podczas której sześciu błogosławionych Papież ogłosił świętymi. Wśród nich jest Polak z Krakowa, Stanisław (Sołtys) Kazimierczyk. Błogosławieństwo papieskie spłynęło na nas, czuliśmy pełnię radości z możliwości odwiedzenia grobu Sługi Bożego Jana Pawła II. Prosiliśmy Papieża Polaka o opiekę nad wileńską pielgrzymką rowerową „Śladami Jana Pawła II” w Ameryce Łacińskiej. Po pełnej zadumy chwili siostra sercanka, która była obecna przy śmierci papieża 2 kwietnia, zaprowadziła nas do kaplic Matki Bożej Ostrobramskiej i Częstochowskiej. Odebraliśmy to jako znak od papieża. Zwiedziliśmy bazylikę, czuliśmy się jak w innym świecie. Udzieliliśmy jeszcze wywiadu dla radia watykańskiego i wyruszyliśmy w dalszą drogę.

13 godzin na wysokości 12 tys. metrów

Następnego dnia o 7.00 rano startujemy samolotem Air-France z Roma-Fiumicino. Lecimy nad Alpami, a pogoda pozwala nam je podziwiać w całej okazałości. W Paryżu przesiadamy się na Boeinga 747-400 bezpośrednio do Rio de Janeiro. Samolot kompletnie wypełniony pasażerami, wśród nich jesteśmy najmłodszą grupą. Większość przygląda się nam uważnie, pewnie ze względu na nasze koszulki z figurą Chrystusa Zbawiciela i flagami brazylijskimi. Na wysokości ponad 12.000 metrów n.p.m. byliśmy przez prawie 13 godzin. Aż ok. godz. 18.15 czasu brazylijskiego wylądowaliśmy, niestety przy pochmurnej pogodzie, na lotnisku międzynarodowym w Rio de Janeiro. Czekali na nas ks. Piotr Stępień, misjonarz z diecezji radomskiej i Brazylijczycy Jose z synkiem Franco. Następnego dnia zupełnie pochłonęły nas piękne panoramiczne widoki Rio.

Ratując dzieci poczęte

Rio de Janeiro będzie się nam już zawsze kojarzyć przede wszystkim z panią Doris i jej dziełem „Za Życiem”. Trafiamy na nocleg i pierwsze spotkania z Brazylią właśnie do jej domu. Ks. Piotr czuje się tutaj jak u siebie. W momencie wejścia do przybudówki domu, w najbiedniejszej dzielnicy Rio, witają młode matki ze swoimi dziećmi. Naszą uwagę przyciągają liczne obrazy Jezusa Miłosiernego, św. Faustyny i Jana Pawła II. Brazylijski Dom Samotnej Matki emanuje przedziwną radością, dzięki czemu darzymy się wzajemną serdecznością i pełnią otwartości, bez podejrzliwości wobec nieznanych gości czy gospodarzy. Zauroczeni jesteśmy otoczeniem, choć ciasno i ubogo. Każdy do dzisiaj pozostaje pod wrażeniem atmosfery tego domu, przeżyć, modlitw, rozmów i... samby.

„Boża rewolucja”

Plakaty w „salonie spotkań pod wiatą” ukazywały etapy życia po czętego dziecka. Pani Doris skończyła filozofię i uczyła przez kilka lat w szkole, lecz na prośbę dyrektora zajęła się sprawą ratowania młodych uczennic, które masowo dokonują aborcji. Plaga aborcji w Brazylii jest straszna, legalnie istnieją kliniki aborcji, choć ustawowo nie mają prawa działać. Ratowanie dzieci poczętych stało się dla pani Doris drogą do pogłębienia wiary, rozmodlenia i radosnej ufności. Pochłonięta sprawą przeciwko aborcji i apelami „za życiem”, konferencjami, mitingami, ulotkami, książeczkami i swoim stowarzyszeniem, całkiem się oddała sprawie. Uratowała już ponad 2000 dzieci, stwarzając kobietom warunki do narodzenia i wychowywania potomstwa. Otrzymuje wsparcie od biskupów i księży, natomiast instytucje państwowe i klany aborcyjne sądzą ją, grożą i zastraszają. Mimo takich potęg zła, ona wie, że dzięki Jezusowi Miłosiernemu może spokojnie działać i czynić „Bożą rewolucję” w Brazylii. A dzieci - mieszkańcy tego domu zrobiły na nas niesamowite wrażenie: są miłe, uśmiechnięte i co najważniejsze bardzo grzeczne i uczynne, jak aniołki.

ks. Dariusz Stańczyk

Na zdjęciach: z panią Doris (z orłem na koszulce) przed Domem Miłosierdzia w Rio de Janeiro; byliśmy mile zaskoczeni, gdy na pielgrzymim szlaku często widzieliśmy plakaty Jezusa Miłosiernego i św. Faustyny.

(cdn.)

<<<Wstecz