Nieproszeni goście spędzają sen z powiek mieszkańcom Szyłan

Gdy dzik zachowuje się „jak świnia”

Mieszkańcy przyleśnych miejscowości od dawna wiedzą, że nic dobrego z sąsiedztwa pól uprawnych z dzikami nie wynika. Wyjedzone zagony ziemniaków, zryte pastwiska, wydeptane zboże – żarłoczne zwierzęta w ciągu jednej nocy mogą opustoszyć całe pole.

Dzikie świnie nie gardzą też burakami, a truskawkami po prostu się rozkoszują. Przekonali się o tym mieszkańcy Szyłan, którzy co roku zmagają się z harcami dzików. I chociaż dzikie zwierzęta od zawsze dawały im znać o sobie (Szyłany znajdują się pośród lasów), jednak, jak twierdzą miejscowi, od kilku lat dziki są prawdziwym utrapieniem. „Każdego roku mieliśmy z nimi problem, ale kiedyś były bardziej płochliwe. Bały się strachów postawionych na polu i rozwieszonych puszek. W tym roku są szczególnie bezczelne i niczego się nie boją. Podchodzą nawet pod domy i ryją” – opowiadała Alina Satkiewicz, której dzicze stado zniszczyło w lipcu kilka arów ziemniaków i wygniotło zboże. Gienadij Gedwid z sąsiednich Mazuryszek kartofle będzie musiał kupować, bo zwierzyna przekopała mu 10 arów wczesnej odmiany ziemniaków oraz wydeptała owies. A jeszcze innym sąsiadom dziki wyryły prawie wszystko.

Bezkarne zwierzęta

Mieszkańcy czują się bezradni wobec zwierząt, które przyzwyczajają się do różnych sposobów odstraszania. Nie boją się już ani brzęczących puszek, ani taśm ostrzegawczych. Rolnicy próbują różnych sposobów do walki z nieproszonymi gośćmi z lasu: palą w nocy ogniska, odpalają petardy, a nawet zostawiają w polu na noc włączone radio. Pola mieszkańców Szyłan co jakiś czas strzegą myśliwi. Jednak pani Alina wątpi w skuteczność takiej pomocy, bo łowcy nie czatują każdej nocy, a tylko kiedy niekiedy i wyłącznie do północy, a dziki przeważnie wcześnie rano przychodzą na pola. „Jak na razie boją się odstraszaczy zapachowych, które otrzymaliśmy od myśliwych, ale na jak długo – nie wiadomo, bo, jak twierdzą znawcy, dziki do tych substancji też się przyzwyczają” - mówiła Satkiewicz, niepokojąc się, co będzie dalej, bo oprócz dzików na pola uprawne zaglądają też łosie, wyjadając kapustę i buraki. Zaznaczyła, że jest jej bardziej szkoda włożonej pracy, a nie zniszczonych warzyw.

Populacja wzrasta

Pani Alina oraz kilku mieszkańców Szyłan zgłosiły szkody do starostwa. Satkiewicz jednak nie spodziewa się kompensaty. Zależy jej bardziej na tym, aby w jakiś sposób poskromiono dzików, które niszczą ar za arem uprawy. „Chyba dzików jest po prostu za dużo. Gdyby ich więcej odstrzelano, to i szkód byłoby o wiele mniej” - rozważała mieszkanka Szyłan.

To, że populacja dzików bardzo się zwiększyła, potwierdził przewodniczący koła łowieckiego „Suderves”, Juozas Sakavičius. Jego zdaniem, jest to efekt łagodnych zim, sprzyjających obfitemu rozrodowi oraz powodujących, że chore i słabe osobniki pozostają przy życiu. „Ponieważ liczba dzików ciągle się zwiększa, więc ich odstrzał nie jest ograniczony. W ubiegłym sezonie łowczym myśliwi naszego koła upolowali ponad 40 dzików, a w tym sezonie, który się rozpoczął w maju, odstrzelono już 25 dzikich świń” – poinformował Sakavičius, dodając, że myśliwi nie mogą na życzenie rolników i nie zważając na prawo łowieckie odstrzelić wszystkich dzików. „Wszystkich nie wyniszczymy, bo one szybko się płodzą. Oprócz tego, dzik jest zwierzęciem migrującym. W dzień może pokonać ok. 12 km. Odstrzelimy jednych, to przyjdą inne” – tłumaczył pan Juozas.

Sami powinni zadbać

Planując roczny budżet koło łowieckie „Suderves” przeznacza określoną kwotę na odszkodowania dla rolników. „Staramy się na bieżąco reagować na skargi i uwagi rolników. Współpracując z mieszkańcami, organizujemy pilnowanie zagrożonych zasiewów, rozdajemy rolnikom repelenty odstraszające dziki, dokarmiamy zwierzynę w lasach, aby nie wychodziła na tereny uprawne” – mówił Sakavičius.

To dokarmianie budzi jednak sporo kontrowersji wśród rolników. Gedwid, któremu dziki zryły uprawy, zapewnia, że zwierzęta na jego polu zaczęły się pojawiać wtedy, kiedy myśliwi niedaleko umieścili karmnik dla dzików. Natomiast Sakavičius sądzi, że gdyby niedokarmianie, to jeszcze więcej zwierzyny wychodziłoby na zasiewy.

