Oparta na faktach historia Izidoriusa Šimelionisa vel Sidora Szimielewicza
Kameleon (1)
Kameleon - egzotyczny gad nadrzewny mogący szybko zmieniać barwę ciała pod wpływem warunków zewnętrznych i stanu fizjologicznego
Przyznam bez ogródek, że zaskoczyła mnie publikacja wspomnień Izydora Szymielewicza-Šimelionisa w jednym z dzienników, gdzie ten sztandarowy działacz nacjonalistycznego Stowarzyszenia „Vilnija”, bojownik o litewskość, znawca i ekspert Wileńszczyzny – jak go przedstawia prasa litewska - raptem się przystroił w piórka orędownika polsko-litewskiego pojednania.
Przecierałem oczy ze zdumienia czytając „Wspomnienia sędziwego wilnianina: Za naszą i waszą wolność”, nie wierząc, że autorem lukrowanych wspomnień jest ten sam człowiek, który w czasach odrodzenia był jednym z inspiratorów antypolskiej kampanii.
Dziwna metamorfoza
To właśnie on lamentował, że „nienormalnym zjawiskiem jest, że w rejonie wileńskim z 45 szkół, w 35 dyrektorami są ludzie polskiej narodowości (spora część z nich nie zna języka litewskiego)”. Załamywał ręce, że w lokalnych władzach też dominują Polacy i nawet w Niemenczynie, gdzie trzecią część mieszkańców stanowią Litwini, merem – o zgrozo! – też jest Polak. Dziś odwieczny „zwolennik przyjaźni polsko-litewskiej”, jak obecnie napisał o sobie Šimelionis, wtedy perswadował, że większość Polaków to wynarodowieni Litwini, którzy niepotrzebnie podnoszą wrzawę.
Ta i inne polakoburcze publikacje Šimelionisa, doczekały się ostrej reakcji ze strony czytelników ówczesnego „Czerwonego Sztandaru”, a dziennikarz gazety skonstatował, że w społeczeństwie pojawił się „syndrom „izidoriusa”. „To „izidorius” udziela jednym narodom monopolu na uczciwość, szlachetność, w ogóle wszystkie cnoty, innym zaś na podłość, zakłamanie, wandalizm, pijaństwo, w ogóle na wszystkie wady i nałogi (...). To „izidorius” panicznie przeląkł się otwarcia w Wilniusie konsulatu PRL nawet na parytetowych zasadach (...)” – napisał dziennik 15 lutego 1989 roku. Chciałoby się dodać, że to „izidorius” żądał od Polski padnięcia na kolana i potępienia marszu Żeligowskiego, to „izidorius” protestował przed gmachem ambasady RP w Wilnie przeciwko podpisaniu Traktatu polsko-litewskiego o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy, 15-lecie którego obchodziliśmy wiosną br., to on przed rokiem zażądał zdelegalizowania AWPL...
Skąd ta nagła metamorfoza? – zastanawiałem się po przeczytaniu wspomnień Szymielewicza-Šimelionisa. Wydaje mi się, że znalazłem odpowiedź, a tkwi ona w barwnej, coraz to w innym świetle przedstawianej biografii tego człowieka, któremu, jak się przekonamy dalej, nigdy nie brakowało fantazji, wyobraźni i... bezczelności.
Coś bardziej namacalnego
Obecnie Izidorius Šimelionis jest przedstawiany jako wybitny patriota, członek Sejmu Sąjudisu i Stowarzyszenia „Vilnija”, aktywny działacz na rzecz litewskości na Wileńszczyźnie, więzień polityczny, dysydent, działacz ruchu oporu, który ucierpiał od okupacji polskiej, niemieckiej i sowieckiej. Wiadoma rzecz, że za takie poświęcenie i oddanie się pracy na rzecz Ojczyzny człowiekowi należy się uznanie, zaszczyty, no i oczywiście coś bardziej namacalnego...
Po kilku miesiącach po odzyskaniu przez Litwę niepodległości Jurgis Dvarionas, przewodniczący Funduszu Kultury Litwy, na ręce ministra opieki społecznej skierowuje serdeczną prośbę, aby „zwiększyć emeryturę personalną swemu zastępcy, Izidoriusowi Šimelionisowi, według możliwości w maksymalnym wymiarze”. W prośbie nasz bohater jest przedstawiony jako aktywny uczestnik ruchu oporu na Wileńszczyźnie w czasach kolejnych okupacji, patriota itd., itp. Podczas tej ostatniej miał ucierpieć szczególnie i był więziony w Jeziorosach, na Łukiszkach, a następnie zesłany do łagrów w Workucie.
Przedtem, w 1940 roku, zostaje przemocą wcielony do Armii Czerwonej i wysłany na front. Walczył pod Smoleńskiem, trafił do niewoli i został skierowany do gestapowskiego obozu śmierci w Mińsku, skąd udało mu się zbiec i powrócić do Ojczyzny. Dvarionas podkreśla też, że obecnie Šimelionis jest aktywnym uczestnikiem ruchu odrodzenia narodowego, członkiem komisji Rady m. Wilna ds. ofiar stalinizmu, wielu patriotycznych organizacji – w tej liczbie „Vilniji” – był kandydatem na deputowanego do Rady Najwyższej z ramienia Sąjudisu „w najtrudniejszym na Litwie okręgu wyborczym - w Jaszunach”, a więc na personalną emeryturę jak najbardziej zasłużył.
„Cenny specjalista”
Gdy w rejonach podwileńskich jesienią 1991 roku zostały bezprawnie rozwiązane Rady „zwolennik przyjaźni polsko-litewskiej” był częstym gościem komisarza rejonu wileńskiego Arturasa Merkysa. Chodził nie na próżno. Komisarz na mocy swego rozporządzenia nadaje mu parcelę we wsi Taranda w gminie awiżeńskiej, która obecnie urosła do rangi dzielnicy prominentów.
Wizyty zasłużonego działacza kultury to wielki zaszczyt dla zacofanego rejonu, a więc Danguole Sabiene, kierowniczka wydziału oświaty, wykorzystuje szansę i zatrudnia go w Sawiczuńskim Domu Kultury na stanowisku specjalisty organizatora imprez kulturalnych i relaksu, czyli jak kiedyś mówiono „masowika-zatiejnika”. Jednak, jak już pisałem w „Naszej Gazecie” (31. 08.1993), dyrektorka tej placówki „nawet po upływie roku nie wiedziała, jak cennego specjalistę posiada (bowiem ani razu nie stawił się do pracy)”.
Mało tego, Šimelionis, wbrew ustawodawstwu (inwalida III grupy), zostaje wysłany w delegację służbową do miejscowości Pelesa na Białorusi. Miał tam podtrzymywać duch litewskości, a także doglądać budowy przybudówki szkoły litewskiej. Jak się wykazał oddelegowany specjalista, wyraźnie odnotowuje akt Departamentu Kontroli Państwowej z dnia 21 marca 1994 roku, w którym odnotowuje się wiele naruszeń oraz stwierdza się, że przy budowie przybudówki zostały niewykonane prace na sumę 16 529 Lt, a akt przyjęcia dobudówki lekką ręką podpisał... Izidorius Šimelionis, wiceprezydent Funduszu Kultury Litwy.
(Cdn.)
Zygmunt Żdanowicz
Na zdjęciu: I. Šimielonis do perfekcji opanował - właściwą kameleonom - sztukę dostosowania się do otoczenia.
Fot. Marian Paluszkiewicz