Na Litwie ogłoszono epidemię grypy

Podstępny wirus atakuje

Nieznany dotąd na Litwie typ grypy A/ H1N1, potocznie zwanej świńską, zbiera swoje pokłosie. Po nastoletnim chłopcu w Kownie, w poniedziałek rano na skutek powikłań pogrypowych z życiem pożegnał się 40-letni mieszkaniec Wisagini.

Mimo, że we wtorek w kraju ogłoszono powszechną epidemię - grypa ogarnęła 39 z 60 samorządów – sytuacji ekstremalnej rządowa Komisja ds. Zarządzania Sytuacjami Nadzwyczajnymi nie śpieszy ogłaszać.

Epidemia grypy jest ogłaszana wówczas, gdy na 10 tys. mieszkańców przypada 100 zachorowań na choroby infekcyjne górnych dróg oddechowych, zaś pandemia, gdy połowa kraju jest w osaczeniu wirusowej choroby.

Według lekarz Violetty Dudiene, głównego specjalisty Wileńskiego Centrum Zdrowia Publicznego, w ubiegły piątek w rejonie wileńskim liczba zachorowań wynosiła 102. Tymczasem w poniedziałek na 10 tys. chorych przypadało już 129,06 chorych na ostre zapalenie dróg oddechowych oraz grypę. We wtorek samorząd rejonu wileńskiego ogłosił epidemię grypy.

Zmarły w poniedziałek wisagińczyk po kilku dniach kuracji w domu, po tygodniu od początku rozwoju choroby zmarł w szpitalu. Nie milkną dyskusje i domniemania na temat śmierci 13-letniego Rokasa S.. Mimo wielokrotnych próśb matki, by dziecko z rozległą niewydolnością dróg oddechowych umieścić na oddziale reanimacyjnym, uczyniono to zbyt późno. Czy lekarze zrobili wszystko, żeby uratować zaatakowanego przez podstępną infekcję chłopca?

Chociaż Ministerstwo Ochrony Zdrowia publicznie twierdzi, że w leki antywirusowe powinny być zabezpieczone wszystkie szpitale, w klinice kowieńskiej, w decydującym momencie, właśnie takich środków zabrakło. Państwowa Inspekcja Audytu Medycznego ma niejeden zarzut wobec lekarzy, leczących Rokasa S., skłonnych swój błąd spisywać na „niepowodzenie”.

W ostatnich dniach MOZ było dosłownie bombardowane przez zdesperowanych mieszkańców, nie mających możliwości wykupić w aptekach przepisanych im przez lekarzy rodzinnych leków antywirusowych z prostej przyczyny - apteki tych środków nie posiadały w asortymencie.

Zgodnie z obietnicą szefa resortu zdrowia, poszukiwane środki antywirusowe powinny były pojawić się w aptekach najpóźniej w środę.

W poniedziałek wieczorem w pewnej z aptek „Norfy” udało się wytropić tylko jedno jedyne opakowanie leku „Relenza”(cena ponad 126 Lt!), który obok preparatu „Tamiflu” na Litwie jest zarejestrowany jako podstawowy receptowy środek antywirusowy, pomocny w zwalczaniu wirusa A/H1N1. Mało tego, na opustoszałych półkach apteki zabrakło tak codziennego środka, jak witamina C, najbardziej skutecznych na bóle gardła syropów, nie wspominając już o ligninowych maskach, które jeszcze przed kilkoma dniami zostały wykupione. W tym czasie, gdy farmaceuci zacierają ręce, ciesząc się, że apteki stały się miejscem najczęściej odwiedzanym przez chorych, Sejm rozpoczął rozpatrywanie nowelizacji Ustawy o farmacji, mającej na celu ograniczenie marż na nierekompensowane leki receptowe. Handlowcy chwalą się zwiększeniem objętości sprzedaży cytryn, imbiru, miodu i... czosnku.

A tymczasem w mediach, które, a propos, w wielkim stopniu przyczyniły się do sprzyjającej spółkom farmaceutycznym koniunktury, zakradło się przypuszczenie: a co, jeśli cała ta psychoza, to dobrze rozważony chwyt marketingowy?

Strach ma wielkie oczy

Lekarz Regina Bakaniene z Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego uważa, że przesadne nagłośnienie szkodzi zwalczaniu choroby. Jej zdaniem, ludzie bez potrzeby się denerwują, dają się ponieść panice.