Prezes koła łowieckiego „Suderves” jest jednak przekonany, że mieszkańcy nie mogą zdawać się wyłącznie na pomoc myśliwych – sami powinni bardziej zadbać o swoje zasiewy, np. ogradzając je płotem.

Płot – jako ratunek

I właśnie z powodu braku ogrodzenia rolnik może nie otrzymać odszkodowania od myśliwych. Bo, jak zaznaczył gł. specjalista wydziału rolnego samorządu rejonu wileńskiego, Tadeusz Alancewicz, właścicielom zasiewów o powierzchni do 3 ha, znajdujących się w otoczeniu lasu lub zasiewów o powierzchni do 0,2 ha, znajdujących się nie dalej niż 200 m od posiadłości, szkody wyrządzone przez zwierzynę łowną pokrywane są wyłącznie w tym wypadku, jeżeli zasiewy były strzeżone przez pastucha elektrycznego lub ogrodzone płotem.

Nie wszyscy rolnicy chcą ogrodzić swoje uprawy. Jedni, których pola znajdują się daleko od domu, twierdzą, że płot będzie ukradziony. Innych po prostu nie stać na taką inwestycję jak ogrodzenie. A ci, którzy są wrogo nastawieni wobec myśliwych są przekonani, że to właśnie myśliwi powinni grodzić swoją zwierzynę.

I kto tu ma rację?

Za późno zgłaszają

Według danych wydziału rolnego samorządu rejonu wileńskiego w tym roku o odszkodowanie do starostw zwróciło się 16 rolników (w 2008 r. – 21). „Najczęściej zgłaszają się mieszkańcy Dukszt, Mejszagoły, Szyłan. Ostatnio z komisją jeździliśmy na oględziny do Dukszt, gdzie stado dzików pewnemu rolnikowi zniszczyło 15 proc. z 1 ha zasiewów owsa. W tym roku mamy też podanie z Rukojń, w których problemów z dzikami dotąd nigdy nie było” – mówił specjalista wydziału rolnego. Jednak nie wszyscy poszkodowani, którzy chcą otrzymać odszkodowanie od myśliwych, spełniają warunki. „Jedni zbyt późno zgłosili szkody. Inni przed wizytą komisji oborali ziemniaki, próbując je ratować, ale, niestety, komisja już nie mogła oszacować strat. Inni sami nie dbali o ochronę swych zasiewów. Ci, którzy mają zbyt mało zasiewów lub zaniedbane uprawy, też nie mogą liczyć na odszkodowania” – tłumaczył specjalista. Dodał też, że koła łowieckie przeważnie wywiązują się ze swych zobowiązań i wypłacają naliczone odszkodowania rolnikom. Problem jest jedynie z kołem łowieckim „Antanava”, które ludziom nie spłaciło jeszcze odszkodowań za 2008 r.

Myśliwi - hultaje?

„W ciągu ostatnich kilku lat zwiększa się liczba zgłoszeń o odszkodowania. Ale to wynika nie tylko z faktu, że zwiększyła się populacja dzików, ale też z malejącej liczby upraw rolnych. Gdyby wszystkie pola były zasiane, to procent szkód w stosunku do zasiewów byłby mały, bo te szkody rozkładałyby się równomiernie. Dziś upraw ziemniaków, zboża jest znacznie mniej niż kiedyś, więc i szkody wyrządzane w uprawach są bardziej dotkliwe” – powiedział przewodniczący komisji ds. szacowania szkód wyrządzonych przez zwierzynę łowną i oceniania środków zapobiegawczych, wicemer rejonu wileńskiego Jan Sinicki. Niekoszone łąki, opuszczone pola, krzaki, inne nieużytki, zdaniem myśliwych, są doskonałym siedliskiem dla dzików. Przewodniczący komisji też zaznaczył, że sprzeczność interesów pomiędzy rolnikami a myśliwymi była od zawsze. „Przed kilkunastu laty z powodu choroby wyginęła spora część populacji dzików. Rolnicy oskarżali myśliwych, że to oni odstrzelili zwierzynę. Obecnie, kiedy dzików jest dużo, ludzie znów winę składają na łowców, że są hultajami i nie chcą strzelać” – mówił Sinicki.

Jak zaznaczył Alancewicz, ważna jest współpraca pomiędzy myśliwymi i rolnikami. Dobre stosunki panują pomiędzy łowczymi i mieszkańcami w Rzeszy, bo, jak powiedział specjalista, rzadko zdarzają się tam wypadki, by rolnicy potrzebowali odszkodowań od myśliwych. Dodał też, że każda strona (myśliwi, starostwo, rolnicy) powinna sumiennie spełniać swoje obowiązki i przestrzegać ustaw, bo tylko wtedy jedna strona może czegoś potrzebować od drugiej. „Bo jak można potrzebować od myśliwych odszkodowań za zniszczenia czynione przez dziki, jeżeli czasami rolnicy sami nie dbają o swoje uprawy?”- mówił Alancewicz.

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciu: dziki przekopały Gienadijowi Gedwidowi 10 arów wczesnej odmiany ziemniaków oraz wydeptały owies.
Fot.
autorka

Według danych ministerstwa środowiska w sezonie łowczym 2008-2009 r. w kraju upolowano 35,8 tys. dzików – o 13,4 tys. więcej, niż w poprzednim sezonie. Populacja dzików na Litwie bardzo się zwiększyła. W 1934 r. w całym kraju było 280 dzików, obecnie jest ich ponad 50 tys.

<<<Wstecz