67. rocznica mordu na Polakach w Święciańskiem
„Chrońmy pokój na tej ziemi!”
Kolejny raz pochyliliśmy się nad księgą naszej wspólnej historii, przypominając tragiczne wydarzenia z czasów II wojny światowej. Dla mieszkańców Święcian, Nowych Święcian, Hoduciszek są to niezwykle bolesne wspomnienia...
Dla większości z nas opowiadania o minionej wojnie, to tylko suche fakty, odległe odgłosy walk. Są jednak tacy, którzy byli świadkami tych tragicznych wydarzeń bądź słyszeli o nich bezpośrednio z ust swych bliskich. Do dziś dnia noszą w sercach niegasnący ból po utraconych rodzicach, krewnych, przyjacielach, sąsiadach, znajomych. W te, tak pełne uroku, dni maja, a mianowicie 19-20 przypadły smutne rocznice mordów nad Polakami Ziemi Święciańskiej.
Krzyże przemawiają do nas
19 maja 1942 roku oddział partyzantów na czele z Fiodorem Markowem dokonał udanego zamachu na komisarza powiatowego Josepha Becka, jego zastępcę Waltera Gruhla oraz towarzyszącego im oficera niemieckiego. W odwecie schwytano i rozstrzelano wiele osób, zwykłych mieszkańców Święcian, Nowych Święcian, Hoduciszek oraz pobliskich wsi. Podaje się liczbę 1200 ofiar, chociaż dokładnie nie jest ustalona, ponieważ oficjalne komunikaty są rozbieżne (Helena Pasierbska „Ponary i inne miejsca męczeństwa Polaków z Wileńszczyzny w latach 1941-1944”, wyd. 2005 r.).
W aresztach i egzekucji pomagała również policja litewska. W „Tygodniku” pisaliśmy o Antonim Józefie Ławrynowiczu, którego tragedia z 20 maja 1942 roku dotknęła osobiście - zabito jego ojca. Jakie to okropne: ludzi wrzucają do wspólnego dołu, zasypują ziemią, a następnie zaorują to miejsce i zasiewają owies. Nie ma nic, ani mogiły, ani gdzie zapalić znicza, ani dokąd przyjść zrozpaczonej wdowie, matce.
Od tamtych tragicznych wydarzeń minęło już 67 lat. Krzyże, tablice pamiątkowe na miejscach tragicznej śmierci naszych rodaków przemawiają do nas, do tych, którzy chcą słyszeć, nie chcą zapomnieć, nie mogą obojętnie przejść obok.
Spotkanie w Strunojciach
Wacław Wiłkojć - to mieszkaniec Nowych Święcian, człowiek, który nie tylko słowem, a przede wszystkim swoją działalnością okazuje patriotyzm i szacunek dla historii.
Rok temu Wiłkojć zorganizował spotkanie z Antonim Ławrynowiczem, mieszkańcem Hoduciszek. W tym roku, zawdzięczając Wacławowi Wiłkojciowi, odwiedziliśmy Zenona Jakubowicza, mieszkańca wsi Strunojcie, naocznego świadka wydarzeń z roku 1942. Trzeba zaakcentować, że miejscami spoczynku naszych rodaków opiekuje się miejscowa ludność, nie zostają one też bez uwagi oddziałów ZPL i AWPL rejonu.
Wieś Strunojcie położona jest w bardzo malowniczym miejscu niedaleko Święcian. Nazwę zawdzięcza rzeczce Strunie. Wzmianki o tej miejscowości pochodzą z roku 1459, niegdyś był tu dwór.
W roku 1781 Jan i Konstancja Hrebniccy zbudowali w Strunojciach pierwszy kościół. Powstała parafia, która liczyła 995 wiernych. W roku 1798 została otwarta szkoła.
Lata 1847-1849 – to okres budowy nowego kościoła pod wezwaniem Świętych Piotra i Pawła. Został zbudowany przez Konstantyna Masłowskiego z kamieni i płyt kamiennych.
Schludne domki, brukowana droga „wijąca się” przez wieś, piękny kościół na wzgórzu, a dookoła wspaniały krajobraz, warto tu przyjechać!
Zenon Jakubowicz przywitał nas serdecznie i zaprosił do środka. Czyste i zadbane mieszkanko (mieszka sam, jest wdowcem), kwiatki na stole, przybrany zielenią ołtarzyk, zdjęcia rodziny.
Z. Jakubowicz urodził się w roku 1928. W rodzinie było 5 braci i jedna siostra, do roku 1957 mieszkali we wsi Wieliczka. Gdy przyszło nieszczęście miał prawie 14 lat.
