Lasy przeżywają prawdziwe oblężenie jagodziarzy i grzybiarzy

Z koszem na zarobek

Żółciutkie kurki, ciemnofioletowe czernice, czerwone poziomki – stragany na wileńskich targowiskach mienią się od kolorów darów lasu. Jak twierdzą sprzedający, tegoroczny urodzaj jagód jest słaby, natomiast kurki obrodziły wcześnie i obficie. Tym niemniej, jak i w poprzednich latach, grzybo- i jagodobranie dla wielu jest jednym ze sposobów zarobienia na życie.

„W tym roku poziomek mniej. Wiele szkód w jagodnikach uczyniły silne deszcze i grad. Wyrosła też wysoka i bujna trawa, więc w poszukiwaniu poziomek należało przedzierać się przez prawdziwe chaszcze. Pierwsze jagody, które najpierw dojrzały na polanach, były kwaśne. W lesie natomiast sporo poziomek zgniło” – opowiadała pani Bernarda, sprzedająca leśne jagody i grzyby na bazarze Kalwaryjskim.

Grzybiarze się cieszą

Obecnie na targu szklanka poziomek kosztuje 5 litów. O tyle samo proszą też sprzedający przy sklepach. „Litr pierwszych poziomek kosztował nawet 40 litów. Potem cena spadła do 20 litów, a w roku ubiegłym najtaniej szklankę poziomek można było kupić za 3 lity” – mówiła pani Bernarda.

Sezon na poziomki już się kończy. To, że nie był zbyt urodzajny, stwierdziła również pani Wiera, handlująca tymi jagodami przy sklepie w Jerozolimce. Jej zdaniem, zaszkodziły poziomkom nie tylko deszcze, ale również późne wiosenne przymrozki. Kupujących jednak nie brakuje. „Ale najczęściej kupują tylko po jednej szklance jagód. Tylko pewien mężczyzna nabył u mnie aż 11 szklanek poziomek” – opowiadała pani Wiera.

Cieszą się natomiast grzybiarze. W tym roku jest wczesny i duży urodzaj kurek. A to za sprawą deszczów, które często i obficie padały w czerwcu. Jeżeli natomiast lipiec będzie suchy, to, jak twierdzą grzybiarze, kurek będzie mniej. Na targu 1 litr żółciutkich grzybków kosztuje 5 litów, przy sklepach – ok. 8 litów.

W litewskich lasach zaczynają się też pojawiać pierwsze borowiki, podosiniaki. Na Kalwaryjskim targowisku 1 litr niedużych borowiczków kosztuje ok. 15 litów, za wiaderko – ok. 30 litów. Podosiniaki – ok. 8 litów za nieduże wiaderko.

Jagodziarze przewidują, że niezbyt obfity będzie też urodzaj czernic, których sezon dopiero się rozkręca. „Pierwsze jagody, jak pani widzi, są małe – wskazując na słoiki z czarną borówką mówiła pani Bernarda. – A przeważnie bywa, że pierwsze czernice są duże”. Dodała, że jagody rosną rzadko i krzaczki nie są nimi oblepione. Temu, że jagód jest coraz mniej, zdaniem pani Bernardy, winni są sami ludzie. „To ludzie wyniszczyli jagodniki, bo zbierają czernice specjalnymi maszynkami, niszczącymi rośliny. W takim miejscu jagody nie owocują około 7 lat” – stwierdziła oburzona.

Na miejskich targowiskach cena czarnych borówek waha się od 5 do 6 litów za litr.

Duże i ładne czernice podczas ostatniego weekendu przy sklepie w Jerozolimce sprzedawała pani Jadwiga. „Skąd takie duże? Bo specjalnie takie zbierałam, ale większość jagód jest malutkich. Wiele krzaczków czernic jest wyschniętych. W tym roku las jest biedny” – stwierdziła pani Jadwiga, sprzedająca litr czarnych borówek za 8 litów. Przyznała się, że bardzo lubi zbierać jagody i w ogóle z wielką przyjemnością przebywa w lesie. Przeważnie zbiera dary lasu dla swojej rodziny, ale obecnie dzieci z wnukami wyjechały na wakacje, więc nadmiar tego, co uzbiera, oferuje ludziom. Przewiduje, że będzie duży urodzaj borówki czerwonej, bo krzaczki borówki są już oblepione zielonymi jagódkami.