A przecież tzw. sezonowa grypa na Litwie, którą tego roku w wielu przypadkach wywołuje zmodyfikowany mix wirusa grypy świńskiej, ptasiej i ludzkiej, rokrocznie zbierała swoje ofiary. Według dr Ireny Narkevičiute, infektologa, lekarz z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Wilnie, liczba ofiar śmiertelnych na skutek zwykłej grupy czy pandemicznej może być podobna, z jednym wyjątkiem. Wcześniej sprawa ta nie była tak wyolbrzymiana.

Niemniej jednak statystyka mówi sama za siebie. Według danych Ministerstwa Ochrony Zdrowia, upowszechnionych w miniony poniedziałek, w całym kraju na grypę jest chorych ok. 26 tys. ludzi. Zdaniem lekarzy, aż w 95 procentach zbadanym osobom ustala się pandemiczną grypę. Do szpitali kraju w ciągu jednego tygodnia trafiło ponad 400 chorych. Z tej liczby 38 pacjentów jest leczonych na oddziałach reanimacji. Ale jeszcze w tym tygodniu liczba ta może wzrosnąć.

Chorzy zapełniają wszystkie wolne miejsca na różnych oddziałach szpitali, a więc nie tylko te, które są przeznaczone dla pacjentów z chorobami infekcyjnymi. Medycy nie ukrywają, że na grypę pandemiczną najbardziej narażone są dzieci, młodzież do 17 roku życia, osoby cierpiące na choroby przewlekłe oraz mające osłabiony system immunologiczny. A jedną z najgorszych komplikacji tzw. świńskiej grypy jest wirusowe zapalenie płuc. To choroba rozwijająca się szczególnie szybko, której charakterystyczna jest dychawica, niewydolność funkcji płuc.

Państwowa Służba Nadzoru Zdrowia Publicznego niestrudzenie przestrzega mieszkańców z terenów objętych epidemią grypy przed udziałem w przedsięwzięciach masowych, pojawianiem się w miejscach wielkich skupisk ludzi, zachęca do unikania wszelkiego kontaktu z osobami chorymi, nawet rezygnacji z tymczasowego zawodowego zaangażowania, jeśli istnieje taka potrzeba.

„Nawet jeśli nie jest to najgorsza forma choroby wirusowej, istnieje zagrożenie dla ludzi, a naszym zadaniem jest przestrzec przed niebezpieczeństwem” – wyraźnie podkreśla lekarz Violetta Dudiene.

Obecnie kwarantanną jest objętych ponad 176 placówek kraju, głównie szkół i przedszkoli.

Jak poinformowała Elwira Lepiłowa, wicedyrektor Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Wilnie, w ciągu jednego dnia liczba uczniów nieobecnych na zajęciach z powodu choroby wzrosła z 30 do 40 proc. Administracja szkoły zmuszona była przerwać zajęcia od 19 aż do 30 listopada, czyli do chwili spodziewanego ustąpienia choroby.

W podobny sposób zachowała się większość placówek oświatowych, zatroskana o zdrowie podopiecznych. W rejonie wileńskim według poniedziałkowych danych nauczanie zostało przerwane w sześciu placówkach. Z dnia na dzień ich liczba stale wzrasta.

Zgodnie z zaleceniami Centrum Zdrowia Publicznego zajęcia w placówkach oświatowych należy przerwać, jeżeli 20 proc. uczęszczających do nich dzieci jest chorych.

Sytuacja jest kontrolowana

Swoimi przeżyciami podzieliła się nasza Czytelniczka, Irena Stecewicz, mieszkanka Nowej Wilejki, której cała rodzina, z wyjątkiem malutkiego kilkutygodniowego synka przebrnęła przez grypę.

Według pani Ireny, z zawodu lekarza, stwierdziwszy, że choroba, na którą zapadliśmy, nie jest zwykłym przeziębieniem, należy natychmiast zwrócić się do lekarza i stosować taką terapię, jaką on zaleci.

Mimo powszechnego stanu niepokoju, w przychodni rejonu wileńskiego nie dało się zauważyć jakiegoś nadzwyczajnego popłochu. Lekarze i personel przychodni, w dniach pracy obsługujący od 500 do 700 pacjentów, zwiększenia potoku chorych nie stwierdzają.