Przeżyło tylko kilku
19 maja, było już po obiedzie. Mieszkaliśmy w Wieliczce (obecnie Białoruś), z której prawie wszystkich mężczyzn zabrali. Po domach chodził wójt gminy Szapiel z policjantami, jak kogo znaleźli - zabierali. Tłumaczyli, że trzeba iść partyzantów w lesie szukać, a ludzie nic złego nie podejrzewali. Ktoś z pola szedł, bo była pora sadzenia ziemniaków i ich spotkał ten sam los. „Zatrzymanych” posadzono pod klon obok pola, trafiłem i ja. Zapłakałem. Spytano, czyj to chłopiec. Mój ojciec umiał po niemiecku, więc wytłumaczył, że syn, który nie ma jeszcze 14 lat. Mnie puścili wolno, a ojciec pozostał. W pewnym momencie powstało zamieszanie: Niemcy, Litwini i Polacy zmieszali się w jednej grupie, więc na jakiś czas egzekucja została zatrzymana. Naraz padły słowa „gult” i „begt”, niektórzy upadli na ziemię, inni zaczęli uciekać, rozległy się strzały. Z tych, co leżeli na ziemi, wyżyło dwóch, a z tych, co uciekali - kilku. Mojemu ojcu powiodło się, został żywy i wrócił do domu, noc spędziliśmy w lesie. Po zakończonej „operacji” w niebo wystrzelono kolorowe rakiety , długo jeszcze strzały było słychać. Nazajutrz spędzili żywych, by zakopali pomordowanych. Przez pewien okres czasu bardzo się bano, że będą wywozić całymi rodzinami. Zdarzały się i takie wypadki, że zabijano człowieka wprost przed domem, na oczach rodziny, dzieci. We wsi Sobolki, na przykład, powiesili człowieka przed domem. Był taki Józef Baciuta, jego ojca zatrzymali, niby to tych partyzantów miał szukać. Wówczas syn poszedł ojca zamienić, żałował, że stary ojciec po lesie chodzić będzie. Ojca odpuścili, a syna zabili. W wiosce Popieleki z każdej chaty zabrali: komu syna, komuś znowuż ojca i synów.
Ciała ludzi wrzucano do ciężarówki i wywożono, zabitych zakopywano we wspólnym grobie.
Straszne to były czasy, nie daj Boże, żeby to się powtórzyło. W siedmiu pobliskich wioskach mordowano. Oto nazwiska niektórych zamordowanych: Markowicz, Wieliczko, Maścianica, Diśko, Rymasz i wiele innych.
Powojenna bieda
Ze Starych Święcian rozstrzelano 40 Polaków, w pobliżu Łyntup (obecnie Białoruś) ponad 150 osób. W kościele w Łyntupach są wymienione ich nazwiska na tablicach pamiątkowych. Pamiątkowe tablice są w Hoduciszkach. W Święcianach na cmentarzu katolickim spoczywają zwłoki zamordowanych, obecnie ustawiono tu również krzyż, nazwiska zabitych są napisane i po polsku.
A pod partyzantów też różni ludzie się podszywali: złodzieje, niegodziwcy. Tacy „partyzanci” z ostatniego obdzierali, z chaty, co się da wynosili.
Gdy wojna się skończyła wszędzie była straszna bieda, ludzie musieli ciężko pracować, często głodowali.
W swoim życiu i w kopalni pracowałem, i osiedle pod Moskwą budowałem, w Karelii las piłowałem. Gdy wróciłem w rodzinne strony dom zbudowałem, rodzinę założyłem, pracowałem w tartaku 7 lat, a potem 14 lat jako traktorzysta w sowchozie”.
Dumny z wnuków
Rozmówca opowiedział o swojej rodzinie, pokazał zdjęcia, jest bardzo dumny ze swoich wnuków. Serdecznie dziękujemy Zenonowi Jakubowiczowi za gościnność, za to, że pozwolił poruszyć tak bolesne i tragiczne tematy.
Dziękujemy Wacławowi Wiłkojciowi za zorganizowanie tego spotkania, za to, że z jego pomocą księga historii kolejny raz otwarta została na właściwej stronie. Wszystkim tym, co przeżyli tamtą straszną wojnę, chcemy życzyć wiele zdrowia, opieki bliskich, zrozumienia.
Wszystkim nam, a szczególnie młodemu pokoleniu chciałabym powiedzieć: „Pielęgnujmy w sobie miłość do życia, miłość do bliźniego i szacunek do starszych, chrońmy pokój na naszej ziemi!”.
Maria Jakubowska
Na zdjęciach: przy pomniku pomordowanym mieszkańcom Nowych Święcian odbywają się apele pamięci; mieszkaniec Strunojć Zenon Jakubowicz, naoczny świadek wydarzeń z 1942 r.