Echa I Światowego Zjazdu Wilniuków

Ruszczyc i Moniuszko gościli w Wilnie

W sierpniu w Wilnie gościli wilniucy z całego świata. W ich gronie znajdowali się także potomkowie słynnych osobistości, urodzonych lub mieszkających kiedyś w mieście nad Wilią.

Praprawnuczka Stanisława Moniuszki – Klara Moniuszko, wnuk Ferdynanda Ruszczyca – Ferdynand Bogdan Ruszczyc oraz siostrzenica Ludomira Sleńdzińskiego – Jolanta Halkiewicz – chętnie się spotkali z obecnymi i byłymi wilniukami, aby opowiedzieć o sobie i swoich przodkach.

Urodziła się w samolocie

Klara Moniuszko jest ostatnią osobą, która nosi to nazwisko. Pochodzi z linii najmłodszego syna słynnego polskiego kompozytora. Praprawnuczka Stanisława Moniuszki również jest powiązana z muzyką – jest pianistką, od lat mieszkającą w Paryżu. Pani Klara pochodzi z wielonarodowej rodziny. Urodziła się natomiast w Teheranie, raczej w samolocie, który leciał z Londynu do Teheranu. W tym mieście spędziła też dzieciństwo. Uczyła się w Finlandii, studiowała w Petersburgu, a obecnie mieszka we Francji. Pomimo tego bardzo dobrze mówi po polsku, bo, jak się przyznała, to zasługa cioci, która kazała w rodzinie mówić po polsku.

„Wilno bardzo lubię. Nie po raz pierwszy tu jestem. Ludzie wspaniali, miasto wspaniałe. Może w końcu życia będę tu mieszkała...” – mówiła pani Klara, ponieważ po swoim ojcu odziedziczyła mieszkanie w Wilnie, znajdujące się przy ul. Niemieckiej (dom Jubilera).

Promuje Moniuszkę wśród Francuzów

Obecnie praprawnuczka kompozytora zajmuje się promowaniem we Francji muzyki Stanisława Moniuszki, bo, jak zaznaczyła, mieszkańcy tego kraju jego muzyki wcale nie znają. „Staram się robić wszystko, by Francuzi poznali muzykę Moniuszki” – powiedziała pani Klara, która w 1997 roku w Paryżu założyła Stowarzyszenie im. Stanisława Moniuszki. Organizuje koncerty, ekspozycje, projekcje, konferencje poświęcone twórczości słynnego polskiego kompozytora. Stowarzyszenie organizuje też Międzynarodowy Konkurs Muzyki Słowiańskiej, podczas którego, między innymi, są wykonywane utwory Moniuszki.

„Chcę też zrobić festiwal „Śladami Moniuszki”. Żeby się odbywał na Białorusi, w Wilnie, Berlinie i wszędzie, gdzie był Moniuszko” – powiedziała pani Klara. Zaproponowano też jej zapisanie 300 piosenek kompozytora. Kiedy o tym projekcie dowiedzieli się Rosjanie, to w Bibliotece Narodowej w Moskwie znaleźli nieznane pieśni Moniuszki i zaproponowali włączyć je do nagrywanej płyty. Obiecali też sponsorowanie projektu.

Klara Moniuszko opowiedziała też pewną ciekawą historię. Otóż w Paryżu wybudowano wspaniałą salę koncertową, ale która świeci przeważnie pustkami, ponieważ na koncerty muzyki poważnej nie przychodzi zbyt wiele publiczności. Ale podczas występu pani Klary sala była pełna. Po koncercie podszedł do niej dyrektor sali koncertowej i powiedział, że nie wiedział, że Klara Moniuszko jest taką znaną pianistką. Na co praprawnuczka słynnego polskiego kompozytora odpowiedziała: „Nie, proszę pana, po prostu wszyscy Polacy z całej Francji przyjechali na mój koncert”.

Człowiek powraca do swoich korzeni

Jolanta Halkiewicz, siostrzenica Ludomira Sleńdzińskiego, do Wilna przyjechała ze Szwecji. Ale, jak się okazało, urodziła się również w Wilnie. W stolicy zdążyła jednak pomieszkać zaledwie 10 miesięcy, ponieważ losy wojenne rozdzieliły jej rodzinę. Jako dziecko z ciocią wyjechały w 1941 roku do Szwecji. Matka była ścigana przez NKWD, więc nie mogła opuścić kraju. Do rodziny dołączyła dopiero po kilkunastu latach, gdy wróciła z zesłania. Ojciec natomiast zginął w Katyniu.