Jak w rozmowie z gazetą powiedziała Natalia Keczina, zastępca ordynatora Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego, od środy do pomocy lekarzom zostanie przysłanych 6 lekarzy-rezydentów. Po jednym lekarzu oddeleguje się do ambulatorium w Czarnym Borze, Rudominie, Kowalczukach i Rukojniach.

- Obecnie wszyscy lekarze są do dyspozycji pacjentów, paniki nie ma, a epidemia grypy jest ogłaszana z tego powodu, iż istnieje podpisany przez mer rejonu wileńskiego i dyrektora Centrum Zdrowia Publicznego Plan działań podczas epidemii, który zobowiazuje do tego by przestrzegać warunków, mających ochronić zdrowie i bezpieczeństwo ludzi, a w szczególności dzieci – wyjaśnia doktor Keczina.

Placówki należące do przychodni już w maju br. po ogłoszeniu pandemii grypy A/H1N1 na świecie zostały wyposażone we wszystkie środki zabezpieczające przed rozprzestrzenianiem się wirusa, został opracowany Plan działania podczas epidemii na lata 2009-2011. Ludziom pomoc okazuje pogotowie ratunkowe, w soboty od godziny 8 do 12, w zwyczajnym trybie, chorych przyjmuje lekarz dyżurny, który odbiera także wezwania do domów, konsultuje przez telefon.

Według Natalii Keczinej, MOZ zadeklarowało wszelką pomoc i wygospodarowanie środków na pokrycie kosztów w związku z wynikłą sytuacją.

Renata Mazarska, pielęgniarka w gabinecie lekarza rodzinnego w Suderwie, potwierdziła, że ludzie są bardzo wystraszeni chorobą, co, jak zaznaczyła, nie oznacza że do lekarza przychodzą tylko ze względu na ogólny stan niepokoju.

- Wielu osobom lekarz stwierdza zapalenie wirusowe dróg oddechowych. Ale, jak na razie, bardzo ciężkich przypadków nie było. W godzinach przyjęć staramy się zbadać wszystkich chorych, w pierwszą kolej przyjmujemy tych najmłodszych pacjentów. Radzimy ludziom, jak się mają zachowywać i co robić – zaznacza Renata Mazarska.

Do poniedziałku względnie stabilna sytuacja była także w Kowalczukach. Szkoła i przedszkole pracowały. Jednak, jak „Tygodnik” poinformowała lekarz Ludmiła Jurewicz, kierownik kowalczuckiego ambulatorium, liczba chorych ma tendencje wzrastające. Najwięcej zachorowań stwierdza się wśród dzieci i osób pracujących. Odkąd grypa się rozpanoszyła kilku pacjentów zostało skierowanych do szpitali.

W poniedziałek do południa lekarz otrzymała 9 wezwań do chorych.

- Musimy zdążyć wszystkich zwizytować. Po prostu dzień pracy będziemy mieli dłuższy – podsumowała, dodając, że ludzie są raczej wyrozumiali. Wiedząc, że wizyty do domów trwają dłużej, nawet z wysoką gorączką starają się przybyć osobiście.

Zdaniem lekarz, chorzy nie powinni przejmować się tym, że wysoka gorączka może się utrzymać przez 3-5 dni. Wskazówka na to, czy choroba ustępuje czy nie, jest przede wszystkim, ogólny stan pacjenta, to, czy może jeść, pić, ma bóle charakterystyczne w czasie grypy czy też nie.

W ciągu niespełna dwóch tygodni grypa stała się tematem numer jeden. W tym nagromadzeniu informacji, nie zawsze wyważonej i potrzebnej, niełatwo jest się połapać: czego się obawiać, a co puścić mimo uszu… Nie warto czekać, że ktoś nas ostrzeże przed niebezpieczeństwem, czy bezpodstawną paniką. W sytuacji takiej jak ta, ważne jest przede wszystkim nie tracić czujności, zaufać własnej intuicji, by w samą porę ruszyć do ataku przeciwko chorobie.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciu: mimo powszechnego stanu niepokoju, w Przychodni Centralnej Rejonu Wileńskiego nie dało się zauważyć nadzwyczajnego popłochu. Lekarze i personel tej placówki pracują normalnym trybem.
Fot.
autorka

<<<Wstecz