Z politycznego podwórka

Nihil novi

Rządowy projekt ustawy o pisowni nazwisk dopuszczający zapisywanie w oryginale nielitewskich nazwisk w dokumentach tożsamości wydawanych na Litwie zgodnie z oczekiwaniami wywołał niesłychane poruszenie wśród polityków narodowej prominencji. Na skrzykniętej konferencji prasowej z tej okazji Polacy przez nich zostali oskarżeni o „działania przeciwko językowi litewskiemu”, wyzwani „od piątej kolumny”. Media litewskie temat podchwyciły, co się nazywa w lot, więc znowu mogliśmy „pocieszyć” wzrok i słuch swojskimi klimatami.

Prawdziwy popis retoryki głupoty i myślowego ograniczenia dali na falach „Žiniu radijas” Romualdas Ozolas vel Ozols i Gintaras Songaila. Według pierwszego, absurdem jest stwierdzenie, że nazwiska są godnością osobistą. Są one własnością zbiorową wspólnoty i dlatego pisownia ich musi być ujednolicona (czytaj zlitewszczona), by wspomniana zbiorowość mogła je przeczytać, perswadował Ozolas. I w ogóle go „nejaudina” (nie wzrusza), co na ten temat ma do powiedzenia Europa, gdyż prezentuje ona inny system wartości, niż życzy sobie narodowy konwertyta, czyli kosmopolityzm. W tym akurat momencie czołowemu litewskiemu patriocie pomyliły się pojęcia, gdyż w sprawie nazwisk w Europie panuje akurat wybitnie antykosmopolityczne nastawienie.

Taką postawę Ozolasa i jemu podobnych poseł do Parlamentu Europejskiego Waldemar Tomaszewski jest skłonny tłumaczyć kompleksem niewolnika. Odnosząc się do wynaturzeń działacza z marginesu litewskiej prawicy zauważył, że zachowuje się on niczym średniowieczny niewolnik, który miał dwa podstawowe marzenia. Pierwsze – wyzwolić się z kajdan niewolnictwa. Drugie – posiąść własnego niewolnika. Ozolas po wyzwoleniu się z sowieckiej niewoli pierwsze marzenie zrealizował, teraz dąży do zrealizowania drugiego – zniewolić społeczność polską na Litwie według własnego widzimisię.

Songaila stara się nie być pod tym względem gorszym od Ozolasa. W Sejmie zarejestrował alternatywny do rządowego projekt ustawy o pisowni nazwisk przewidujący, co oczywiste, zlitewszczanie nielitewskich nazwisk. Oryginalna pisownia imienia i nazwiska to dla wodza litewskich narodowców nie standard przysługujący obywatelowi Litwy na mocy praw człowieka, tylko polityka Warszawy i Moskwy, które dają pieniądze, by eskalować ten temat.

Z tymi pieniądzmi, to przyznajmy, poniosło Songailę wyraźnie... Jeżeli już mówimy o pieniądzach, to warto przypomnieć, że rachuneczki wystawiane przed wojną przez Kreml za rozbudzanie antypolskich nastrojów w litewskim społeczeństwie znalazły się w moskiewskich archiwach wystawione akurat na potrzeby litewskich tautininkasów. „Tautos vaira” i „Lietuvisa” sowieccy dyplomaci trzymali na krótkim sznurku, przydzielając co tydzień po 50 USD za każdy numer, czytamy w literaturze tematu. Cóż, zdarzają się politycy mniej lub bardziej poczytalni. Songaila akurat zasłynął bardziej od tej drugiej strony jeszcze będąc szefem telewizji BTV. Wtedy to już zabłysnął jak Litwa szeroka. Wszyscy „patrioci” pamiętają przecież jego pamiętny czyn zabarykadowania się w swoim gabinecie, by nie wpuścić do niego ówczesnego szefa TVP Wiesława Walendziaka, który przybył do Wilna w celu podpisania uzgodnionej wcześniej w szczegółach umowy o retransmisji przez BTV TV Polonia. Walendziak posiedział pod drzwiami z pół godziny i zrozumiał, że musi wracać do Warszawy z niczym. Blokadę drzwi, być może, nawet pokonałby, ale nie blokadę mentalną ukrywającego się za drzwiami dyrektora. Jest ona bowiem tak ciężka, że gdyby nawet na nią nadepnął słoń i tak przetrwałaby w stanie nienaruszonym.

Dyskusję w „Žiniu radijas” doskonale podsumował profesor Antanas Smetona, szef katedry lituanistyki na Uniwersytecie Wileńskim. Powiedział, że od strony językowej nie ma żadnych przeciwskazań, by nazwiska nielitewskie pisać w oryginale. Gramatyka litewska zatwierdzona przez Instytut Języka Litewskiego wyraźnie przewiduje, że obce nazwy własne mają być pisane w oryginale, wyjaśniał superpatriotom. Dodał przy tym, że żaden szanujący się autor popularnych powieści nie wyrazi zgody na tłumaczenie jego dzieła na język litewski, gdyby jego nazwisko próbowano zlitewszczyć. Więc o co chodzi? Chodzi, zdaniem profesora, o zbijanie wątpliwego kapitału politycznego przez politykierów szafujących hasłami „piątej kolumny”, których naukowiec nazwał po imieniu - „mulkiai” (krętacze). Swoją motywację mogą równie dobrze odnieść do księżyca, nie krył irytacji.

Jak więc stoi sprawa pisowni polskich nazwisk na Litwie anno domini 2010?, warto zadać pytanie. Nihil novi, brzmi odpowiedź. Niedługo przekonamy się, czyich argumentów posłucha litewski Sejmas. Czy pogrobowców Voldemarasa, czy jednak rządu?

Tadeusz Andrzejewski


PS W projekcie rządowym do poprawki nadaje się zapis przewidujący okazywanie dokumentu z oryginalnym zapisem nazwiska osoby starającej się o przywrócenie swej pierwotnej godności osobistej. Ustawowe żądanie udowodnienia pochodzenia nazwiska, moim zdaniem, jest równoznaczne z żądaniem udowodnienia swej narodowości, czego zabrania Konwencja Ramowa RE o Ochronie Mniejszości Narodowych.

<<<Wstecz