Czy można na jagodach zarobić? „Fakt, że można, ale trzeba solidnie popracować. Kto się nie leni, ten zarobi, bo „pod leżący kamień woda nie płynie” – zaznaczyła pani Bernarda. Zdradziła, że zbieraniem jagód i grzybów zarabiają sobie na studia jej wnuczki z Dubinek. „Gdy zbierały codziennie, to przez tydzień zarabiały 400-500 litów” – powiedziała, dodając, że wnuczki wychodziły z domu o godz. 2 w nocy, gdy zaczynało świtać już były w lesie. Zbierały, póki była rosa, a przed godz. 14. wracały do domu. Uzbierane jagody dowożą do Wilna dla mieszkającej tutaj babci, która je sprzedaje.

Brzęczące utrapienia

Sporym utrapieniem dla jagodziarzy i grzybiarzy są natrętne komary, meszki oraz kleszcze, które są wielkim postrachem dla mieszkańców.

„Jedyne, czego mamy pod dostatkiem na Litwie, to komarów i kleszczy” – żartowała pani Bernarda, zaznaczając, że czasami jej wnuczki z lasu przynoszą na sobie po 2-3 kleszcze, ale od razu po przyjściu do domu sprawdzają ubrania, otwarte części ciała. Owszem, powiedziała, że skutecznie komary i meszki odstraszają wszelkie repelenty (środki odstraszające), ale, niestety, od nich boli głowa. „A kiedyś o tych kleszczach nikt nie myślał, bo nawet ze świecą ich nie znalazłbyś” – wspominała pani Bernarda. Dodała, że jej wnuczki zbierają jagody wcześnie rano, bo wtedy owady są najmniej natrętne.

Zdaniem rozmówczyń, najbardziej dokuczliwe są meszki. „Szczególnie natrętne są małe meszki, które bardzo boleśnie kąsają” – opowiadała pani Jadwiga, wskazując na pokąsane przez nich swoją szyję, twarz i nawet powieki.

Kradną grzyby

Natomiast pani Wiera powiedziała, że się nie boi ani kleszczy, ani żmij. „Będąc w lesie należy chodzić ostrożnie i uważnie patrzeć pod nogi, wtedy nie nadepnie się na żadną żmiję. Bo przecież one chowają się przed człowiekiem” – mówiła pani Wiera. Zaznaczyła, że człowiek nie jest gospodarzem lasu, ale jedynie gościem, więc powinien z szacunkiem odnosić się do przyrody. Wiele razy była świadkiem, jak ludzie w poszukiwaniu grzybów wywracali mech, czy specjalnymi maszynkami zbierali jagody. „Po takim postępowaniu człowieka las wygląda jak po katastrofie” – ubolewała rozmówczyni.

Pani Bernarda opowiedziała o pewnym zdarzeniu, które przytrafiło się jej córce. Otóż nazbierała kosz grzybów i postawiła go na skuterze. Postanowiła jeszcze nazbierać trochę jagód, więc niedaleko przysiadła w jagodniku. Kiedy podniosła głowę, to zobaczyła, że kosza z grzybami już nie ma. „Wielu ludzi jest bezrobotnych, a nie chcą pracować, więc obserwują i czyhają, by coś ukraść, nawet grzyby” – powiedziała pani Bernarda.

Iwona Klimaszewska


2 lipca – to w ludowej tradycji święto Matki Bożej Jagodnej, opiekunki jagód leśnych i ogrodowych, a w Kościele katolickim – święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Podczas reformy kalendarza liturgicznego w 1969 roku zostało przeniesione z 2 lipca na 31 maja. Niegdyś wierzono, że jagody można zrywać i spożywać bez żadnego uszczerbku na zdrowiu dopiero po święcie św. Jana, a jeszcze lepiej po Jagodnej.

Z tym dniem wiąże się pewna legenda. Maryja, idąc do swej krewnej Elżbiety, pożywiała się jagodami. Napotykane na drodze jadowite węże i wszelkie gady nie mogły wyrządzić jej krzywdy, bo w jej obecności traciły wzrok. Uważano więc, że przed 2 lipca i w samo święto Matki Boskiej Jagodnej nie należy zbierać i jeść jagód. Tego dnia trzeba było oszczędzać je dla wędrującej Maryi, a ci, którzy tego nie przestrzegali, mogli być ukąszeni przez żmiję.

<<<Wstecz