Swego wuja, Ludomira Sleńdzińskiego poznała, gdy on był już w podeszłym wieku, w Krakowie. „Zawsze wspominał o Wilnie z łezką w oku” – opowiadała Halkiewicz. Pani Jolanta się przyznała, cały czas żyła tym, że kiedyś przyjedzie do Wilna i zobaczy to miasto. Wilno od razu stało się dla niej bliskie, kiedy przed kilkunastu laty po raz pierwszy go ujrzała. „Moje korzenie są tutaj i na Białorusi. Jest tak, że człowiek powraca do swoich korzeni” – mówiła siostrzenica wileńskiego malarza.

„Sercem jestem wilniukiem”

Ferdynand Bogdan Ruszczyc – wnuk słynnego malarza – po raz pierwszy do Wilna przyjechał w 1976 roku, jako 17-letni chłopiec. Przeraził go wtedy ponury kolor wileńskich budynków. Dzisiaj, po upływie 30 lat, stwierdził, że Wilno wygląda inaczej i jest w pełni europejskim miastem. „Chociaż urodziłem się w Warszawie, sercem jestem wilniukiem i cała atmosfera Wilna, Wileńszczyzny i Kresów od młodych lat mi towarzyszyła. Wisiały wokół mnie obrazy mego dziadka” – mówił wnuk malarza. Pan Ferdynand stara się też przybliżać Wilno i Wileńszczyznę tym, którzy z dawnymi Kresami nie mają nic wspólnego. „Wiele osób przywiozłem do Wilna, na Białoruś, by pokazać im Kresy. Pokazać to, co dla większości jest nieznane, zapomniane. Także, by ci, urodzeni w Polsce, wiedzieli, że ta Polska kiedyś inaczej wyglądała” – powiedział Ruszczyc, który jest historykiem sztuki.

Jak „Bitwa pod Grunwaldem” przyjechała do Wilna

Do 2007 roku był dyrektorem Muzeum Narodowego w Warszawie. Za okres swej kadencji starał się, aby Wilno było jak najbardziej obecne w tym muzeum. „Było wiele wystaw, łącznie z wystawą mego dziadka, którą przygotowało MN w Krakowie, wystawa prac Jana Bułhaka. Było wiele wystaw, które miały także pokazać polską sztukę wywodzącą się z Kresów. Mam nadzieję, że wszystko to, co się będzie działo nadal, też temu będzie służyć” – mówił pan Ferdynand.

Opowiedział też o tym, w jaki sposób stało się możliwe przywiezienie do Wilna obrazu Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” (w 1999 roku). Otóż, do niego, jako dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie, zwróciła się ówczesna ambasador Polski w Wilnie, Eufemia Teichmann, z propozycją, żeby ten monumentalny obraz przywieźć do Wilna. Wszyscy zajmujący się obrazem: pracownicy naukowi, konserwatorzy już oczekiwali wyjazdu na Litwę, ale pojawiła się kwestia kosztów. Na kolejne spotkanie w tej sprawie pani ambasador przyszła do dyrektora MN w Warszawie ze swoim mężem. Została poinformowana, że wystawa „Bitwy pod Grunwaldem” będzie kosztowała 150 tys. złotych. Mąż pani ambasador powiedział, że nie ma problemu, wyciągnął książeczkę czekową i wypisał czek. „Możemy sobie życzyć więcej takich ambasadorów, mężów, którzy mają gest, mają możliwości, aby w ten sposób wspierać polską kulturę” – powiedział Ferdynand Bogdan Ruszczyc podczas spotkania z wilniukami.

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciu: Ferdynand Bogdan Ruszczyc (pierwszy od prawej) Jolanta Halkiewicz, Klara Moniuszko – chętnie się spotkali z obecnymi i byłymi wilniukami, aby opowiedzieć o sobie i swoich słynnych przodkach.
Fot.
Jerzy Karpowicz

<<<Wstecz